Polski Bond

Stanisław Mikulski był znany również na Węgrzech i jego śmierć nie mogła przejść tu bez echa. Informacje te przekazały dziś praktycznie wszystkie dzienniki w swych serwisach internetowych. Węgrom kojarzy się do dziś ze wschodnią wersją Bonda, dzięki przygodom Kapitana Klossa, które zdobyły taką popularność na początku lat 70, że później były wznawiane wielokrotnie, ostatnio na kanale Muzeum TV (węg. Kockázat). Popularność aktora była wtedy tak wielka, że odwiedzał on kilkukrotnie Węgry a młode dziewczęta mogły wzdychać do jego podobizny na pocztówkach (mam taką! zdobyta z 10 lat temu na targu staroci Ecseri), ale również podziwiać go w węgierskim filmie kryminalnym z 1971 Morderca jest w domu (A gyilkos a házban van), w którym zagrał kapitana Tímára. Pod względem popularności na Węgrzech jedynymi konkurentami dla niego wśród polskich aktorów byli odtwórcy ról czterech pancernych.

A tak wspominał swój pobyt na Węgrzech sam aktor w wywiadzie dla Gazety Wyborczej z 2008 roku.

Gazety węgierskie w 1973 roku: „Stanisław Mikulski wjechał na Népstadion w Budapeszcie ukwieconym wozem z flagami Polski i Węgier, poprzedzanym forpocztą konnych huzarów. Ten radosny orszak zajechał przed honorową trybunę z towarzyszem Jánosem Kádárem”. Cyrk.
– No cyrk, ale co robić. Węgry pamiętam świetnie, to była największa impreza w moim życiu. Tamtejsza prasa podsumowała, że w czasie wyświetlania „Stawki” sprzedano 300 tysięcy telewizorów ponad plan. Wjeżdżam do Budapesztu, a tu całe miasto zaklejone plakatami. Wjeżdżam na stadion, sto tysięcy ludzi krzyczy: „Kloss, Kloss!”. Stałem w odkrytym wozie, a za siedzeniem ukrył się aktor, który dubbingował Klossa w węgierskiej wersji „Stawki”. Robimy rundkę, podjeżdżamy pod trybunę z Kádárem. Zaczynam mówić, ale tak naprawdę ruszam tylko ustami. Bo mikrofon ma ten ukryty facet. Cały stadion więc słyszy, że Mikulski mówi po węgiersku! Szał radości.
A co pan mówił?
– Pojęcia nie mam, przecież nie znam węgierskiego. Ludzie tak byli rozentuzjazmowani, że musiałem z tej imprezy uciekać w aucie przykryty jakimś brezentem. Nie chcieli mnie wypuścić. Tylko aktorzy węgierscy stali z kwaśnymi minami. Potem na boku jeden mi wyjaśnił: „W ostatnich trzech miesiącach pisano o tobie więcej niż o nas przez pięć lat”.