Węgrzy w kosmosie

Węgry zostały właśnie pełnoprawnym członkiem Europejskiej Agencji Kosmicznej, choć jako pierwsze spośród krajów byłego bloku wschodniego nawiązały kontakt z ESA, bo już w kwietniu 1991 roku. Pomimo to przez 25 lat ograniczali się do współpracy z agencją, gdy tymczasem kraje takie jak Czechy, Polska i Rumunia stały się już jej pełnoprawnymi członkami. Można by odnieść wrażenie, że przeszkodą była roczna składka członkowska, której wysokość to 8 mln Euro.

Po pierwsze, wszyscy którzy znają temat przekonują, że nawet taka minimalna składka zwraca się prawie w całości, a wręcz obowiązuje zasada, że im więcej włożysz tym więcej wyciągniesz – ESA znacznie wcześniej niż NASA czy Rosjanie, oparła swą działalność na założeniach biznesowych, nie bawiąc się w kosztowne wyścigi kosmiczne imperiów. Rakiety Ariane nie miały na celu wozić w kosmos kosmonautów tylko dochodowe satelity lub urządzenia służące nauce. Jest to przy okazji odpowiedź na pytanie zadawane przez węgierskich dziennikarzy, którzy chcieliby wiedzieć czy mogą liczyć na drugiego węgierskiego kosmonautę po Bertalanie Farkasu.

Po drugie, Węgry nigdy nie kryły swych aspiracji do stania się centrum naukowo-technicznym, co najmniej w regionie Europy Środkowej. Głośny był spór między Budapesztem i Wrocławiem o ulokowanie Europejskiego Instytutu Technologicznego w Budapeszcie – który zakończył się tym, że powstało centrum znajdujące się… w kilku miejscach, co przeczy samej idei centrum. Niemniej jednak to Budapesztowi przypadła siedziba rady zarządzającej EIT – przy takich aspiracjach nawet bez wysokiej stopy zwrotu kwota 8 mln EUR wydaje się niewielka. Choć rząd węgierski nie stara się jakoś szkodzić naukom ścisłym i technicznym tak jak to robił z ekonomiczną Corviną, to nie widać też takich nakładów z jego strony jak otrzymuje Ludovika, potencjalna kuźnia kadr politycznych. A przecież dobrze wykształcone kadry techniczne są głównym magnesem dla inwestycji na Węgrzech.

Wracając do kwestii dopięcia procesu przystąpienia do ESA, to ja stawiałabym w tej sytuacji na przyczyny polityczne. Wydaje się, że nawet dla Węgrów współpraca z Rosjanami w branży kosmicznej na dotychczasowych zasadach jest nie do zaakceptowania i skorzystali z możliwości do zademonstrowania swego proeuropejskiego nastawienia. Ot, coś na drugą nóżkę. Rosjanie nie powinni jednak odbierać tego jak jakiś akt wrogości, bo ESA dotychczas nawet kupowała od nich rakiety, a poza tym członkostwo w ESA jest niejako konsekwencją członkostwa w Unii Europejskiej. Z drugiej jednak strony, choć agencja ma w nazwie słowo Europejska to jej członkiem stowarzyszonym jest Kanada, a współpracuje z nią Izrael i Turcja, a takie grono wskazywałoby raczej na NATO niż UE. Nie ma co ukrywać również, że wiele projektów ma charakter militarny bo nikt nie tworzy systemu geolokacyjnego tylko dla radości kierowców, choć ESA i rządy państw europejskich zapewniają, że ich Galileo w przeciwieństwie do GPS i rosyjskiego Glonass kontrolowany będzie przez instytucje cywilne (np. cywilnego ministra obrony :)

Na razie wydaje się jednak, że jak w starym dowcipie Węgrzy zaczynają od złego pytania i na wieść o interesie do zrobienia pytają się zaraz: A ile na tym można stracić?

Reklama

Biżuteria przyszłości

Czy wynalazek Węgrów stanie się przebojem w najbliższej przyszłości i podbije świat mody?

Inteligentna biżuteria. Na taki pomysł wpadli węgierscy wynalazcy projektując bransoletkę, której wygląd można dowolnie zmieniać, kiedy tylko ma się na to ochotę, ściągając obraz z telefonu dzięki prostej aplikacji. Wystarczy po prostu przyłożyć do niej telefon.

Bransoletka nie wymaga klasycznego ładowania (pobór mocy potrzebnej tylko do zmiany obrazka jest tak niewielki, że urządzenie ładuje się indukcyjnie od telefonu kiedy użytkownik uruchamia ww. aplikację). Biżuteria prezentuje się elegancko, jej wyglądu nie psują żadne przyciski ani kabelki.

Na razie wzory oferowane są w wąskiej gamie kolorów – w bieli, szarościach i czerni (ale przecież czarny jest zawsze w modzie), co wynika z chęci oszczędzania energii (jest to wyświetlacz na wzór tych znanych nam z e-booków – powierzchnię bransoletki pokrywa e-ink), ale projektanci już pracują nad możliwością rozszerzenia oferty wyboru kolorów. W przyszłości mają pojawić się również naszyjniki i pierścionki oparte o tę technologię, a także możliwość projektowania własnych motywów przez użytkowników.

Pomysłodawcy z grupy Liber8 prowadzą obecnie rozmowy z domami mody, projektantami i grafikami. Ich technologią Tago Arc zainteresowani są np. Japończycy i Koreańczycy.

Węgrzy nie chcą jednak by Tago Arc pozostał wyłącznie modowym gadżetem. Jego potencjał można wykorzystać na różne sposoby – nawet do ratowania życia, zapisując na bransoletce grupę krwi, informacje o alergiach, itp.

Nowe usługi na Węgrzech

UPC będący jednym z głównych dostawców Internetu na Węgrzech w ostatnim czasie zaczyna poszerzać swoją ofertę. Głośno o jego debiucie na rynku operatorów komórkowych, gdzie zaczyna świadczyć usługi, jako tzw. operator wirtualny, mimo nie najlepszych doświadczeń w tej materii innych firm.

Znacznie ciekawsza wydaje się oferta nazwana Wi-Free, gdzie abonenci UPC zyskają szeroki dostęp do bardzo rozbudowanej sieci hotspotów WiFi na terenie Węgier. Skąd nagle UPC zyskało tak szeroką sieć hotspotów? Okazuje się, że ktoś dość sprytnie wymyślił, że router u abonenta UPC może być nie tylko przeznaczony do dostarczania mu internetu, ale może stanowić też punkt dostępowy dla osób w jego okolicy. Z uwagi na wielką ilość takich routerów, nagle UPC stało się posiadaczem olbrzymiej sieci WiFi. Ilość tego typu routerów szacowana jest na 200 tys. Pomysł ten jest realizowany przez UPC także w innych krajach, m.in. w Polsce. Swoją drogą, ciekawe czy rzeczywiście z usługi będzie można korzystać też w innych krajach gdzie jest UPC, bo do tej pory niezbyt wiele wynikało z ponadnarodowego charakteru wielkich korporacji, jak telekomy czy banki.

Kontrowersje budzi fakt czy publiczne wykorzystanie routera nie narazi abonenta na ataki hakerów. Firma zapewnia, że prywatny kanał domowy będzie całkowicie odseparowany od kanału publicznej sieci WiFi, ale doświadczenie uczy, że wszystko jest tak długo bezpieczne jak długo ktoś nie wykaże, że jednak tak nie jest, czego świetnym przykładem był WPS. Z pewnością na Węgrzech gdzie do tej pory nie było odpowiednika polskiej usługi socjalnej w stylu Aero, ten pomysł wzbudzi zainteresowanie.

Inną ciekawą usługą, która ma wkrótce (wiosna 2015) pojawić się na Węgrzech jest system Velotrack realizowany przez tutejszego operatora telefonii komórkowej Vodafone i jego partnera w tym projekcie, firmę Hargamon sp. z o.o. Oferta skierowana jest do rowerzystów, których liczba na Węgrzech jest tak znaczna, że w roku 2010 oszacowano, że aż 19% podróży realizowano w tym kraju przy użyciu roweru.

Niestety kradzież rowerów to prawdziwa zmora węgierskich cyklistów, która jest więcej niż łyżką dziegciu w tym rowerowym raju. Powyższe firmy postanowiły wdrożyć system analogiczny do tych, jakie stosowane były do tej pory w celu monitorowania samochodów. Tzw. czarna skrzynka urządzenia GPS ma stać się elementem ramy roweru i jej usunięcie ma być niemożliwe (trudno więc powiedzieć czy będzie ten system można stosować w starych rowerach, choć widziałam kiedyś niemieckie rozwiązanie, które wbudowane było do przymocowanej na stałe lampki rowerowej).

System ma pełnić w założeniu trojaką funkcję. Po pierwsze, zabezpieczenie przed kradzieżą. Funkcja żyroskopu będzie pozwalała na poinformowanie użytkownika, że jego rower zmienił położenie a dzięki GPS trasa roweru będzie dalej śledzona. Dane o kradzieżach będą gromadzone w systemie i użytkownik będzie informowany czy miejsce w którym pozostawia rower jest bezpieczne. Po drugie, informacje o położeniu będą pozwalały na tworzenie społeczności i obserwowanie wraz ze znajomymi czy rodziną w czasie rzeczywistym gdzie znajduje się rowerzysta. Po trzecie, użytkownik będzie mógł analizować dane np. w celach treningowych lub w tym samym celu wykorzystywać je w czasie rzeczywistym, przy użyciu odpowiedniej aplikacji na współpracującym smartfonie.

Cena urządzenia i koszt jego użytkowania przez 1 rok będzie zawarta w cenie nowego roweru. Po roku użytkownik będzie decydował czy chce nadal korzystać z usługi, której miesięczny koszt ma być odpowiednikiem ceny jednego hamburgera. Niestety marketingowcy nie doprecyzowali czy chodzi o taki najtańszy, podstawowy hamburger, czy też hiper-mega Whopper ze wszystkimi dodatkami :)

źródło: hwsw.hu, sg.hu

Lajta Monitor

W weekend mieliśmy okazję zajrzeć pod pokład zabytkowego statku wojennego Lajta Monitor, o którym na blogu pisałam już wcześniej tutaj. Okręt będzie zimował w Neszmély i przed Parlament powróci dopiero na wiosnę. Tak więc nic straconego jeśli ktoś miał ochotę go obejrzeć i tym razem nie zdążył. Warto go odwiedzić, bo ten typ statków to naprawdę rzadkość. Chłopak, który nas oprowadzał wspomniał, że miał już dwie grupy z Polski. Jako uzupełnienie wcześniejszego postu zamieszczam poniżej galerię zdjęć.

Ostatni okręt Monarchii

W piątek przed Parlamentem zacumował wojenny okręt-muzeum Lajta Monitor. Ma przypominać o udziale Węgrów w I wojnie światowej. W tym roku obchodzona jest 100 rocznica wybuchu tego konfliktu. Minister Obrony Narodowej Csaba Hende w swojej przemowie wspominał o ofiarach, o przegranej i o traktacie z Trianon, który dla Węgrów oznaczał utratę 2/3 terytorium kraju.

W czasie kiedy został zbudowany Lajta Monitor był jednym z najnowocześniejszych okrętów wojennych na świecie. Tego typu okręty powstały w USA w czasie wojny secesyjnej (w 1862 roku zwodowano USS Monitor z obrotową wieżą działową), z punktu widzenia techniki wojennej wprowadzały dużo innowacji. Dlatego według tego wzoru zaczęto budować okręty w innych częściach świata: najpierw w Anglii a następnie w Monarchii Austro-Węgierskiej. Monitory to okręty artyleryjskie pozwalające na operowanie na wodach przybrzeżnych lub na rzekach (wtedy nazywane są monitorami rzecznymi), charakteryzowało je małe zanurzenie. Ich zastosowanie na wodach przybrzeżnych i rzekach powodowało, że pokład statku znajdował się stosunkowo nisko nad lustrem wody, co wraz z charakterystyczną okrągłą, rotundowatą wieżą artyleryjską nadawało tym statkom charakterystyczny wygląd. Dzisiaj na świecie pozostało 9 takich okrętów.

Okręt oddano w 1871 roku pod nazwą Leitha, służył on węgierskiej flocie przez ponad 50 lat. Pierwszą bitwę stoczył w 1876 pod Belgradem, walczył do końca I wojny światowej, a w 1919 roku już jako Lajta Monitor brał udział w walkach za czasów Republiki Rad. Na mocy postanowień traktatu z Trianon nieuzbrojony statek mógł od tego czasu służyć tylko celom cywilnym. W 1921 statek zaczął być eksploatowany przez Przedsiębiorstwo Pogłębiania Dunaju i Żeglugi Parowej, w którym od 1928 roku pełnił funkcję pogłębiarki rzecznej. W 1948 roku został przejęty przez następcę firmy – Przedsiębiorstwo Regulacji Rzek i Prac Podwodnych. Głównego napędu nie stanowił już wtedy silnik parowy, lecz silnik diesla typu Lang.

W 1992 roku z inicjatywy historyka-amatora żeglugi Andrása Margitay-Bechta statek uznano za zabytek i został przejęty przez Instytut i Muzeum Historii Wojskowości (mieszczące się na Wzgórzu Zamkowym za placem Kapistrana, przy Tóth Árpád sétány 40.). Obecnie okręt cumuje na Dunaju przy nabrzeżu Antall József rakpart, od strony północnej Parlamentu i stanowi część Centrum Turystycznego Parlamentu. Rekonstrukcja kosztowała 100 mln forintów i była możliwa dzięki środkom otrzymanym z Unii Europejskiej. (źródło: mult-kor.hu)

Skoro mowa o węgierskiej flocie, przypomina mi się anegdota historyczna, być może znana niektórym czytelnikom bloga.

W 1941 roku  Węgry, będące sojusznikami Niemiec, wypowiedziały wojnę Stanom Zjednoczonym. W gabinecie prezydenta Roosevelta odbywa się taka rozmowa.
Ambasador Węgier: Szanowny panie prezydencie, z największą przykrością muszę pana poinformować, że z dniem dzisiejszym Węgry wypowiadają wojnę Stanom Zjednoczonym.
Roosevelt: Węgry? Co to za kraj?
Ambasador: To jest królestwo, panie prezydencie.
Roosevelt: Królestwo? A kto jest tam królem?
Ambasador: Nie mamy króla, panie prezydencie.
Roosevelt: To kto tam rządzi?
Ambasador: Admirał Miklós Horthy.
Roosevelt: Admirał? Ach, więc będziemy mieli przeciwko sobie kolejną flotę!
Ambasador: Niestety, panie prezydencie, Węgry nie mają dostępu do morza i w związku z tym nie mają floty.
Roosevelt: O co więc wam chodzi? Macie z nami jakiś konflikt terytorialny?
Ambasador: Nie, panie prezydencie, Węgry nie mają roszczeń terytorialnych wobec USA. Mamy konflikt terytorialny z Rumunią.
Roosevelt: A więc prowadzicie także wojnę z Rumunią?
Ambasador: Nie, panie prezydencie, Rumunia jest naszym sojusznikiem…

Tu jeszcze kilka zdjęć statku, stał wtedy po drugiej stronie rzeki, zdjęcia zrobiłam 2 tygodnie temu.

Statek można zwiedzać od wtorku do piątku, między 25 sierpnia a 30 września od 10.00 do 18.00, między 1 października a 3 listopada od 10.00 do 16.00. Wstęp wolny.

Update: galeria zdjęć z wnętrza statku dostępna tutaj.

Rower na barokowo w Muzeum Etnograficznym

Ta wystawa świetnie oddaje również polskie klimaty. Składaki z Csepela są jak te z Rometu, a i spodnie spięte klamerką się znalazły.

Warto zwrócić uwagę, że na posterach reklamowych z czasów komuny, które zapewne były przeznaczone na rynek zachodni Csepel reklamowal się logiem dawnego właściciela Manfreda Weissa. Przypomina to nieco sytuacje z E. Wedel (zakłady 22 Lipca).

Na wystawie obejrzeć można rower z napędem strunowym, o którym informowały parę lat temu również polskie portale. Pomysł ten miał wyeliminować konieczność używania brudnego, usmarowanego łańcucha a także umożliwiać łatwe dostosowanie roweru zarówno do jazdy miejskiej, jak i sportowej. Jak pamiętam polscy forumowicze podeszli z dużą rezerwą do tego rozwiązania argumentując m.in., że : „To rozwiązanie (…) może być kłopotliwe w razie awarii”. Jak widać na załączonym zdjęciu, na tym rowerze wyprawa do Azji Centralnej przejechała 18000 km.

To tylko kilka szczegółów dotyczących tej wystawy. Nie zdradzając reszty, dla zachęty wrzucam kilka zdjęć.

Wystawa „Miasto rowerów” w Muzeum Etnograficznym, 14 kwietnia-28 września. W oparciu o wystawę Miasto Cyklistów, zorganizowaną w 2011 r. w Szabadka (Subotica), poszerzoną tu o aspekt Budapesztu.