Miklós Radnóti – poeta węgierski

Miklós Radnóti to postać tragiczna m.in. w wymiarze, który stał się przedmiotem dyskusji prowadzonych ostatnio w całej Europie. Dyskusji o asymilacji. Bez najmniejszych wątpliwości jeden z największych węgierskich poetów, który dał językowi i kulturze węgierskiej jedne z najpiękniejszych fraz. Radnóti uważał się za Węgra i utożsamiał z Węgrami, a pomimo to odsuwano się od niego z powodu żydowskiego pochodzenia. Jego fascynacja europejską kulturą, studia romanistyczne, a w końcu decyzja o chrzcie w wierze katolickiej, postrzegane były jako forma odizolowania się od prześladowanej mniejszości, a nie jako wybory wolnego człowieka, za jakiego się uważał. Nade wszystko współcześni mu oceniali go przez pryzmat jego niearyjskiego wyglądu. W jakimś sensie jego twórczość i życie przypominają mi losy Tuwima, a z innej strony to postać niczym z powieści Kundery. Jego uwikłaniu w tragiczne koła historii, które w końcu go zmiażdżyły, towarzyszyło osobiste życie jakże podobne bohaterom tego czeskiego pisarza. Wplątanie w dziwne trójkąty miłosne, na tle życia w totalitarnym systemie. Walka miłości i pożądania wobec jakże rożnych kobiet, gdzie nie zawsze oczywistym było kto jest podmiotem którego z tych uczuć.

Moja okolica (Újlipótváros) wzbogaciła się ostatnio o nowy pomnik Miklósa Radnótiego, który stanął u zbiegu ulic Radnóti i Pozsonyi. Choć poeta ma już pomnik przed teatrem swojego imienia przy ul. Nagymező w VI dzielnicy, tym razem to XIII dzielnica po raz kolejny oddała hołd swojemu dawnemu mieszkańcowi. W dzielnicy znajduje się popularne centrum kultury im. Radnótiego (tzw. RaM) mieszczące izbę pamięci poety, do której po śmierci jego żony trafiły ich meble oraz przedmioty osobiste (przy okazji polecam znajdujące się tam muzeum rocka, świetną restaurację i nowo otwarty plac zabaw). O poecie przypominają również tablice pamiątkowe na domu przy ul. Kádár 8 (nie mylić z Jánosem Kádárem, kádár to po węgiersku po prostu bednarz), gdzie Radnóti przyszedł na świat, przy ul. Pozsonyi 1, gdzie spędził kilka ostatnich lat życia oraz ta przy ul. Radnóti 45.

Twórczość Radnótiego zaliczana jest do nurtu awangardy i ekspresjonizmu, na wyjątkową uwagę zasługuje jego poezja miłosna, a wiersze, powstałe tuż przed śmiercią zaliczane są do jednych z najbardziej przejmujących dzieł literatury Holokaustu. Jak czytamy w opisie polskiego wydania jego wierszy, które ukazały się w tomie Spienione niebo (Wydawnictwo Literackie, Kraków 1980): „(…) Studiom romanistycznym zawdzięczał doskonałą znajomość języków łacińskiego i francuskiego. Lektura dzieł klasycznych i współczesnych pogłębiła jego wrażliwość, zwracając uwagę pisarza ku nieprzemijającym wartościom humanistycznym. Jako jeden z pierwszych w swoim kraju – już z początkiem lat trzydziestych – zdał sobie sprawę z zagrożenia, jakie stanowi dla ludzkości faszyzm. Bacznie śledził wydarzenia wojny domowej w Hiszpanii, słusznie uważając, że walka toczy się w obronie całej Europy. Podobnie jak lubiany i opiewany przezeń F. García Lorca – sam padł ofiarą faszyzmu, zamordowany przez Niemców w 1944 r. podczas ewakuacji obozu pracy. „Spienione niebo” prezentuje Radnótiego jako twórcę poezji refleksyjnej, głęboko zaangażowanej w obronę wartości humanistycznych, a zarazem wrażliwego liryka, autora bogatych w oryginalne, subtelne obrazy wierszy miłosnych.”

Do ostatnich chwil swoje wiersze zapisywał w odnalezionym po śmierci notesie i na skrawkach papieru. Skierowany do prac przymusowych, zginął w czasie marszu śmierci węgierskich Żydów (z relacji świadków wynika, że został pobity przez jednego z żołnierzy, poirytowanego faktem, że ten bazgrze coś na papierze. Po tym incydencie uznano go za zbyt słabego i dobito strzałem w głowę, a następnie pochowano wraz z innymi Żydami w zbiorowej mogile). Nad jego spuścizną przez lata pieczę sprawowała żona, Fanni Gyarmati. Ta nad wyraz skromna kobieta, znana w okolicy jako Fifi néni (cioteczka Fifi), unikała dziennikarzy i rzadko pojawiała się publicznie. Zawsze powtarzała, że osobą za którą się ją uważa, stała się wyłącznie dzięki Radnótiemu i nie ma w tym jej osobistych zasług, choć to właśnie ona była natchnieniem i powodem powstania jednych z najpiękniejszych wierszy miłosnych w poezji węgierskiej i to dzięki niej pamięć o Radnótim i jego twórczości przetrwała.

Poznali się gdy miała 14 lat, pobrali kilka lat później, małżeństwem byli przez niespełna 10 lat. Po śmierci Radnótiego całkowicie wycofała się z życia publicznego, nie udzielała wywiadów, nie pojawiała się w telewizji ani na uroczystościach upamiętniających jej męża. Została wykładowcą poezji w szkole filmowej i teatralnej, uczyła francuskiego i rosyjskiego, przez lata skrupulatnie gromadząc materiały związane z poezją Radnótiego. Nigdy nie wyszła ponownie za mąż. Do końca mieszkała w tym samym mieszkaniu, w którym żyła z mężem (na drzwiach do dziś figuruje nazwisko poety), nie zgodziła się by urządzono w nim muzeum. W 1962 roku udzieliła jedynego wywiadu, w którym padły m.in. słowa „Faszyzm pochłonął nasze życie”. Fanni zmarła w 2014 roku w wieku 101 lat.

Kilka miesięcy temu ukazały się jej pamiętniki (Napló 1935-1946 I-II.), które opisują nie tylko codzienność małżonków i w końcu ich osobistą tragedię, ale stanowią też wyjątkowe źródło wiedzy o życiu społecznym, literackim i artystycznym tamtego okresu, toczącym się w cieniu tragicznych wydarzeń historii. Czasów, w których młodzi małżonkowie musieli zamieszkać w piwnicy własnego domu. Domu wymarzonego, zbudowanego na miarę tej niezwykłej epoki w stylu Bauhausu, gdzie młoda wdowa po kilku chwilach względnego małżeńskiego szczęścia spędziła resztę życia odbierając codziennie pocztę ze skrzynki oznaczonej Radnóti Miklósné (Mikloszowa Radnóti) – na Węgrzech kobiety, co jest obecnie już coraz rzadsze, miały w zwyczaju przybierać nie tylko nazwisko ale i imię po mężu. W kontekście tego związku, jakże dobitnie podkreśla to jej wierność i oddanie.

Na zdjęciach poniżej: klatka schodowa domu, w którym mieszkał Radnóti z żoną, wejście do piwnicy, do której byli zmuszeni przenieść się w czasie wojny i skrzynka pocztowa z nazwiskiem Radnóti Miklósné.

Reklama

Powrót hrabiego

Po 70 latach na plac Kossutha powrócił pomnik hrabiego Gyuli Andrássyego, premiera w latach 1867-1871, kiedy powstała CK Monarchia. Umieszczenie pomnika na placu otaczającym parlament kończy jego restaurację, w ramach której starano się przywrócić miejscu wygląd sprzed wojny. Oryginalny pomnik autorstwa Györgya Zala stał na placu w latach 1906-1945. Ponoć decyzja o usunięciu pomnika nie była wcale podyktowana politycznie czy ideologicznie. Zdemontowano go w czasie budowy tymczasowego mostu Kossutha, który po wojnie łączył oba brzegi Dunaju na wysokości parlamentu. Żołnierze sowieccy chcieli wysadzić pomnik w powietrze, gdyż przeszkadzał im w budowie mostu, jednak ostatecznie trafił do magazynu gdzie przeleżał kilka lat, po czym został przetopiony (legenda miejska głosi, że stał się częścią pomnika Stalina).

Hrabia Gyula Andrássy znany jako wybitny polityk, budowniczy Monarchii Austro-Węgierskiej, od bycia jednym z największych wrogów Habsburgów (udział w Wiośnie Ludów, wyrok śmierci wykonany na nim w trybie in effigie – zaocznie, przez powieszenie portretu zbiega) ewoluował do współtwórcy dualistycznej monarchii, wielkiego admiratora cesarzowej Sissi (plotkowano, że jedynie dla jej wygody stworzył aleję noszącą w Budapeszcie jego imię, a nawet że następca tronu Rudolf mógł być jego synem), a w końcu jako minister spraw zagranicznych stał się kreatorem południowo-wschodniej polityki monarchii, która w efekcie doprowadziła do wielkiego starcia starych europejskich potęg – w tym kontekście pomnik u niektórych budzi podobne wątpliwości, co przywrócony po drugiej stronie parlamentu pomnik Tiszy. W powszechnym odbiorze hrabia Andrássy jest kojarzony jako ten, który  przyczynił się w dużym stopniu do rozwoju samej stolicy. To z jego inicjatywy powstała wspomniana aleja w stylu paryskim, znajdująca się dziś na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

Oficjalne odsłonięcie nowego pomnika ma się odbyć dopiero za kilka miesięcy. Do tego czasu po obu stronach postumentu pojawią się jeszcze płaskorzeźby z brązu. Sam pomnik ma 6,5 m wysokości i jest wierną kopią oryginału.

Poniżej fotoreportaż – kończą się właśnie prace nad przymocowaniem pomnika do podstawy, zdjęcia z wtorku.

Dzień Przyjaźni Polsko-Węgierskiej

Dzień Przyjaźni Polsko-Węgierskiej Katowice 2015, fb Węgierski Instytut Kultury

Zbliża się Dzień Przyjaźni Polsko-Węgierskiej (23 marca). W najbliższy weekend zarówno w Polsce jak i na Węgrzech obok oficjalnych obchodów odbędzie się wiele imprez towarzyszących. Poniżej kilka propozycji. Jeśli wiecie jeszcze o jakimś ciekawym wydarzeniu, dajcie znać.

Gospodarzem tegorocznych obchodów dnia przyjaźni są Katowice (co roku jest to inne miasto, na przemian raz polskie-raz węgierskie). Ważnym wydarzeniem 21 marca będzie odsłonięcie pomnika Henryka Sławika i Józsefa Antalla seniora. Od poniedziałku w mieście trwa przegląd kina węgierskiego. Szczegółowy program obchodów znajdziecie na stronie katowice.eu

21 marca, w sobotę – Polish monuments of Budapest. Interesujący program ma dla Was polsko-węgierski klub dyskusyjny w Budapeszcie. Grupa spróbuje odwiedzić jak najwięcej polskich pomników w stolicy. W związku z tym, że towarzystwo będzie międzynarodowe, spacer z przewodnikiem będzie odbywał się w j. angielskim, tak więc śmiało możecie zaprosić Waszych przyjaciół. Spotkanie o 12.30 na schodach Muzeum Narodowego. Kontakt do organizatorki oraz pozostałe szczegóły tutaj.

21 marca (sobota) od godz. 10.00 – Magyar Lolka & Lengyel Bolka czyli festiwal dla dzieci w przedszkolu przy Stowarzyszeniu im. J.Bema. W programie występy artystyczne, magik, klaun, konkurs rysunkowy, malowanie twarzy i koszulek – tematem przewodnim będzie oczywiście przyjaźń polsko-węgierska. 1051 Budapest, Nádor u. 34

fb Samorząd Polski na Węgrzech

Just one more thing…

Nieznani sprawcy przyozdobili pomnik porucznika Columbo w BP (o pomniku było już na blogu tutaj). Pojawił się taki oto napis. Columbo mówi do swego psa: „Może powinniśmy wrócić do Ameryki?” „Nie możemy, nie wpuszczą nas”. Amerykańskimi prowokatorami szybko zajęła się policja, odbierając im tablice z napisami.

6 października na Węgrzech

W V dzielnicy Budapesztu, na placu powstałym u zbiegu ulic Báthori i Hold stoi pomnik – znicz. W wykonanym z brązu lampionie umieszczono czerwoną lampkę symbolizującą wieczny ogień, który płonie upamiętniając premiera pierwszego niezależnego rządu węgierskiego, hrabiego Lajosa Batthyánya. Napis na pomniku głosi: „Tu zginął śmiercią męczeńską pierwszy premier Węgier”. Pomnik stanął w miejscu, gdzie kiedyś znajdowało się wielkie austriackie więzienie i koszary wojskowe i gdzie 6 października 1849 roku stracono hrabiego Batthyánya.

W tym samym dniu, w mieście Arad (na terenie dzisiejszej Rumunii) dokonano egzekucji 13 przywódców węgierskiej Wiosny Ludów, powstania przeciwko Habsburgom, po upadku którego w odwecie rozszalał się antywęgierski terror. 13 bohaterskich oficerów nazywa się męczennikami z Arad (aradi vértanúk). Od tamtego czasu 6 października jest na Węgrzech dniem żałoby narodowej.

Wspomniane koszary (Újépület albo Neugebäude) były olbrzymim kompleksem wojskowym, w zasadzie twierdzą i zajmowały teren dzisiejszego Placu Wolności (Szabadság tér). Budynek został ostatecznie rozebrany w 1898 roku. Poniżej na planie z 1893 roku.

I jeszcze polski akcent związany z tym miejscem: dwie tablice umieszczone na ścianie Ministerstwa Rolnictwa (od strony ul. Báthori), upamiętniające uczestników Wiosny Ludów, którzy zginęli za sprawę węgierską: księcia Mieczysława Woronieckiego oraz kapitana Konrada Kazimierza Rulikowskiego.

 zdjęcia: Wikipedia

Szorty czyli krótko 17.09.2014

Nieustająca walka NAVu czyli węgierskiej skarbówki trwa. Tym razem dzielni kontrolerzy w przebraniu wskoczyli na motocykle i rowery udając turystów i pomknęli wzdłuż Balatonu, ujawniając niegodziwości właścicieli kempingów i miejsc noclegowych. W sumie skontrolowali 53 usługodawców. W czterech przypadkach nie otrzymali rachunków za noclegi. W 11 wypadkach nie wystawiono im rachunków za dodatkowe usługi, np. za kolację czy skorzystanie z kortów tenisowych. W wyniku kontroli nałożono kary na łączną kwotę 3 mln Ft (niecałe 10 tys. EUR).

Córka premiera, Ráhel Orbán zaczyna być widoczna w Ministerstwie Turystyki (w zasadzie nie jest to na Węgrzech oddzielne ministerstwo tylko departament w Ministerstwie Gospodarki), coraz częściej występuje w nim jako doradca. Rok temu Ráhel obroniła na Uniwersytecie Ekonomicznym Corvinus pracę, która zdobyła pierwsze miejsce w organizowanym przez Magyar Turizmus konkursie na najlepszą pracę roku z dziedziny turystyki. Nagrodę córce premiera wręczyła sama szefowa departamentu d.s. turystyki, która jednocześnie była jej wykładowcą. Podkreślano nowatorski wybór tematu – praca dotyczyła organizacji festiwali muzycznych, jako przykład posłużył Sziget i Volt (Ráhel udzielała się przy organizowaniu tego ostatniego). Praca dostępna jest tutaj. Wokół pracy i zgłoszenia jej do konkursu zrobiło się swego czasu bardzo głośno i co ciekawe w obronie córki premiera stanął nawet jego przeciwnik polityczny Ferenc Gyurcsány, który stwierdził, że to nie wina dziecka, że ktoś chciał mu pomóc, ale to nie powód żeby mieszać osobę córki premiera z polityką. Do tej pory Ráhel pracowała jako praktykantka w hotelu Kempinski, później w sieci restauracji Roy (do grupy należy Spíler Shanghai w Gozsdu udvar, Baltazár na Wzgórzu Zamkowym, restauracje Pest-Buda i Pierrot oraz bistro ÉS w Kempinskim prowadzone wspólnie z hotelem).

Hurra! – wreszcie Poczta Węgierska nie będzie traktowała płatności kartą jako wypłaty bankomatowej. Do tej pory na pytanie czy mogę opłacić swoje rachunki kartą płatniczą panie na poczcie z przepraszającym uśmiechem odpowiadały, że płatności kartą dokonać nie można, ale za to można dokonać wypłaty gotówki w okienku za pomocą tej samej karty tak jakby to była wypłata z bankomatu. Oczywiście pieniądze otrzymywało się w gotówce tylko jako nadwyżkę powyżej opłacanej kwoty rachunków czyli poczta de facto przyjmowała płatność kartą, ale oczywiście naliczając prowizję w wysokości kilkuset forintów jak przy wypłacie z bankomatu. Sprawa ta jest o tyle istotna, że wraz z rachunkami za typowe usługi takie jak gaz, prąd, internet itp. na Węgrzech otrzymuje się gotowe druki do płatności na poczcie. Jeżeli ktoś chciałby zapłacić rachunki w banku to pobiorą tam od niego dodatkową prowizję, no chyba, że ma stałe zlecenie.

W sierpniu znacznie zwiększył się ruch na rynku nieruchomości – odnotowano 27% wzrost w stosunku do tego samego okresu w roku ubiegłym (dane Duna House). Za  mieszkania w bloku zapłacimy średnio 122 tys. Ft, w Peszcie 180 tys., w Budzie 209 tys. Na wschodzie kraju mieszkania w domach z cegły kosztowały 144 tys. za , na zachodzie kraju 164 tys., w Peszcie 232 tys., w Budzie 340 tys. Od dłuższego czasu wśród kupujących dużą popularnością cieszą się mieszkania w XIII dzielnicy. W sierpniu co piąty zainteresowany zgłaszał chęć zakupu właśnie w XIII dzielnicy. Na kolejnych miejscach listy popularności znalazły się VI, VII i XIV dzielnica oraz XI w Budzie.

A skoro o kapitale, to z auli Uniwersytetu Corvinus usunięto pomnik Karola Marksa. Władze uczelni podają, że nie było to wynikiem jakichkolwiek nacisków z zewnątrz i że pomnik nie opuści terenu uczelni. Na razie jednak jeszcze nie wiadomo gdzie dokładnie trafi. Wniosek o usunięcie Marksa wyszedł od KDNP (partia chadecka, koalicjant Fideszu) oraz od IKSZ (Stowarzyszenie Młodych Chrześcijańskich Demokratów). IKSZ uznało wydarzenie za symboliczne zakończenie ery postkomunistycznej.

Urząd z Wieży Babel

Węgierska biurokracja potrafi być bardzo uciążliwa, ale nie ma co się dziwić, bo wyrasta na gruncie legendarnej biurokracji austro-węgierskiej, jakże pięknie opisywanej przez Haška i Kafkę. Porzućcie więc nadzieję ci, co wierzycie w Unię Europejską i jej udogodnienia. Po chwilowej niepewności zaraz po akcesji, aparat urzędniczy okrzepł i śmiało daje odpór próbom unijnych ataków na własne kompetencje. Kiedy ktoś wyjeżdża z Polski, najczęściej na drogę zabiera międzynarodowe wersje wszelkich istotnych dokumentów jak dyplomy, akty urodzenia czy ślubu itd. Urzędnicy wydający je w Polsce zachęcają do odbierania ich w wersjach międzynarodowych, bo przecież wszędzie w Europie taka wersja będzie honorowana. Może i wszędzie indziej, ale na pewno nie na Węgrzech. Kraj ten dorobił się centralnego biura tłumaczeń (Országos Fordító és Fordításhitelesítő Iroda, w skrócie OFFI), które działa jakby na przekór sensowi całej Unii tłumacząc typowe, anglojęzyczne dokumenty na węgierski. Niech żadna matka z krajów obcych nie próbuje nawet zacząć rodzić, jeśli jej akt ślubu nie został przetłumaczony na węgierski. I niech żaden filolog, tłumacz przysięgły czy inny łobuz nie myśli przechwalać się swoją znajomością języków obcych. Tłumaczenie wykonywane jest wyłącznie przez współpracujących z urzędem specjalistów. Oczywiście według urzędowych stawek. Praca wykonana, płacić trzeba. Nie myślcie sobie jednak, że przyjeżdżając na Węgry przetłumaczycie te swoje papierzyska i hulaj dusza. Urzędy doszły do wniosku, że do każdej czynności potrzeba tłumaczenia aktualnego, no bo przecież może się okazać że wy to się jednak urodziliście gdzieś indziej, albo ten wasz ślub to był z kimś innym. Oczywiście za kolejną wykonaną pracę płacić trzeba. Oczywiście tyle samo. No chyba, że więcej, bo w końcu inflacja jest.

Niestety ten dzielny urząd zaliczył ostatnio wpadkę wizerunkową. Wspominałam już o kontrowersyjnym projekcie pomnika ofiar niemieckiej okupacji (tu link). Na pomniku widnieje napis „Pamięci ofiar” w językach niemieckim, angielskim, hebrajskim i rosyjskim. Media nagłośniły sprawę błędu wychwyconego w wersji hebrajskiej. Rząd pokazał więc opieczętowane oficjalne tłumaczenie wykonane przez Krajowe Biuro Tłumaczeń. W końcu głos w sprawie zabrał sam urząd przyznając, że błąd powstał na etapie przeniesienia napisu na pomnik: wykonawca rozdzielił tekst na dwie linie zapominając o tym, że w hebrajskim czyta się od prawej do lewej, a tym samym czyniąc napis niezrozumiałym. Wcześniej jakiś rabin wskazywał, że nieprawidłowo użyto słowo ofiara, które odnosiłoby się tu raczej do kontekstu obrzędowego i ofiar składanych ze zwierząt. Biuro tłumaczy się jednak, że słowo to w powszechnym użyciu ma obecnie szersze znaczenie i można je odnieść również do ofiar holokaustu. Jakby tego było mało, ktoś zauważył błąd na samochodzie reklamującym usługi biura, na którym w różnych językach umieszczono słowo „samochód”. Znów problem był z hebrajskim gdzie litery zostały umieszczone w odwrotnym kierunku. Przy okazji pomnika głos w sprawie zabrało także stowarzyszenie tłumaczy profesjonalnych, podnosząc, że czas skończyć z monopolem jednego biura.

Oczywiście istnienie takiego urzędu jest na rękę całej rzeszy węgierskich biurokratów nie znających angielskiego i przerzucających swój brak kompetencji na obywateli innych krajów. I nie chodzi przecież o jakieś nietypowe dokumenty, ale o pewne szablony. Ich to nic nie kosztuje, a ja tuż przed porodem musiałam tłumaczyć coś, co już raz było przetłumaczone. Oczywiście nie mogłam tego zrobić wcześniej, bo dokument byłby nieaktualny. Ciekawa jestem jak sytuacja wygląda w innych krajach UE. Dlaczego istnieje rozbieżność między zapewnieniami polskich urzędników i ich węgierskich kolegów i co robić w sytuacji, gdy strona węgierska upiera się przy swoim nie mając racji? Co można zrobić, żeby obywatele Unii w innych jej krajach nie musieli spotykać się z takimi utrudnieniami? Czy ktoś ma jakiś pomysł?