Prawie 200 stopni

130, 150.  Schody są tak wąskie, że ruch odbywa się tylko w jedną stronę. Cierpiący na klaustrofobię raczej nie czuliby się tu komfortowo. Przystanek na złapanie oddechu, dzwonnica – oglądamy dwa dzwony, pozostałe cztery mieszczą się na niższym poziomie, nieudostępnianym zwiedzającym.  Jeszcze tylko kilka stopni i 197. I wreszcie widok z wieży! Imponujacy. Budapeszt widziany z miejsca do niedawna jeszcze niedostępnego dla turystów. Teraz wreszcie z innej  perspektywy można obejrzeć charakterystyczny kolorowy dach neogotyckiego kościoła Macieja pokryty dachówkami Zsolnaya, Basztę Rybacką i plac św. Trójcy.

Koronkowa, biała wieża kościoła Macieja to jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Budapesztu. Jej wysokość licząc od posadzki kościoła wynosi 78.16 m, a od poziomu ulicy 76.57 m. Wieża została odbudowana na wzór tej z czasów króla Macieja – autorem rekonstrukcji z 1894 roku był Frigyes Schulek. Jedynie ozdobne zwieńczenie i galeria zostały zaprojektowane przez samego architekta.

Pierwszy kościół zbudowano w tym miejscu w drugiej połowie XIII w za panowania Beli IV, jednak z tego okresu nie zachował się żaden jego obraz. Już po przebudowie, w 1384 roku, w czasie mszy wieża dzwonnicza zawaliła się i nie odbudowywano jej przez kolejne 90 lat. Kościół w takim stanie pokazuje drzeworyt z kroniki Hartmanna-Schedela z 1470 roku. Król Maciej, mocno związany ze świątynią, odbudował wieżę, umieszczając na wysokości trzeciego piętra swój herb. Figuruje na nim data ukończenia odbudowy – 1470 rok. Kopię herbu umieścił na wieży Schulek w czasie XIX wiecznej rekonstrukcji, a jego oryginał trafił do wnętrza kościoła, na ścianę przylegającą do wieży, gdzie strzeże go dwóch „czarnych żołnierzy” namalowanych przez Bertalana Szekelya, nawiązujących do słynnej Czarnej Armii króla Macieja (Fekete Sereg).

W czasie prawie 150-letniego panowania tureckiego w Budzie (1541-1683) kościół funkcjonował jako meczet, a na wieżę pięć razy dziennie wspinał się muezin, by wzywać wiernych na modlitwę. Brakuje źródeł z czasów średniowiecza i okupacji tureckiej, które mówiłyby coś o dzwonach. Najwcześniejsza wzmianka dotyczy Wielkanocy 1723 roku, kiedy w czasie siedmiodniowego pożaru, który strawił wtedy Budę, dzwony z wieży Macieja stopiły się. Na ich miejsce jeszcze w tym samym roku odlano dzwon Trójcy Świętej, który przetrwał do dziś i jest najstarszym dzwonem wieży. W czasie II wojny światowej wieża została mocno uszkodzona, odbudowa zakończyła się w marcu 1956 roku. Z tego roku pochodziły widoczne jeszcze do 2008 roku uszkodzenia powstałe w czasie węgierskiego powstania.

Przez wiele lat tylko osoby uprzywilejowane i kościelne VIPy mogły tu wejść. A przecież początek tej galerii był prozaicznie użytkowy – w latach 1897–1911 na wieży służbę pełnili strażacy alarmując o zagrożeniach pożarowych aż do czasu, gdy ich zadanie stało się niepotrzebne na skutek popularyzacji telefonów.

Ale przede wszystkim to dom drugich najważniejszych dzwonów kraju, po tych z Bazyliki św. Stefana. Jak już wspomniałam, w wieży znajduje się  6 dzwonów, z których najmniejszy waży 110 kg, a najcięższy 4,4 tony. Dwa z nich można oglądać w czasie wizyty na wieży. Dzwon Chrystusowy (Krisztus-harang) – drugi co do wielkości w Budapeszcie, 6 na Węgrzech. Obecnie waży on 4,4 tony (197 cm średnicy u podstawy na 145 cm wysokości) i zastąpił większy (5,9 tony) dzwon o tej samej nazwie, który niestety podzielił los wielu zabytków sztuki ludwisarskiej i odlewniczej w czasie II wojny światowej – przetopiony na cele wojenne.

Drugi dzwon, który mogą zobaczyć turyści jest znacznie skromniejszy. Ba, są większe od niego w tej samej wieży – waży „zaledwie”  1,6 tony i jest niewątpliwie ważny dla Polaków – gdyż nosi nazwę Jana Pawła II. Ważny jest on również i dla samych Węgrów, bo upamiętnia wielkie wydarzenie, gdy Papież pobłogosławił symbol państwa węgierskiego, koronę świętego Stefana. Dzwon ten bije na wieży najczęściej, wzywając na większość nabożeństw.

Warto wspomnieć, że odlano je głównie dzięki wsparciu z funduszy norweskich, jakże głośnych w swoim czasie – jak widać, UE nie tylko rogami straszy i siarką zieje. Dzwony zostały odlane lub odnowione w niemieckim Passau przez Rudolfa Pernera, który dodatkowo, jako dar, odlał najmniejszy, ale jakże sympatyczny dzwon Św. Malgorzaty, który zastąpił ten zwrócony kościołowi parafialnemu na Csepelu. Co dziwne, węgierscy ludwisarze nawet nie stanęli do przetargu.

Wróćmy jednak do samej wieży. Należy pamiętać, że w Budapeszcie nie ma wielu wysokich budynków i nad miastem górują wieże kościołów. Po stronie Pesztu jest to bazylika św. Stefana (96 m) oraz wieża kościoła św. Władysława na Kobanya (83 m), choć widok z nich trudno porównywać ze względu na położenie w innej części miasta.

Samo jednak Wzgórze Zamkowe pełne jest lepszych i gorszych miejsc, rywalizujących ze sobą o tytuł tego z najcharakterystyczniejszym widokiem Budapesztu, co możecie zobaczyć choćby w nagłówku mojego bloga. Oczywiście trudno będzie rozsądzić ten spór więc to nowe miejsce widokowe na wieży może przebić się siłą argumentu, że jest najwyżej położone na Wzgórzu Zamkowym – wieża ma „raptem” 76.5 metra, punkt widokowy znajduje się „zaledwie” na 47 metrze jej wysokości, ale trzeba doliczyć Wzgórze Zamkowe wznoszące się na wysokość 175 metrów n.p.m. Tak więc jedynym „konkurentem” w okolicy pozostaje Góra Gellerta, którą zresztą widać stąd po prostu wspaniale. Ci, którzy będą w Budapeszcie po raz pierwszy i choćby z uwagi na ograniczenia czasowe muszą wybrać jedno miejsce widokowe, z pewnością nadal powinni pozostać przy Górze Gellerta. Jeżeli macie jednak więcej czasu, to naprawdę warto pokonać te prawie 200 stopni.

Na wieżę można wejść codziennie o pełnej godzinie między 10.00-17.00 (nie ma windy), bilet kosztuje 1400 Ft, maksymalna wielkość grupy to 15 osób. Aktualne informacje o biletach i dostępnych zniżkach tu.

Reklama

Kopuła

 

W toku dyskusji pod artykułem o rekonstrukcji budańskiego zamku przywołana została kwestia restytucji przedwojennej kopuły. Jest ona również brana pod uwagę, ale nie zostało to jeszcze oficjalnie potwierdzone. Ostrożność rządu jest tu moim zdaniem zrozumiała, bo trzeba założyć, że długotrwałe prace wpłynęłyby niekorzystnie na turystyczny wizerunek górującej nad miastem bryły Zamku. Przypomnijmy tylko trwający kilka lat remont elewacji Parlamentu, kiedy odwiedzający Budapeszt turyści nie mieli nawet możliwości zrobienia klasycznej fotki z Parlamentem, na której nie byłoby zakrywających budynek rusztowań (widoczne są one jeszcze na zdjęciu z nagłówka mojego bloga). Ale jak wiadomo nie da się zrobić omletu bez rozbicia jajek.

Należy pamiętać, że elewacja budynku Zamku od strony rzeki też wyglądała inaczej przed wojną, co możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu.

Czy decydujący o przebudowie będą na tyle konsekwentni, żeby i tutaj pokusić się o przywrócenie wcześniejszego stanu? Jak na razie ten element odbudowy jest pomijany, a kwestia kopuły choć poważnie rozważana i pojawiająca się w wizualizacji zaprezentowanej w czwartkowym poście musi być na tyle dyskusyjna, że odrębnie nie została jeszcze rozwinięta przez rząd. Dlaczego dyskusyjna? Niewątpliwie korona św. Stefana widoczna i przywracana w wielu miejscach Budapesztu (jak choćby Most Małgorzaty), która wieńczyła starą kopułę, nie wzbudza żadnych wątpliwości wśród samych Węgrów. Ale jak zauważają niektórzy, dlaczego korona ta nie miałaby zwieńczyć kopuły w dzisiejszej formie? Przedwojenna kopuła przywodzi na myśl lukrowany tort i w tym aspekcie pasuje z pewnością do wizerunku monarchii i habsburskiego pałacu. Z drugiej jednak strony dzisiejsza kopuła pod względem architektonicznym, co przyzna wielu architektów, nie prezentuje się źle. Taka jaka jest w tej chwili, w dobie środków masowego przekazu stała się symbolem Budapesztu. Po prawdzie patrząc na poniższy plan porównujący starą i nową kopułę, uświadamiamy sobie, że zmiany które zaszły w wyglądzie pałacu w czasie jego „odbudowy” były tak duże, że praktycznie całkowity powrót do poprzedniego stanu wydaje się niemożliwy i jakieś kompromisy będą konieczne.

Dobre wieści z Zamku

Wczoraj w ramach planu Hauszmanna zaprezentowano wizualizację projektu rekonstrukcji budynków Ujeżdżalni i Straży, które stały kiedyś nieopodal Zamku, od strony zachodniej. Ujeżdżalnię zbudowano w 1899 roku, 10 lat później nieco powyżej, na skraju dziedzińca Hunyadich powstał budynek Straży Głównej, przy bramie wiodącej na zamkowy dziedziniec. Znajdujące się na różnych poziomach dziedzińce Hunyadich i Csikosa połączyły ozdobne schody Stöckla oraz rampa.

Podczas oblężenia w 1944/5 roku budynek ujeżdżalni został uszkodzony, ale nie na tyle by nie można było go odbudować, a mimo to zdecydowano o całkowitym wyburzeniu obiektu. A pomnik Csikósa od którego plac wziął nazwę został przeniesiony powyżej w 1983 roku. Podobny los spotkał budynek Straży, choć jeszcze na początku lat 70 działały w nim biura. W czasie powojennej odbudowy priorytetem stała się odbudowa średniowiecznych umocnień, a tym samym zlikwidowano dostęp do Pałacu Królewskiego od strony zachodniej, z dziedzińca Csikósa, który w zasadzie przestał istnieć. Ważnym elementem obecnej rekonstrukcji stało się zatem umożliwienie dotarcia do Zamku od strony Taban.

Odbudowana ujeżdżalnia oprócz swojej pierwotnej funkcji ma być również miejscem organizacji dużych imprez, balów, targów sztuki. U podnóża murów pojawi się budynek stajni, a w nim 16 koni. Odbudowane zostaną schody, rampa, budynek Straży, który stanie się siedzibą nowo powołanej straży pałacowej (ma on również pełnić funkcje wystawiennicze oraz ma się tam znaleźć miejsce dla gastronomii – idealna lokalizacja dla planowanej na Wzgórzu Zamkowym restauracji słynnego Jamiego Olivera, chociaż on zapowiada jej otwarcie w przyszłym roku więc chyba to jednak nie to). Stąd będzie można dotrzeć do ekspozycji archeologicznej prezentującej pozostałości średniowiecznego zamku. Prace obejmą również wzmocnienie murów z czasów Ybla oraz remont wieży paszy Karakasza.

7 października w Bazarze Ybla otwarta zostanie wystawa prezentująca oryginalne plany rekonstruowanych obiektów oraz przedmioty, które w ostatnich miesiącach udało się odzyskać dla Zamku, np. jeden z ceramicznych obrazów Zsolnaya z sali św. Stefana w charakterystycznej dla tej firmy technice pirogranitu, ponadto przedmioty ze srebra i porcelany, oryginalne detale jak choćby klamki pałacowych drzwi i inne drobiazgi, które odzyskiwane jeden po drugim pozwolą może tchnąć trochę utraconego ducha w pustą skorupę Zamku.

Podróż do przeszłości

Nowa atrakcja na Wzgórzu Zamkowym. W kaplicy św. Michała pod Basztą Rybacką zaczęło działać mini-kino 3D, gdzie można obejrzeć świetną animację 3D o historii Węgier. Film trwa 14 minut. W tym czasie zobaczymy m.in. budowę Mostu Łańcuchowego i kościoła Macieja, zamek z czasów króla Macieja, zajrzymy na chwilę do słynnej biblioteki Corviniany, zobaczymy oblężenie Egeru, Horthyego na białym koniu,  obrazy z rewolucji węgierskiej 1848 czy z czasów bardziej współczesnych – powstanie z 1956 r, otwarcie granicy w 1989 roku.

Film wyświetlany jest co pół godziny, codziennie między 9.00 a 18.00. Do wyboru 8 wersji językowych (niestety nie ma polskiego) – węg, ang, niem, ros, fr, hisz, wł, chin. Bilety w cenie 1400 Ft można kupić na miejscu lub przez Internet. Dla grup szkolnych bilety kosztują 600 Ft (min. 10 osób). Zorganizowane grupy turystyczne – cenę można uzgodnić wcześniej telefonicznie. Szczegóły na stronie 3D Past. Uwaga: schodząc na film, pamiętajcie że w podziemiach jest dość chłodno, warto więc włożyć dodatkową warstwę ubrania.

Poniższy zwiastun robi całkiem dobre wrażenie. To naprawdę świetny sposób na ujrzenie kształtu zamku w formie, jaką miał gdy królował na nim Maciej Korwin i tego co z niego zostało do dziś (choć oczywiście nie w oryginale :)

One dollar hotel

Kiedy Europa świętuje 25 rocznicę upadku muru i żelaznej kurtyny, to wiele osób pamięta jednocześnie o tym że 25 lat temu zniknął aliancki system okupacyjny, którego istnienie uzasadniane było zimną wojną i który już w tamtym okresie wydawał się przecież reliktem. Pamiętam, że w latach 80 japońskie studentki traktowały Checkpoint Charlie w Berlinie jako swoistą atrakcję turystyczną i nie odstraszały ich groźne miny amerykańskiej Military Police.

Trudno więc uwierzyć, że w Budapeszcie, na dziedzińcu jednego ze znajdujących się na Wzgórzu Zamkowym zabytkowych obiektów jeszcze do niedawna w koszykówkę grywali żołnierze amerykańskiej piechoty morskiej i bynajmniej nie było to miejsce należące do państwa węgierskiego. Chodzi o budynek nazywany więzieniem Tancsicsa, który stał się własnością USA po zakończeniu II wojny światowej. W czerwcu bieżącego roku, po 68 latach główny budynek wraz z dwoma innymi przyległymi do niego został w końcu odzyskany przez państwo węgierskie na zasadzie wymiany nieruchomości (pertraktacje trwały 8 lat od podpisania w 2006 roku moratorium w tej sprawie). W październiku na dwa dni obiekt udostępniono zwiedzającym.

To tutaj, przy ul. Táncsics Mihály utca 9-13 pod koniec panowania dynastii Arpadowiczów stał budynek Magna Curia Regis (zwany też Kammerhof), który był pierwszą budańską rezydencją Beli IV do momentu wzniesienia budańskiego zamku (wcześniej siedziba królewska znajdowała się w Esztergom, pol. Ostrzyhom). Pozostałości rezydencji królewskiej widoczne są na głębokości 6-8 m poniżej parteru więzienia Tancsicsa. Od strony Wodnego Miasta (Vizivaros) usytuowane były należące do kompleksu stajnie, warsztaty, itp., a wg. niektórych naukowców we wschodnio-północnej części zbocza mogła zostać ulokowana królewska mennica założona prawdopodobnie za czasów Andrzeja III. W skład zespołu pałacowego wchodziła wieża mieszkalna, w której mieściła się mennica, a także wybudowana w 1349 roku królewska kaplica św. Marcina. W 1382 roku Ludwik Węgierski podarował całą grupę budynków wraz z służebnymi przyległościami paulinom z Budaszentlőrinc (ciekawostka: paulini to jedyny zakon założony na Węgrzech, to stąd wzięli się paulini w Częstochowie) i którzy w tym samym roku umieścili tu przemycone z Wenecji szczątki św. Pawła Pustelnika.

Od zakonników całość przejął w 1416 r. hrabia Hermann Celejski (z arystokratycznej rodziny banów Sławonii, węg. Cillei-család), a po jego śmierci biskup z Vac. Majątek wrócił do korony węgierskiej w roku 1458, ale po dwóch latach król Maciej przekazał go palatynowi Michałowi Országowi z Gút (węg. gúti Ország Mihály), do którego rodziny należał do 1541 roku. Siedziba o charakterze pałacowym zostaje na pocz. XVI w umocniona potężnymi wieżami, z których jedna o średnicy 22 m nosiła nazwę baszty siedmogrodzkiej i była pierwszą w kraju zbudowaną na wzór włoski. Dzięki swojej masywności mogła przetrwać do XXI wieku, choć jej górna część znajduje się dziś na wysokości górnej części dziedzińca wewnętrznego. Powstały z Kammerhof pałac biskupi uległ całkowitemu zniszczeniu w czasie wojny piętnastoletniej (1591-1606). Po odbiciu Budy z rąk Turków w 1686 roku, w latach 1722-1728 na ruinach dawnego pałacu cesarz buduje prochownię o grubych murach, której nadal strzeże ocalała baszta siedmiogrodzka. W obawie przed eksplozją, po okresie wojen napoleońskich wyburzono dwa górne piętra, a prochownię przeniesiono na przedmieścia.

Widoczny z ul. Tancsics żółty budynek (József-kaszárnya) w stylu wczesnego klasycyzmu wzniesiono w latach 1810-1833 jako koszary wojskowe, choć spełniał on głównie funkcję więzienia. To tu przetrzymywano niepokornych wobec Habsburgów węgierskich i rumuńskich pisarzy, prawników i polityków protestujących przeciwko naruszaniu zasady wolności słowa. Nie było to jednak jakieś zatęchłe więzienie, bez dostępu światła. Cele przypominały raczej pokoje z wygodnymi łóżkami, kanapami, półkami na książki, olejnymi lampami, na ścianach wisiały obrazy. Kossuth ze swojej celi na parterze mógł przez jakiś czas swobodnie komunikowac się z przechodniami, jednak gdy Austriacy to odkryli, przenieśli go do innego pomieszczenia od strony dziedzińca. W 1848 roku w czasie Wiosny Ludów powstańcom z łatwością udało się uwolnić z więzienia przebywającego tu Mihalya Tancsicsa. Okna nie były bowiem okratowane, Austriacy zabili je tylko deskami. Kossutha i Tancsicsa upamiętniają tablice na frontonie budynku. Wiadomo, że 30 stycznia 1849 roku na dziedzińcu dokonano egzekucji czterech osób: był wśród nich jeden Polak, jeden Austriak i dwóch Węgrów. W drugiej poł. XIX w. kompleks był siedzibą komendantury placu, a na pocz. XX w. mieścił się tu urząd skarbowy i akcyzowy węgierskiego ministerstwa finansów.

W roku 1946 (oficjalnie w 1948) budynek pozyskali Amerykanie, choć kwestia zmiany własności do dziś pozostaje sprawą dyskusyjną. Według pierwszej wersji właściwy departament USA wyliczył wartość szkód dokonanych przez węgierską obronę przeciwlotniczą w amerykańskich siłach powietrznych (z uwzględnieniem wcześniejszych kosztów poniesionych na ich utrzymanie), otrzymaną kwotę przeliczono na forinty i w praktyce jako reparacje wojenne Amerykanie dostali nieruchomość. Druga wersja mówi o tym, że USA położoną malowniczo działkę po prostu zakupiły. Nikt nie był jednak w stanie przedstawić dokumentów, które by ten fakt potwierdziły.

W latach 50 w budynku dawnego więzienia stacjonowało ok. 45-50 żołnierzy piechoty morskiej, którzy zapewniali ochronę znajdującej się na Placu Wolności ambasadzie USA. Później ich liczbę zmniejszono, a od lat 80 obiekt służył głównie celom rekreacyjnym i jako hotel w którym umieszczano weteranów przybywających z Iraku, Afganistanu czy Kuwejtu. W otoczeniu średniowiecznej architektury, żołnierze mogli ćwiczyć na siłowni, urządzono dla nich wirtualną strzelnicę, ogródek do grillowania i boisko do koszykówki. W 1985 roku powstała osobliwa sytuacja, kiedy to Węgrzy odzyskali magazyn prochowni, jednak w związku z tym, że można było dostać się do niej jedynie przez teren należący do USA, państwo węgierskie wynajęło nieruchomość Amerykanom za symboliczną opłatę 1$ rocznie. O więzieniu Tancsicsa krążyły też przez jakiś czas plotki jakoby pomieszczenie o ciemnych ścianach (strzelnica) miało być miejscem przetrzymywania terrorystów.

Wizyta Busha w 2006 roku przyniosła porozumienie, na mocy którego w zamian za zwrot nieruchomości, Węgrzy zobowiązali się ponieść koszty remontu i przekazania Amerykanom dwóch budynków sąsiadujących z ambasadą USA (w kwocie 2.5 mld Ft).

20 czerwca 2014 roku więzienie zamkowe trafiło ponownie w ręce węgierskie. Dziś nadzór nad tym niezwykle bogatym w znaleziska terenem sprawuje Muzeum Historii Budapesztu. Po zakończeniu prac wykopaliskowych w miejscu gdzie kiedyś był więziony Kossuth ma powstać centrum pamięci 1848 roku. (źródło, fot.: mult-kor.hu)

Ogromna inwestycja na Zamku

200 mld Ft, prace trwające 10, a może nawet 20 lat – to liczby dotyczące największego projektu architektonicznego tego rządu. Kilka dni temu odbyło się pierwsze posiedzenie komisji ds. Narodowego Planu Hauszmanna, któremu przewodniczył premier Orban. Komisja jest odpowiedzialna za długoterminowy projekt, w ramach którego w najbliższych latach na Zamku na szeroką skalę prowadzone będą prace archeologiczne, odrestaurowane i odbudowane zostaną te fragmenty kompleksu zamkowego, które uległy w przeszłości częściowemu bądź całkowitemu zniszczeniu, wśród zabytkowych obiektów ma zostać wzniesiony również jeden budynek współczesny. Prace restauracyjne i archeologiczne prowadzone są na Wzgórzu Zamkowym w zasadzie już od dłuższego czasu, rozpoczęte projekty będą zatem dalej rozwijane i poszerzone o nowe inwestycje.

Pozwolę sobie zacytować w tym miejscu fragment wspaniałej książki znanego dziennikarza Tadeusza Olszańskiego „Budapeszteńskie ABC” wydanej po raz pierwszy w 1968r.:

„Zamek jeszcze płonął, dymiły zgliszcza, w mieście trwała strzelanina, kiedy na Budę popędziła grupa ludzi, aby ratować co ocalało i zabezpieczyć ruiny. Był wśród nich profesor dr Laszlo Gero, światowej sławy archeolog, który dziś jest kierownikiem prac wykopaliskowych prowadzonych na Budzie oraz twórcą koncepcji odbudowy zamku. Jeden z czołowych węgierskich dziennikarzy Peter Ruffy z Magyar Nemzet w swoim reportażu o profesorze Gero napisał, że był on wówczas jedynym człowiekiem na Węgrzech, który w zniszczeniu zamku widział pozytywne strony. Ruina secesji i baroku stworzyła bowiem szansę na wydobycie pogrzebanych dawno prawdziwych, romańskich i gotyckich skarbów Budy. Dzięki profesorowi Gero miałem możność poznać cały skomplikowany plan wydobycia tych skarbów na światło dzienne, zobaczyć je na własne oczy, poznać dyskusje, jakie toczyły się w sprawie koncepcji odbudowy zamku i wreszcie dokładnie zwiedzić zamek.”

Jak więc widać kontrowersje dotyczące sposobu odbudowy zamku towarzyszyły temu miejscu od bardzo dawna i o mały włos zamiast pięknego symbolu Budapesztu, mielibyśmy park ruin na wzgórzach. Obecne kontrowersje nie dotyczą jednak jedynie sposobu odbudowy ale i jego dalszego użytkowego celu. Główna zasada programu brzmi: odtworzymy to co się da, dysponując dostępnymi zdjęciami, wyposażeniem, zachowanymi planami. Są jednak takie fragmenty kompleksu, których z powodu niewystarczającej dokumentacji nie jesteśmy w stanie wiernie odtworzyć.

Na razie wiadomo, że w 2016 roku na Wzgórze Zamkowe ma zostać przeniesiona kancelaria premiera (wspominałam o tym tutaj), nowa siedziba premiera powstanie w budynku dawnego klasztoru karmelitów (obecnie mieści się tam Teatr Tańca).

Już w przyszłym roku rusza chyba najbardziej ekscytujący etap prac – rozpoczną się prace wykopaliskowe na dziedzińcu więzienia Tancsicsa, gdzie znajdują się fragmenty pierwszego wczesnego pałacu Beli IV oraz pozostałości mennicy królewskiej. Obiekt od 1948 roku do lata tego roku był własnością… USA, co uniemożliwiało kontynuowanie prac archeologicznych.

Plan zakłada również rekonstrukcję dwóch emblematycznych sal zamku: sali tronowej oraz sali św. Stefana. Po stronie zachodniej, nad powstającym garażem podziemnym na 300 miejsc, rząd rozważa odtworzenie w oryginalnej formie budynku dawnej ujeżdżalni projektu Hauszmanna, z przeznaczeniem na cele turystyczne.

Na konferencji wspomniano również o bardziej odległych planach przeprowadzki Krajowej Biblioteki Széchényiego mieszczącej się w zachodnim skrzydle Zamku. Wielkość zbiorów przekracza już możliwości obecnego budynku i prawdopodobnie biblioteka zostanie przeniesiona do centrum miasta w bardziej dogodną komunikacyjnie lokalizację, w pobliże jednej ze stacji metra.

Skąd środki na prace o tak wielkim rozmachu? Na konferencji prasowej komisarz ds. kultury, László L. Simon powiedział, że Zamek musi zostać odrestaurowany, ponieważ ma on istotne znaczenie symboliczne dla narodu węgierskiego. W przyszłorocznym budżecie wygospodarowano na ten cel 1.5 mld Ft. Projekt zamkowy zbiega się w czasie z inną potężną inwestycją rządu, budową kompleksu muzealnego na terenie Lasku Miejskiego (patrz Szorty z 9 sierpnia). W przyszłym roku przeznaczono z budżetu tylko 8 mln Ft na ten cel. Zapytany o tak skromne środki Simon odpowiedział, że jeśli potrzeba będzie więcej to pieniądze się znajdą i że projekt budowy dzielnicy muzeów nie zostaje wstrzymany. Pierwszy powstanie budynek, który pomieści zbiory Muzeum Etnograficznego, do którego obecnej siedziby na Placu Kossutha przenosi się Sąd Najwyższy (Kúria).

Obok programu dotyczącego Wzgórza Zamkowego, rząd uruchamia ze środków unijnych program ratowania niszczejących pałaców na prowincji Węgier, tzw. Nemzeti Kastelyprogram. Ma on m.in. pomóc w zmianie statusu niektórych obiektów, tak by zostały uznane za zabytkowe, w niektórych przypadkach niezbędne będzie upaństwowienie. Rząd przewiduje również różnego rodzaju ułatwienia dla właścicieli i zarządzających tymi obiektami, np. ulgi podatkowe, co ma pomóc w wypełnieniu zobowiązań związanych z ich remontem. W ramach programu odnawiane będą też nieruchomości, których właścicielem jest państwo, a których remonty w ostatnich 25 latach były odsuwane w czasie bądź przeznaczano na nie niewystarczające środki. Mowa tu o inwestycjach z przeznaczeniem na cele turystyczne, gdyż jak powiedział Laszló L. Simon, po zakończonych pracach zabytki te będą musiały zarobić na swoje utrzymanie i przyciągnąć jak największą liczbę odwiedzających. W pierwszej kolejności odnowionych zostanie 15 pałaców, a w dalszych planach znalazło się miejsce dla kolejnych 20 obiektów.

Szorty czyli krótko 03.08.2014

– Budynek Parlamentu otrzymał nowe oświetlenie od strony Placu Kossutha. Na system składa się 764 źródeł światła, z których część zamontowano w nawierzchni placu, a resztę w otaczającej budynek roślinności lub bezpośrednio na jego fasadzie. Światła wykonano w technice LED i halogenowej i wyposażono w filtry barwne.

Plac Kossutha o zmierzchu.

– Wystawą porcelany Zsolnaya otwarto po 70 latach budynek dawnej Głównej Kwatery Wojska (Honvéd Főparancsnokság), znajdujący się na Wzgórzu Zamkowym przy placu Dísz tér. Neorenesansowa budowla powstała w latach 1895-97 i pierwotnie posiadała cztery piętra oraz kopułę. Budynek w czasie II wojny światowej uległ znacznemu uszkodzeniu i do dziś pozostawał częściowo w stanie ruiny. Po wojnie uszkodzone górne piętra i kopułę poddano rozbiórce uznając, że tak wysoki budynek nie pasuje do bryły zamku i zaburza harmonię architektoniczną zabudowy wzgórza. Przez dziesięciolecia nie udało się dojść do porozumienia w kwestii nowego przeznaczenia budynku. Dopiero niedawna odbudowa przywróciła mu życie. Od 2 dni można oglądać tam wystawę słynnej porcelany, dla zwiedzających wystawiono 260 przedmiotów z fabryki Zsolnaya. W przyszłości budynek ma spełniać funkcje wystawienniczo-kulturalne.

– Węgierski Instytut Dziedzictwa Narodowego (Nemzeti Örökség Intézete) przedstawił ranking popularności mniej i bardziej lubianych historycznych postaci polityki węgierskiej. Pytania zadano grupie młodych Węgrów w wieku od 18 do 30 lat. Król Maciej Korwin okazał się najfajniejszy, a Mátyas Rákosi najgorszy. Co ciekawe w rankingu najgorszych drugie miejsce zajął János Kádar i Ferenc Gyurcsány (obaj po 12 %), wyprzedzając Szálasiego, Horthyego, Orbána, Bajnaia i jedynego cudzoziemca w zestawieniu, Adolfa Hitlera. Największą popularnością wśród młodych Węgrów obok Macieja Korwina cieszy się Św. Stefan, István Széchenyi i Lajos Kossuth.

– Według przeprowadzonej ostatnio analizy rumuńskiego Instytutu Badania Opinii Publicznej INSCOP w sąsiadującej z Węgrami Rumunii największą sympatią obywateli cieszą się następujące narody: 1.Niemcy 2.Anglia 3.Hiszpania 4.Włochy 5. Holandia. Co ciekawe związana z Rumunią historycznie i kulturowo Francja znalazła się dopiero na 6 miejscu. Najbardziej nielubianymi w Rumunii narodami pozostają Rosjanie i Węgrzy, którzy od ostatniego badania zamienili się miejscami – w 2013 roku najbardziej nie lubiano Węgrów, a Rosjanie byli na drugim miejscu.

– Węgierskie tamagotchi wygrało w konkursie talentów Imagine Cup organizowanym przez Microsoft. Drużyna pochodząca z Szegedu wymyśliła mobilną aplikację, w której wirtualne zwierzątko, żyrafę Teppy utrzymuje się przy życiu dzięki uprawianiu sportu, np. dzięki bieganiu czy jeździe na rowerze. Aplikacja obok zabawy przygotowuje typowe dla aplikacji sportowych statystyki, z tym że użytkownik może spodziewać się dosyć złośliwych uwag wirtualnego zwierzątka, jeśli będzie próbował naciągać swoje wyniki sportowe.