Bringa, bicikli, kerékpár

Głównej imprezie turystycznej towarzyszyły targi rowerowe Bringaexpo, gdzie wystawiają się wszyscy obecni na Węgrzech liczący się producenci. Prym wiedzie oczywiście rodzimy Csepel, o którym już wspominałam tutaj, ale i polski Kross, który od jakiegoś czasu stał się mocno widoczny na węgierskim rynku, nie musiał się wstydzić swojej ekspozycji. Rozwija się też idea węgierskiego roweru o napędzie strunowym. Zaprezentowany został m.in. model wyścigowy z ramą węglową.

Mnie szczególnie zainteresowała bardzo bogata oferta map dla rowerzystów dobrze znanego w Polsce wydawnictwa Cartographia.

Na stoisku austriackim moją uwagę zwróciła drezyna prezentowana jako fajny pomysł na ocalenie starych torów. W Polsce takich zapomnianych, zarastających torów nie brakuje, a jak widać tkwi w nich duży potencjał turystyczny.

Reklama

Targi turystyczne Utazás

Targi turystyczne Utazás to niewątpliwie jedna z tych imprez, które zawsze przyciągają tłumy odwiedzających. Węgierscy turyści pojawiają się na nich masowo, wabieni okazyjnymi cenami, oferowanymi w tym czasie tradycyjnie przez touroperatorów. Co ciekawe, stoiska prezentujące węgierskie regiony cieszą się równie dużym, o ile nie większym zainteresowaniem co przedstawicielstwa różnych egzotycznych krajów.

W tym roku gościem honorowym był Mauritius, ale imprezę rozkręcały też stoiska afrykańskie – zdaje się, że w ostatnich latach Afryka (i to wcale nie ta północna) zrobiła się całkiem trendy jako kierunek podróży.

Węgrzy nie gardzą jednak i tymi bliższymi wypadami, co nie wynika głównie ze stanu zasobności portfela, ale i z lokalnej tradycji spędzania wakacji czy weekendów u siebie, np. nad Balatonem albo w różnych wodach leczniczych i termalnych, jakich natura temu krajowi nie poskąpiła. Turystyka wewnętrzna jest w ogóle mocno wspierana przez rząd, o czym pisałam już kiedyś tutaj. Popularna jest też agroturystyka czyli falusi turizmus, a z bliskich (również sercu każdego Węgra) kierunków – Siedmiogród.

Zapowiedzi 26.02.2015

Mapa Węgier z miliona Lego, francuskie filmy, legenda SKA, Kadar i Gomułka, polski ambasador, mit bratanków? Szczególnie polsko-węgierski czwartek zapowiada się ciekawie.

Jeśli nie macie jeszcze pomysłu na weekend – warto wybrać się na targi turystyczne (o których wspominałam tydzień temu tu). Szczególnie ciekawe programy dla dzieci przygotowało Lego – z pomocą odwiedzających powstaje tam mapa Węgier z miliona klocków. Na mapie pojawi się 10 charakterystycznych dla Węgier atrakcji turystycznych.

27 lutego – 8 marca w Budapeszcie: Frankofón Film Napok czyli kino francuskojęzyczne w Uranii. Zobaczymy 31 filmów z 14 krajów, w tym 23 przedpremierowo z takich krajów jak Belgia, Francja, Algieria, Grecja, Rumunia, Kanada czy Szwajcaria.

Filmy będzie można zobaczyć także w innych miastach:

  • Tatabánya, 3-24 marca
  • Miskolc, 5-11 marca
  • Szombathely, 9-15 marca
  • Pécs, 12-18 marca
  • Debreczyn, 12-25 marca
  • Jászberény, 13-15 marca
  • Szeged, 13-18 marca
  • Szolnok, 13-15 marca
  • Eger, 20-21 marca

28 lutego: koncert Bad Manners (UK) w klubie Akvarium o 20.00 (koncert przeniesiony z A38) – jeden z głównych zespołów SKA, prawdziwa legenda gatunku. Z węgierskiej strony wystąpią Lions of Suberbia. Bad Manners do posłuchania tu.

dla znających jęz. angielski:

3 marca: “1989 – The Final Days of the Communist Regime in East-Central Europe” – prezentacja książki i dyskusja będą odbywać się w języku angielskim. Książka 1989 – Jesień Narodów (aut. Adam Burakowski, Aleksander Gubrynowicz, Paweł Ukielski) została wydana w Polsce w 2009, na Węgrzech w 2014 pt. 1989 – A Kommunista Diktatúra Végnapjai Közép- És Kelet-Európában. Stanowi ona wszechstronną analizę porównawczą procesu upadku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej. Zostały w niej ukazane zarówno ostatnie lata reżimu w NRD, Czechosłowacji, Bułgarii, Rumunii, na Węgrzech i w Polsce, wydarzenia roku 1989, jak i ich wpływ na późniejsze losy omawianych państw i świata.  (godz. 11.00 – MTA BTK TTI, 1014 Budapest, 53 Úri u. II. ptr, p. 224.)

dla mówiących po węgiersku:

5 marca: „Két jó barát” – o godz. 16.15 na ELTE (ELTE BTK Történeti Intézet, Szekfű Gyula Könyvtár – Múzeum körút 6-8) spotkanie z ambasadorem RP Romanem Kowalskim. Będzie mowa o stosunkach polsko-węgierskich w świetle obecnej sytuacji międzynarodowej, współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej, UE i NATO (dla zainteresowanych zamieszczam link do obszernego wywiadu, którego ambasador udzielił vs.hu po ostatniej wizycie Viktora Orbana w Polsce, a tu jeszcze wywiad dla HírTV).

Tego samego dnia, na godz. 19.00 do polskiej księgarni Gdańsk (XI dzielnica, Bartók Béla út 46) zaprasza historyk Miklós Mitrovits, gdzie już w mniej formalnej atmosferze będzie można podyskutować o polsko-węgierskich kontaktach politycznych i kulturalnych od 1956 roku do dziś. Uczestnicy spróbują odpowiedzieć na pytanie czy znane wszystkim Węgrom i Polakom powiedzenie o bratankach to mit czy rzeczywistość. Lengyel–magyar „két jó barát” – mítosz vagy valóság?.

Węgrzy w kosmosie

Węgry zostały właśnie pełnoprawnym członkiem Europejskiej Agencji Kosmicznej, choć jako pierwsze spośród krajów byłego bloku wschodniego nawiązały kontakt z ESA, bo już w kwietniu 1991 roku. Pomimo to przez 25 lat ograniczali się do współpracy z agencją, gdy tymczasem kraje takie jak Czechy, Polska i Rumunia stały się już jej pełnoprawnymi członkami. Można by odnieść wrażenie, że przeszkodą była roczna składka członkowska, której wysokość to 8 mln Euro.

Po pierwsze, wszyscy którzy znają temat przekonują, że nawet taka minimalna składka zwraca się prawie w całości, a wręcz obowiązuje zasada, że im więcej włożysz tym więcej wyciągniesz – ESA znacznie wcześniej niż NASA czy Rosjanie, oparła swą działalność na założeniach biznesowych, nie bawiąc się w kosztowne wyścigi kosmiczne imperiów. Rakiety Ariane nie miały na celu wozić w kosmos kosmonautów tylko dochodowe satelity lub urządzenia służące nauce. Jest to przy okazji odpowiedź na pytanie zadawane przez węgierskich dziennikarzy, którzy chcieliby wiedzieć czy mogą liczyć na drugiego węgierskiego kosmonautę po Bertalanie Farkasu.

Po drugie, Węgry nigdy nie kryły swych aspiracji do stania się centrum naukowo-technicznym, co najmniej w regionie Europy Środkowej. Głośny był spór między Budapesztem i Wrocławiem o ulokowanie Europejskiego Instytutu Technologicznego w Budapeszcie – który zakończył się tym, że powstało centrum znajdujące się… w kilku miejscach, co przeczy samej idei centrum. Niemniej jednak to Budapesztowi przypadła siedziba rady zarządzającej EIT – przy takich aspiracjach nawet bez wysokiej stopy zwrotu kwota 8 mln EUR wydaje się niewielka. Choć rząd węgierski nie stara się jakoś szkodzić naukom ścisłym i technicznym tak jak to robił z ekonomiczną Corviną, to nie widać też takich nakładów z jego strony jak otrzymuje Ludovika, potencjalna kuźnia kadr politycznych. A przecież dobrze wykształcone kadry techniczne są głównym magnesem dla inwestycji na Węgrzech.

Wracając do kwestii dopięcia procesu przystąpienia do ESA, to ja stawiałabym w tej sytuacji na przyczyny polityczne. Wydaje się, że nawet dla Węgrów współpraca z Rosjanami w branży kosmicznej na dotychczasowych zasadach jest nie do zaakceptowania i skorzystali z możliwości do zademonstrowania swego proeuropejskiego nastawienia. Ot, coś na drugą nóżkę. Rosjanie nie powinni jednak odbierać tego jak jakiś akt wrogości, bo ESA dotychczas nawet kupowała od nich rakiety, a poza tym członkostwo w ESA jest niejako konsekwencją członkostwa w Unii Europejskiej. Z drugiej jednak strony, choć agencja ma w nazwie słowo Europejska to jej członkiem stowarzyszonym jest Kanada, a współpracuje z nią Izrael i Turcja, a takie grono wskazywałoby raczej na NATO niż UE. Nie ma co ukrywać również, że wiele projektów ma charakter militarny bo nikt nie tworzy systemu geolokacyjnego tylko dla radości kierowców, choć ESA i rządy państw europejskich zapewniają, że ich Galileo w przeciwieństwie do GPS i rosyjskiego Glonass kontrolowany będzie przez instytucje cywilne (np. cywilnego ministra obrony :)

Na razie wydaje się jednak, że jak w starym dowcipie Węgrzy zaczynają od złego pytania i na wieść o interesie do zrobienia pytają się zaraz: A ile na tym można stracić?

Biżuteria przyszłości

Czy wynalazek Węgrów stanie się przebojem w najbliższej przyszłości i podbije świat mody?

Inteligentna biżuteria. Na taki pomysł wpadli węgierscy wynalazcy projektując bransoletkę, której wygląd można dowolnie zmieniać, kiedy tylko ma się na to ochotę, ściągając obraz z telefonu dzięki prostej aplikacji. Wystarczy po prostu przyłożyć do niej telefon.

Bransoletka nie wymaga klasycznego ładowania (pobór mocy potrzebnej tylko do zmiany obrazka jest tak niewielki, że urządzenie ładuje się indukcyjnie od telefonu kiedy użytkownik uruchamia ww. aplikację). Biżuteria prezentuje się elegancko, jej wyglądu nie psują żadne przyciski ani kabelki.

Na razie wzory oferowane są w wąskiej gamie kolorów – w bieli, szarościach i czerni (ale przecież czarny jest zawsze w modzie), co wynika z chęci oszczędzania energii (jest to wyświetlacz na wzór tych znanych nam z e-booków – powierzchnię bransoletki pokrywa e-ink), ale projektanci już pracują nad możliwością rozszerzenia oferty wyboru kolorów. W przyszłości mają pojawić się również naszyjniki i pierścionki oparte o tę technologię, a także możliwość projektowania własnych motywów przez użytkowników.

Pomysłodawcy z grupy Liber8 prowadzą obecnie rozmowy z domami mody, projektantami i grafikami. Ich technologią Tago Arc zainteresowani są np. Japończycy i Koreańczycy.

Węgrzy nie chcą jednak by Tago Arc pozostał wyłącznie modowym gadżetem. Jego potencjał można wykorzystać na różne sposoby – nawet do ratowania życia, zapisując na bransoletce grupę krwi, informacje o alergiach, itp.

Nieoczekiwany wynik wyborów w Veszprém

Wybory uzupełniające do parlamentu w tradycyjnie prawicowym Veszprém wygrał w niedzielę niezależny kandydat Zoltán Kész popierany przez lewicę. Kész otrzymując 43% głosów zwyciężył z przewagą 10% nad kandydatem Fideszu Lajosem Némedi. Fidesz–KDNP traci tym samym konstytucyjną większość 2/3 głosów w parlamencie.

Wyborcy mają rację – powiedział Tibor Navracsics, były minister w rządzie Fidesz, a obecnie komisarz w UE, po którym mandat obejmie Kész. Navracsics wygrał w wyborach w tym okręgu wiosną 2014 z przewagą 20% nad kandydatem lewicy. W Fidesz spodziewano się, że tym razem różnica między kandydatami będzie mniejsza, ale liczono jednak na wygraną. Fidesz musi wypracować nową strategię – dodał Navracsics, który ostatnio nie szczędzi gorzkich słów swojej byłej partii. Viktor Orbán komentując wynik wyborów powiedział, że należy uszanować decyzję wyborców i jednocześnie wyciągnąć z tej porażki wnioski: nie można spocząć na laurach.

Posiadanie 2/3 większości parlamentarnej oznaczało możliwość zmiany nie tylko konstytucji ale i ordynacji wyborczej, z czego Fidesz korzystał.

2/3 głosów jest poza tym niezbędne do obsadzania wielu ważnych stanowisk w państwie i choć zostały one już w większości przez Fidesz obsadzone, to bez tego jednego głosu fideszowscy nominaci nie będą przez kilka następnych lat do wyborów szachowani możliwością ich swobodnego odwołania. Może to ich zachęcić do wzniesienia się ponad partyjne interesy, tak aby w przyszłości pozostać wiarygodnymi w środowiskach prawniczych czy akademickich, z których najczęściej się wywodzą.

Pogłębiać się może teraz również wewnętrzna erozja w samym Fideszie, w którym trwa konflikt zainicjowany przez Lajosa Simicskę (Simicska story I, Simicska story II), choć wydawało się, że w ostatnich dniach ten spasował, widząc jak słabe ma karty w ręku. Oligarcha doszedł chyba jednak do wniosku, że warto pozostać w grze, widząc jak drugiej stronie nie idzie karta.

I tak państwowa telewizja wiadomość o przegranych wyborach podała na 17 miejscu, a tymczasem główna gazeta Simicski nie odpuszcza tematu, co nie oznacza jednak, że cieszy się z tego zwycięstwa, nazywając zwycięskiego kandydata koniem Kaliguli. Magyar Nemzet neguje pozytywne cechy zwycięzcy, podkreślając, że wyborcy głosowali w sposób negatywny, przeciwko (w domyśle: nie mogąc głosować na lepszego kandydata jakim przecież mógł być Simicska). Nie głosowano na kandydata lecz przeciw rządowi.

W jednym z redakcyjnych komentarzy znajdujemy ewidentne odwołania do działań rządu i jego otoczenia i jak za komuny wezwanie do samokrytyki, do naprawienia błędów i wypaczeń oraz pozbycia się niekompetentnych doradców. Główny doradca premiera, Árpád Habony, do którego bez wątpienia odnoszą się te zarzuty, od pewnego czasu stał się przedmiotem śledztwa dziennikarskiego, kiedy okazało się, że wskazane przez niego w CV uczelnie nie są w stanie potwierdzić jego wykształcenia. Jeszcze niedawno jeden z polityków Fideszu rozpływał się nad wrodzonym talentem strategicznym Habonya, który pokazał Fideszowi jak prostym zajęciem jest polityka. Dziś natomiast, po przegranych wyborach w Veszprém wróży się koniec ery tego typu PR-owców. Jak widać polityka ich przerosła.

Węgierski sposób na franki

Premier Kopacz powinna zastanowić się czy warto zadzierać z Węgrami. Jak im nadepnąć na odcisk, to potrafią wykazać się naprawdę dużą inwencją planując zemstę.

W 1925 roku wybuchł międzynarodowy skandal, gdy w Hadze zatrzymano węgierskiego oficera, który próbował wymienić w banku fałszywe pieniądze. Znaleziono przy nim walizkę pełną fałszywych franków. Wkrótce odkryto, że nie był jedynym węgierskim oficerem podróżującym z taką zwartością walizki.

Tajny węgierski projekt ruszył w 1922. Zgodnie z planem, duża ilość fałszywych pieniędzy miała osłabić gospodarkę Francji i jej rządu, a zysk z operacji miał być przeznaczony na wspieranie ruchów rewizjonistyczno-irredentystycznych. Ponieważ po wybuchu skandalu zniszczono wszelką dokumentację i obciążające dowody, nie można dziś bezspornie wskazać winnych i podać szczegółów planu. Wiadomo tylko, że ministerstwo finansów zamówiło dla Państwowych Zakładów Kartograficznych specjalne maszyny drukarskie z Niemiec, które mogły posłużyć do tego procederu.

Premier hrabia Pál Teleki o ile nie brał udziału w tym procederze to uważa się, że musiał o nim wiedzieć. To samo tyczy się kolejnego premiera Istvána Bethlena, za czasów którego akcja weszła w główną fazę i w końcu się wydała. Chociaż historycy podają, że głównym dowodem był wspomniany wyżej zakup maszyny drukarskiej czy zaangażowanie Państwowego Instytutu Kartografii, to należy pamiętać również o fakcie, że holenderscy i francuscy śledczy musieli działać praktycznie na własną rękę, a często wręcz wbrew węgierskim organom ścigania, które robiły wszystko by ukręcić sprawie łeb.

Kulminacją był wyrok sądu, w którym główny oskarżony książę Lajos Windischgraetz został skazany za popełnienie zbrodni, bo tak przecież klasyfikuje się w europejskich systemach karnych fałszowanie pieniędzy, na bagatela 4 lata pozbawienia wolności, które nie dość tego spędził w sanatorium. Łagodne wyroki sąd umotywował afektem w jakim działali sprawcy, spowodowanym… ograbieniem Węgier z ziem na mocy traktatu z Trianon.

O ile historycy węgierscy zgodnie dzisiaj przyznają, że obaj wyżej wymienieni premierzy musieli wiedzieć o akcji, to raczej nie wspominają nazwiska Horthyego, który przecież jako naczelnik państwa kontrolował wojsko. Inna sprawa, że postaci oficerów węgierskich w tej historii zachowują się jakby byli bohaterami operetki. Złapany w Hadze Jankovich zamiast zgodnie z planem przekazać fałszywki lokalnym kontaktom, nie wiedzieć czemu udał się do banku, gdzie próbował wymienić banknot tysiącfrankowy, a gdy rozpoznano fałszywkę, wszczyna awanturę, w wyniku której policja znajduje w jego bagażu resztę banknotów. Co ciekawe, kolejne partie pieniędzy zostają znalezione przy kolejnych oficerach, którzy próbują je dostarczyć. Dlaczego nikt ich nie zawrócił?

Bardzo ciekawie o motywach Węgrów pisał w stylu właściwym dla dziennikarstwa II Rzeczypospolitej łódzki dziennik Ilustrowana Republika z 1926 roku, na którego artykuł natrafiłam poszukując materiałów w tej sprawie. Co ciekawe, redakcja polskiej gazety z tamtych czasów wydawała się równie dobrze (o ile nie lepiej :) poinformowana o szczegółach afery od węgierskich historyków publikujących dzisiaj na ten temat.

Podobną metodę zastosowali w czasie II wojny światowej Niemcy. Tę fascynującą historię opowiada nagrodzony Oskarem austriacki film „Fałszerze”. Uważa się, że udało się Niemcom i pracującym dla nich fałszerzom podrobić w doskonały sposób angielskie funty sterlingi, co doprowadziło do finansowego upadku Wielkiej Brytanii po II wojnie światowej i krachu imperium. Zgodnie z fabułą Amerykanie i ich dolar mieli po prostu szczęście. Ale już wcześniej państwa stosowały takie metody rywalizując politycznie, czego przykładem było fałszowanie polskiej monety przez władców Prus w okresie poprzedzającym rozbiory – w tamtych czasach chodziło głównie o produkcję fałszywek o gorszej zawartości metalu szlachetnego od oryginału.

Poniżej zamieszczam link do archiwalnego numeru Ilustrowanej Republiki, udostępnionego w sieci przez łódzką Bibliotekę Cyfrową. Artykuł o węgierskim fałszerstwie znajdziecie na stronach 1 i 4 dziennika.

Dla znających węgierski podaję jeszcze link do artykułu historyka Balázsa Ablonczyego z pisma Múltunk nr 2008/1.

Węgierska materia

W Węgierskim Instytucie Kultury w Warszawie wciąż jeszcze można oglądać wystawę artysty fotografa i grafika Andrása Nagya zatytułowaną Węgierska materia. Zobaczymy na niej kultowe przedmioty węgierskiej tożsamości i tradycji narodowej przedstawione na czarno-białych negatywach polaroida (w procesie fotografii błyskawicznej polaroida negatyw zostaje oderwany od samowywołującego się pozytywu i zazwyczaj w tym momencie kończy na śmietniku).

Powstałe prace są niepowtarzalne dzięki zastosowaniu swoistej techniki. Jak czytamy w opisie – artysta użył dziwnej masy wodno-winno-palinkowo-drożdżowej, która w połączeniu z kleistym wywoływaczem dała tym zdjęciom wyjątkową fakturę – prawdziwa alchemia! Sam autor przyznaje, że ich wygląd jest częściowo dziełem przypadku, choć fotografik spędził wiele godzin pracując nad negatywami, jak bohater Powiększenia Antonioniego niejako „żyjąc” z nimi w czasie od ich naświetlenia do momentu utrwalenia.

Całości dopełniają ironiczne komentarze autorstwa pisarza Gábora Németha. „Obrazy wraz z tekstem wywołują refleksję, która może posłużyć Węgrom do sarkastycznej, ale szczerej oceny węgierskości swojej kultury – a dla Polaków oznacza nietypowe źródło poznania bratanków.” – czytamy na stronie Instytutu.

Na marginesie, moja refleksja była taka, że pisarz otarł się o węgierski egocentryzm szukając Marsjan wśród Węgrów, a przecież każde najmniejsze dziecko na świecie wie, że Marsjanie w 99 przypadkach na sto lądują w USA :)

Poniżej kilka zdjęć i historii stanowiących treść wystawy (w tłumaczeniu Anny Butrym). Materiał – dzięki uprzejmości artysty i pracowni Szép Műhely.

Huzar z herendzkiej porcelany

Pytanie, co przedstawia ta scenka, jest przedmiotem odwiecznej dysputy. Według jednych huzar sprawdza ostrze miecza, stojąc w rozkroku niczym macho, według innych zaś twórca oryginalnej figurki, Zsigmond Kisfaludy-Strobl, nie przedstawił jakiegoś przeciętnego huzara, ale Jánosa Kukoricę, tytułowego bohatera eposu Sándora Petőfiego pt. „Witeź János” – co więcej, dokładnie w tej decydującej chwili, kiedy król francuski oferuje Jánosowi rękę swej córki i pół królestwa. Porcelanowy witeź rzeczywiście zdaje się certować, co jest mu zarzucane w dyktowanej przez szkołę podstawową kiczowatej interpretacji, zatem, w opozycji do powszechnego mniemania, ocenia i rozważa propozycję, zaś kilka sekund później powołuje się na pozostawioną na węgierskiej ziemi ukochaną Iluskę.

Serce z piernika

Kiedyś na pewnym odpuście, dajmy na to, w Szentkút, pewien Węgier podszedł do sprzedawcy pierników. „Poproszę serce” – powiedział. „Takie może być?” – zapytał handlarz. „Nie, proszę obrysować brzeg białymi floresami”. I sprzedawca tak zrobił. „Czy teraz pasuje?” „Nie, proszę jeszcze napaćkać białe kwiatuszki”. Kupiec malując kwiatki niemal przegryzł język na pół, tak się starał. „Teraz już dobrze?” „Nie” – odpowiedział Węgier – „proszę też przykleić lustereczko, tak na środeczku”. Sprzedawca przyczepił lusterko. „I jak się podoba?” „Proszę jeszcze napisać <Pamiątka>”. Handlarz dopisał. „Takie pan chciał?” „Wspaniałe.” „Zapakować?” „A, nie, nie trzeba. Zjem na miejscu” – odparł Węgier.

Garnek na smalec

Szczególna skłonność Węgrów do spożywania tłuszczów zwierzęcych (patrz: smalec wieprzowy spożywczy) wpłynęła na kształtowanie się naszej kultury materialnej. Widoczny na zdjęciu garnek na smalec występuje powszechnie w czerwieni i błękicie, a hungaryści skaczą sobie do gardeł dyskutując, który kolor jest autentyczny. Wyniki najnowszych badań zdają się dowodzić, że forma garnka na smalec rzeczywiście jest bezpośrednim nawiązaniem do ochronnych nakryć głowy lądujących na Hortobágy Marsjan, co stanowi jednoznaczny argument za kolorem czerwonym, bowiem podczas otwierania wczesnych grobów wysokich rangą przybyszów często znajdowano obok ich szczątków hełmy wykonane z czerwonej miedzi. Co ciekawe, gwara ludowa nadała słowu zsírosbödön drugie znaczenie – „gruby”.

Zapowiedzi 19.02.2015

filmowo

Polskie filmy w Örökmozgó. Trwa przegląd klasycznych dzieł polskiego kina (ale można też zobaczyć nominowaną do Oskara Idę). Oto, jakie filmy można jeszcze obejrzeć. Tytuły podaję w ich węgierskim brzmieniu – odgadnijcie jakie to polskie klasyki kryją się pod nimi :)

2015 02.19 18.00 Jerzy Skolimowski: Sorompó
2015 02.19 19.30 Andrzej Wajda:Vasember (czyżby Iron Man?:)
2015 02.20 18.00 Jerzy Skolimowski: Fel a kezekkel!
2015 02.20 20.00 Roman Polanski: Kés a vízben
2015 02.21 18.00 Andrzej Wajda: Tájkép csata után
2015 02.21 20.00 Pawel Pawlikowski: Ida
2015 02.22 18.00 Krzysztof Kieslowski: Véletlen
2015 02.22 20.00 Roman Polanski: Zsákutca
2015 02.23 20.00 Krzystóf Zanussi:Ritka látogató

Kino znajdziecie pod tym adresem: Örökmozgó Filmmúzeum, 1074 Budapest, Erzsébet krt. 39. Bilety można zamawiać telefonicznie: +36 1 342-2167.

25-28 lutego – Jeśli mało wam dobrego kina, to w tych dniach możecie udać się na festiwal kina czeskiego i słowackiego. Część filmów będzie wyświetlana z angielskimi napisami, np.: 2015.02.25 19.00 Andrea Sedláčková – Fairplay (historia młodej sprinterki rozgrywająca się w realiach Czechosłowacji 1983 roku). Informacja o pozostałych festiwalowych filmach na stronie kina Toldi (Toldimozi, 1054 Budapest, Bajcsy-Zsilinszky út 36-38) lub na stronie Czeskiego Centrum Kultury.

muzycznie

20 lutego (piątek) o 19.00 w Akvarium Klub na małej scenie wystąpią węgierskie zespoły grające muzykę inspirowaną irlandzkim folkiem w punkowym rytmie. Zagrają: Maszkura i Tücsökraj, Firkin, Colleen. Dobra okazja do hulaszczej zabawy w celtyckich klimatach w samym centrum Budapesztu (Akvárium Klub, 1051 Budapest, Erzsébet tér 12).

21 lutego (sobota) o 21.00 w Barba Negra – Jeśli rozkręcicie się dobrze na irlandzkiej imprezie możecie kontynuować w sobotę w rytmach ska – najlepsze co w tej muzyce mogą zaoferować Węgry: Pannonia Allstars Ska Orchestra – gwiazda wieczoru, Bohemian Betyars i Budapest Riddim Band z Deadly Hunta (UK) oraz MC Kemonem. Bilety: 1900 Ft (Barba Negra Music Club, 1117 Budapest, Prielle Kornélia u. 4).

O nich już kiedyś wspominałam – 21 lutego w klubie Gólya (1083 Budapest, Bókay János u. 34) o 20.00 zagra Cosa Polska. Brzmi znajomo? I powinno, bo choć zespół gra zdecydowanie latynoskie rytmy i śpiewają po hiszpańsku to jego nazwa jest raczej celowym nawiązaniem do polskiej kozy, uczynionym przez Roberta Dakowicza – świetnego polskiego akordeonisty i poligloty, udzielającego się w wielu innych projektach np. Polski Drom, Eugenia Formáció, The Winged Dragon (tu tekst Dell’arte po węgiersku z teatralia.com.pl).

21 lutego (sobota) o 21.30 w Kuplung zagrają Wattican Punk Ballet – ten węgierski zespół (o ormiańskich korzeniach) to odjechana wycieczka do krainy punkowej psychodeliki. To jak wykręcona wersja White Stripes – też duet damsko-męski, ale to kobieta, Deti Picasso jest tu charyzmatycznym liderem. Niesamowity jest też postmodernistyczny image grupy – coś, co warto zobaczyć (Kuplung, 1061 Budapest, Király Utca 46). Np. tu, tu albo tu.

21 lutego (sobota) o 20.00 w Roham Bár zagrają Óriás, The Qualitons, Hello Hurricane. To oferta dla miłośników indie. Węgrzy, ale po angielsku. Więc jeśli właśnie spodnie zbiegły ci się w praniu i za mocno opinają to oferta dla ciebie. Cena biletów: 1500 Ft (RoHAM Bar, 1074 Budapest, Dohány u. 22).

25 lutego (środa) o 19.00 w Dürer Kert – dla miłośników trashmetalu: Suicidal Angels z Grecji, Dr Living Dead ze Szwecji i Angelus Apatrida z Hiszpani – okazja do poznania metalowej Europy. Bilety w cenie 4000 Ft oraz 3500 Ft w przedsprzedaży (Dürer Kert, 1146 Budapest, Ajtósi Dürer sor 19–21).

kulinarnie

Dla przypomnienia: dzisiaj na Węgrzech mamy Torkos Csütörtök czyli żarłoczny czwartek. Już o tym pisałam więc tylko dla chętnych lista restauracji, w których można dzisiaj tanio zjeść.

19-22 lutego – III Budapeszteński Festiwal Rybny w Vajdahunyadvár. Będzie to oczywiście głównie prezentacja bogactwa węgierskich jezior i rzek oraz lokalnych specjałów przyrządzanych z ryb (z pewnością królować będą różne wersje zupy rybackiej), ale nie zabraknie też egzotycznego sushi, rosyjskiego kawioru, francuskiej zupy rybnej czy angielskiej Fish & Chips. Szczególne atrakcje organizatorzy planują na tzw. żarłoczny czwartek (jedzenie za pół ceny).

21 -22 lutego – Kávébár Bazár 2015 w Corinthia Hotel Budapest – świat kawy przybywa w ten weekend do Budapesztu. Za stosunkowo niewielką opłatą (bilet dzienny 3500 Ft) w godzinach od 10.00 do 19.00 możemy wziąć udział w prezentacji przeszło 130 wystawców przedstawiających nie tylko kawy, ale i związane z nimi dodatki (czekolady, mocne alkohole, wina, itp.) z możliwością degustacji. Swoje umiejętności będą prezentować również bariści, dla których przewidziano także warsztaty i seminaria. Odbędą się tu również narodowe mistrzostwa baristów, barmanów i somelierów (Hotel Corinthia, Budapest – Conference Center, Erzsébet krt. 49, 1074 Budapest).

targi

26 lutego do 1 marca – na terenach wystawowych Hungexpo odbędą się targi turystyczne Utazás i rowerowe Bringaexpo. Wstęp 2500 Ft, przy zakupie online 1900 Ft (mieszkańcy X dzielnicy płacą 1/8 ceny biletu). Za 4800 Ft można kupić bilet rodzinny (2 dorosłych + max. 3 dzieci poniżej 14 l).