Prawie 200 stopni

130, 150.  Schody są tak wąskie, że ruch odbywa się tylko w jedną stronę. Cierpiący na klaustrofobię raczej nie czuliby się tu komfortowo. Przystanek na złapanie oddechu, dzwonnica – oglądamy dwa dzwony, pozostałe cztery mieszczą się na niższym poziomie, nieudostępnianym zwiedzającym.  Jeszcze tylko kilka stopni i 197. I wreszcie widok z wieży! Imponujacy. Budapeszt widziany z miejsca do niedawna jeszcze niedostępnego dla turystów. Teraz wreszcie z innej  perspektywy można obejrzeć charakterystyczny kolorowy dach neogotyckiego kościoła Macieja pokryty dachówkami Zsolnaya, Basztę Rybacką i plac św. Trójcy.

Koronkowa, biała wieża kościoła Macieja to jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Budapesztu. Jej wysokość licząc od posadzki kościoła wynosi 78.16 m, a od poziomu ulicy 76.57 m. Wieża została odbudowana na wzór tej z czasów króla Macieja – autorem rekonstrukcji z 1894 roku był Frigyes Schulek. Jedynie ozdobne zwieńczenie i galeria zostały zaprojektowane przez samego architekta.

Pierwszy kościół zbudowano w tym miejscu w drugiej połowie XIII w za panowania Beli IV, jednak z tego okresu nie zachował się żaden jego obraz. Już po przebudowie, w 1384 roku, w czasie mszy wieża dzwonnicza zawaliła się i nie odbudowywano jej przez kolejne 90 lat. Kościół w takim stanie pokazuje drzeworyt z kroniki Hartmanna-Schedela z 1470 roku. Król Maciej, mocno związany ze świątynią, odbudował wieżę, umieszczając na wysokości trzeciego piętra swój herb. Figuruje na nim data ukończenia odbudowy – 1470 rok. Kopię herbu umieścił na wieży Schulek w czasie XIX wiecznej rekonstrukcji, a jego oryginał trafił do wnętrza kościoła, na ścianę przylegającą do wieży, gdzie strzeże go dwóch „czarnych żołnierzy” namalowanych przez Bertalana Szekelya, nawiązujących do słynnej Czarnej Armii króla Macieja (Fekete Sereg).

W czasie prawie 150-letniego panowania tureckiego w Budzie (1541-1683) kościół funkcjonował jako meczet, a na wieżę pięć razy dziennie wspinał się muezin, by wzywać wiernych na modlitwę. Brakuje źródeł z czasów średniowiecza i okupacji tureckiej, które mówiłyby coś o dzwonach. Najwcześniejsza wzmianka dotyczy Wielkanocy 1723 roku, kiedy w czasie siedmiodniowego pożaru, który strawił wtedy Budę, dzwony z wieży Macieja stopiły się. Na ich miejsce jeszcze w tym samym roku odlano dzwon Trójcy Świętej, który przetrwał do dziś i jest najstarszym dzwonem wieży. W czasie II wojny światowej wieża została mocno uszkodzona, odbudowa zakończyła się w marcu 1956 roku. Z tego roku pochodziły widoczne jeszcze do 2008 roku uszkodzenia powstałe w czasie węgierskiego powstania.

Przez wiele lat tylko osoby uprzywilejowane i kościelne VIPy mogły tu wejść. A przecież początek tej galerii był prozaicznie użytkowy – w latach 1897–1911 na wieży służbę pełnili strażacy alarmując o zagrożeniach pożarowych aż do czasu, gdy ich zadanie stało się niepotrzebne na skutek popularyzacji telefonów.

Ale przede wszystkim to dom drugich najważniejszych dzwonów kraju, po tych z Bazyliki św. Stefana. Jak już wspomniałam, w wieży znajduje się  6 dzwonów, z których najmniejszy waży 110 kg, a najcięższy 4,4 tony. Dwa z nich można oglądać w czasie wizyty na wieży. Dzwon Chrystusowy (Krisztus-harang) – drugi co do wielkości w Budapeszcie, 6 na Węgrzech. Obecnie waży on 4,4 tony (197 cm średnicy u podstawy na 145 cm wysokości) i zastąpił większy (5,9 tony) dzwon o tej samej nazwie, który niestety podzielił los wielu zabytków sztuki ludwisarskiej i odlewniczej w czasie II wojny światowej – przetopiony na cele wojenne.

Drugi dzwon, który mogą zobaczyć turyści jest znacznie skromniejszy. Ba, są większe od niego w tej samej wieży – waży „zaledwie”  1,6 tony i jest niewątpliwie ważny dla Polaków – gdyż nosi nazwę Jana Pawła II. Ważny jest on również i dla samych Węgrów, bo upamiętnia wielkie wydarzenie, gdy Papież pobłogosławił symbol państwa węgierskiego, koronę świętego Stefana. Dzwon ten bije na wieży najczęściej, wzywając na większość nabożeństw.

Warto wspomnieć, że odlano je głównie dzięki wsparciu z funduszy norweskich, jakże głośnych w swoim czasie – jak widać, UE nie tylko rogami straszy i siarką zieje. Dzwony zostały odlane lub odnowione w niemieckim Passau przez Rudolfa Pernera, który dodatkowo, jako dar, odlał najmniejszy, ale jakże sympatyczny dzwon Św. Malgorzaty, który zastąpił ten zwrócony kościołowi parafialnemu na Csepelu. Co dziwne, węgierscy ludwisarze nawet nie stanęli do przetargu.

Wróćmy jednak do samej wieży. Należy pamiętać, że w Budapeszcie nie ma wielu wysokich budynków i nad miastem górują wieże kościołów. Po stronie Pesztu jest to bazylika św. Stefana (96 m) oraz wieża kościoła św. Władysława na Kobanya (83 m), choć widok z nich trudno porównywać ze względu na położenie w innej części miasta.

Samo jednak Wzgórze Zamkowe pełne jest lepszych i gorszych miejsc, rywalizujących ze sobą o tytuł tego z najcharakterystyczniejszym widokiem Budapesztu, co możecie zobaczyć choćby w nagłówku mojego bloga. Oczywiście trudno będzie rozsądzić ten spór więc to nowe miejsce widokowe na wieży może przebić się siłą argumentu, że jest najwyżej położone na Wzgórzu Zamkowym – wieża ma „raptem” 76.5 metra, punkt widokowy znajduje się „zaledwie” na 47 metrze jej wysokości, ale trzeba doliczyć Wzgórze Zamkowe wznoszące się na wysokość 175 metrów n.p.m. Tak więc jedynym „konkurentem” w okolicy pozostaje Góra Gellerta, którą zresztą widać stąd po prostu wspaniale. Ci, którzy będą w Budapeszcie po raz pierwszy i choćby z uwagi na ograniczenia czasowe muszą wybrać jedno miejsce widokowe, z pewnością nadal powinni pozostać przy Górze Gellerta. Jeżeli macie jednak więcej czasu, to naprawdę warto pokonać te prawie 200 stopni.

Na wieżę można wejść codziennie o pełnej godzinie między 10.00-17.00 (nie ma windy), bilet kosztuje 1400 Ft, maksymalna wielkość grupy to 15 osób. Aktualne informacje o biletach i dostępnych zniżkach tu.

Reklama

Tajemnice krypty franciszkanów

Dziedziniec na tyłach kościoła franciszkanów, zagłębie sklepików z dewocjonaliami, senne puste podwórko. Nikt nie przypuszczałby, że niepozorne drzwi w głębi to wejście do podziemnego świata zmarłych. Wąskie schody prowadzą nas w dół do obszernej krypty. Na dole widać pozostałości murów XIII wiecznej świątyni, na której miejscu w latach 1727-43 zbudowano dzisiejszy barokowy kościół franciszkanów.

Mało kto wie, że jest to miejsce pierwszego pochówku hrabiego Lajosa Batthyánya, premiera niezależnego rządu węgierskiego w czasie Wiosny Ludów. To tutaj po egzekucji 6 października 1849 roku przewieziono w tajemnicy jego ciało. Batthyánya stracono na terenie koszar wojskowych (tzw. Újépület) zajmujących teren dzisiejszego placu Wolności. Stamtąd ciało trafiło do szpitala Rocha (Rókus kórház), gdzie zgłosił się po nie proboszcz z dzielnicy Józsefváros, Antal Szántófy, który chciał przewieźć je do kościoła franciszkanów. Władze szpitala początkowo nie wyrażały zgody na wydanie ciała, gdyż Austriacy zarządzili, by Batthyánya pochowano w nieoznaczonym miejscu na cmentarzu komunalnym poza miastem. Proboszcz udał się więc na cmentarz w Józsefváros, wykopano grób, ale gdy wóz z ciałem dotarł na miejsce, ksiądz nakazał woźnicy zawrócić pod pozorem, że grób nie jest jeszcze wystarczająco głęboki. Był wieczór, celnikowi przy bramie miejskiej nie chciało się już sprawdzać wozu i tak pod osłoną nocy trumna trafiła z powrotem do miasta, do krypty kościoła franciszkanów. Zakonnik Agáp Dank umieścił ją w nieoznakowanej wnęce trumiennej, tablicę nagrobną odwracając do wewnątrz, tak by ukryć ją przed oczami Austriaków.

Ciało bohatera spoczywało tu w latach 1849-1870 i poza kilkoma franciszkanami i członkami rodziny nikt nie znał tajemnicy krypty. Zachowała się kamienna tablica, która zamykała wnękę trumienną, a na niej inicjały G.B.L. (Gróf Batthyány Lajos) i data śmierci. Została ona wmurowana od wewnętrznej strony wnęki, tak jak wtedy, gdy spoczywało tu ciało premiera. W 1870 roku szczątki zostały przeniesione na cmentarz Kerepesi, gdzie w czasie ponownego pogrzebu premiera Batthyánya żegnał stutysięczny tłum rodaków. Wkrótce wzniesiono tam mauzoleum.

Kiedyś wejście do krypty prowadziło z nawy głównej, w miejscu gdzie dziś stoi ołtarz. Zmarłych chowano tu w latach 1797-1892. W czasie II wojny światowej wnęki grobowe zostały uszkodzone przez Rosjan, liczących zapewne na bogate łupy, pootwierano trumny, porozrzucano kości zmarłych. Od tamtego czasu, przez dziesięciolecia nikt tam nie zaglądał. Dopiero kilka lat temu przeprowadzono prace renowacyjne i podziemia  udostępniono zwiedzającym.

Pod ziemią jest zaskakująco jasno, w ramach remontu zamontowano nowoczesne oświetlenie. Gdzieś nade mną ulica Kossuth Lajos z setkami przetaczających się aut. Tu cisza grobowa. Po obu stronach w ścianach jedna nad drugą znajdują się rzędy wnęk, w których spoczywają urny i trumny, pośrodku zostawiono kilka lepiej zachowanych, widać kości zmarłych – jak to zazwyczaj w tego typu grobowcach. Dość dobrze zachowały się kamienne płyty i tablice nagrobne, dlatego nie było większego problemu z ich restauracją. Odczytuję nazwiska i daty śmierci. Większość z połowy XIX w. Te katakumby to miejsce spoczynku ok. 50 donatorów i nobliwych obywateli węgierskich, ale moją uwagę zwraca jedno nazwisko i napis po polsku: TU LEŻY WIKTOR NAŁĘCZ MALSKI MAJOR WOYSK POLSKICH ZMARŁY W PESZCIE 4 PAŹDZIERNIKA 1844 R. W 48 ROKU ŻYCIA

***

Wuj Wiktor Malski, dawny oficer artylerii, człowiek wykształcony, dobry rysownik, malarz, myśliwy, który czterokonną bryczką odbył podróż przez całą Europę, otwierał przed chłopcem horyzonty na wielkie gościńce. I dalej: w Romanowie wuj Wiktor Malski rozczytywał się z upodobaniem w Byronie oraz w Walterze Scottcie.

Informacje o Wiktorze Malskim, który był wujem Józefa Ignacego Karaszewskiego znalazłam m.in. na stronie muzeum Kraszewskiego w Romanowie. To tam, w majątku rodzinnym swojej matki pisarz spędził kilka pierwszych lat życia, wychowywany przez prababkę Konstancję Nowomiejską z Morochowskich i babkę Annę Malską. Dzieciństwo spędzone w tym domu, pełnym książek, dyskusji o kraju i o świecie, a także towarzystwo wuja Wiktora Malskiego, człowieka światłego, o duszy artysty, który rozbudził w młodym Kraszewskim zainteresowanie powieścią historyczną, musiało mieć wielki wpływ na późniejszą twórczość autora Starej baśni.

W książce autorstwa Piotra Chmielowskiego z 1888 r. pt. Józef Ignacy Kraszewski: zarys historyczno-literacki natknęłam się na taki fragment o Wiktorze:

W wielkiej sali, która wspólną była dwom babek mieszkaniom i leżała w pośrodku domu, zbierano się zwykle przy okrągłym stoliku. Przynoszono doskonale bery i jabłka tyrolskie, ale istotnym celem było czytanie głośne. Dziadek zazwyczaj milczący, siadał na kanapie, albo przechadzał się powoli i cicho, stając niekiedy i przysłuchując się bacznie — babka czytała, robiąc pończochę. Aż do łez przejęła wszystkich mowa Jana Kazimierza przy abdykacyich. Cisza panowała w salonie, a straszna przepowiednia zbolałego króla rozlegała się po nim jak głos z grobu. Babka była drugą nauczycielką młodziutkiego wnuka, ona go nauczyła pisać po polsku i po francusku, ona go przygotowała do szkół.

Obok tych osób na umysł młodociany Józia wpływał także silnie wuj Wiktor Malski, który zastępował wprawdzie ojca w gospodarstwie, ale na rolnika stworzonym wcale nie był: „lubił literaturę, zajmował się sztuką, rysował i malował bardzo ładnie, odbył nawet do Włoch podróż artystyczną. Książka- sztuka, myślistwo były mu najulubieńszym zajęciem. Z wojska i lepszego towarzystwa warszawskiego wyniósł upodobania i nałogi, którym w Romanowie trudno było zadość uczynić. Myślistwo wszelkiego rodzaju było utrzymywane z troskliwością wielką i znajomością rzeczy. Polowano na wszelki możliwy sposób, nawet z sokołami, które noszono i hodowano, z chartami, gończemi, jamnikami, wyżłami itp. Obok tego literatura włoska i angielska, nie mówiąc już o francuskim chlebie powszednim, wuja Wiktora zajmowały żywo; były pokarmem codziennym. Czytano bardzo wiele, pewnie więcej w jednym Romanowie niż w całej okolicy.

Znajomość języka angielskiego, odbycie tzw. włoskiej podróży świadczy o tym, że Wiktor Malski otrzymał najlepsze arystokratyczne wykształcenie w swoich czasach i aspirował do bycia członkiem ówczesnych elit, na miarę Czartoryskich czy Potockich. Wg. tablicy grobowej zmarł w roku 1844 w wieku 48 lat, choć natknęłam się też na inne źródło podające datę 1845, ale na pewno chodzi o tę samą osobę. Zastanawiam się w jakich okolicznościach trafił na Węgry, jak potoczyły się jego losy po opuszczeniu kraju? Wiadomo, że był oficerem, ponoć dobrym malarzem. Czy jego kariera została złamana powstaniem listopadowym? Intrygująca postać. Jeżeli znacie jakieś źródła, które mówią o nim coś więcej, to podzielcie się proszę.

Kościół franciszkanów: V dzielnica, Ferenciek tere 9
Krypta: wejście od ul. Kossuth Lajos 1 (brama pomiędzy księgarnią Św. Stefana a sklepem z dewocjonaliami, wejście znajduje się po prawej stronie).

Zapowiedzi 18.09.2015

Na pożegnanie lata szereg atrakcji plenerowych, chociaż organizatorzy mogą się nieco przeliczyć, bo synoptycy zapowiadają opady.

Będą więc coroczne imprezy jak np. festiwal papryki, winobranie, Noc Teatrów, wydarzenia związane z tygodniem mobilności, Street Food Show na Andrassy. Nie chcę się rozpisywać co do szczegółowego ich charakteru, bo o tym pisałam w zeszłym roku więc tylko garść bieżących informacji na ten temat.

W ten weekend winobranie w Szekszárd, jednym z ważniejszych regionów winiarskich Węgier. Główne uroczystości z przemarszem przez miasto w sobotę o 15.00.

Festiwal papryki w Kalocsa (18-19 września) – w programie jak zawsze konkurs na potrawy z papryki, występy folklorystyczne, palinka i wino. Jako bonus w sobotę odbędzie się wielkie gotowanie gulaszu z mięsa szarych krów (Szürkemarha Pörköltfőző Verseny).

Słodkie dni – w dniach 18-20 września na Zamku odbędzie się festiwal węgierskich słodkości (w piątek – słodycze przygotowane według tradycyjnych receptur kuchni węgierskiej).

19-20 września na Andrassy – Street Food Show. Tak modne ostatnio spotkanie kuchni świata, w tym węgierskiej, w wydaniu ulicznym. Nie zabraknie piw wszelakich, wina i palinki. Z hali targowej przy Hold utca przeniesie się tu na weekend słynna  ulica szefa.

Do 22 września trwa Tydzień mobilności – interaktywne programy dla całej rodziny (głównie na ul. Andrassy), 22 września dzień bez samochodu. Impreza ma na celu promowanie publicznych środków transportu i ekologicznego trybu życia.

18-20 września Nemzeti Vágta – widowiskowa konna gonitwa i węgierskie tradycje jeździeckie na Placu Bohaterów.

Polonia Nova zaprasza na jesienny piknik Tam gdzie szumi polski las w sobotę, 19 września. Wspólnie będziemy świętować rocznicę aktu humanitarnej pomocy dla polskich uchodźców w 1939 roku. Przypomnimy Węgrów, którzy kiedyś potrafili otworzyć dla obcych swoje serca i domy. Organizatorzy zapewniają dobrą zabawę, poczęstunek i doskonałą atmosferę. Chęć udziału można jeszcze zgłosić wysyłając maila na  novapolonia@gmail.com

W przypadku złej pogody warto rozważyć poniższe propozycje:

W sobotę 19 września w Dürer Kert – jesienna giełda rowerowa.

19-20 września Dni Europejskiego Dziedzictwa Kulturowego – koncerty, spacery historyczne, można będzie zwiedzić wybrane muzea, archiwa. Program jest bardzo bogaty, szczegóły tu.

Noc Teatrów w sobotę, 19 września – to okazja do spotkania z aktorami i ludźmi teatru, którzy na co dzień nie są widoczni, a też tworzą teatr. Wśród licznych atrakcji będzie można obejrzeć przedstawienia, uczestniczyć w lekcji tańca z autorką choreografii do węgierskiego Fame, zgłębić tajniki synchronu, zostać suflerem. Przygotowano garażową wyprzedaż i licytację kostiumów oraz fragmentów scenografii. Na liście brakuje w tym roku teatru lalek, w którym trwa remont po letniej nawałnicy, która niejednemu dała się we znaki w Budapeszcie.

Red Bull Air Race w Budapeszcie

Po kilkuletniej przerwie w najbliższy weekend 4-5 lipca 2015 w Budapeszcie znów odbędzie się wyścig Red Bull Air Race. Tysiące widzów zgromadzi się nad brzegami Dunaju by śledzić emocjonującą rywalizację, w której o tytuł mistrzowski walczy w tym roku 14 pilotów.

Trasa przebiega pomiędzy rozstawionymi na Dunaju pylonami wypełnionymi powietrzem, na odcinku między Mostem Łańcuchowym a Mostem Małgorzaty. Najbardziej spektakularny jest jednak przelot pod Mostem Łańcuchowym. Być może mieliście już kiedyś okazję oglądać go w wykonaniu węgierskiego mistrza akrobacji samolotowej, Petera Besenyei.

Więcej informacji dotyczących samego wyścigu znajdziecie na polskiej stronie Red Bull Air Race. Szczegółowy program (ang, węg) tu.

Oficjalne video imprezy:

Utrudnienia w ruchu!

Przygotowania i treningi rozpoczynają się już w czwartek, 2 lipca. W związku z pokazami od czwartku do niedzieli wystąpią ograniczenia w ruchu, głównie na odcinku pomiędzy Mostem Łańcuchowym a Mostem Małgorzaty, zamknięte będą nabrzeża Dunaju, najwięcej utrudnień napotkamy w sobotę i niedzielę w I, II i V dzielnicy.

Most Łańcuchowy będzie wyłączony z ruchu kilkukrotnie (również pieszego) – po raz pierwszy w czwartek w godz. 12.30-15.00

Statki komunikacji miejskiej będą kursować skróconą trasą, z wyłączeniem odcinka pomiędzy mostami Łańcuchowym i Małgorzaty: czwartek godz. 12.00-16.00, piątek 8.00-18.00, sobota 9.00-18.30 oraz niedziela 11.00-19.30.

W sobotę i niedzielę utrudnienia wystąpią również na linii tramwaju nr 2 – kursuje tylko na odcinku od Kozvagohid do Boraros ter, stamtąd do dworca Nyugati dojedziemy autobusem zastępczym – oraz 2 linii metra, które nie będzie się zatrzymywało na stacji Kossuth ter; autobusy nr 16, 86, 105 kursować będą zmienioną trasą. Więcej informacji na stronie BKK.

Misja: Automat

Nowa reklama automatów biletowych BKK została złośliwie przyrównana do filmu akcji godnego Toma Cruisa, a nawet samego Stevena Seagala :) Dramatyczna muzyka, suspens, pościg, piękna kobieta i happy end, a wszystko to przez 40 sekund. Swoją drogą to może być interesujący film dla osób które zamierzają przyjechać do Budapesztu i korzystać tu z komunikacji miejskiej. W automatach kupicie wszystkie typy biletów (także miesięczne lub bardzo nietypowe dopłaty do komunikacji podmiejskiej, które w autobusie u kierowcy są dwa razy droższe). Automaty niestety nie posiadają menu w języku polskim, ale angielski dla większości naszych rodaków nie powinien stanowić problemu (choć np. słowackie menu dali radę zainstalować, nie wspominając o rosyjskim).

Oprócz możliwości płacenia gotówką, można płacić kartą kredytową i to w trybie paypass (co widać na filmie). Jest to o tyle istotne, że pewnie nikt nie chciałby żeby na wyjeździe jego karta kredytowa utknęła w jakimś automacie. Niestety każdy medal ma dwie strony. Automaty biletowe są naprawdę bardzo powszechne i można je spotkać na większości przystanków, również autobusowych. To może stanowić, mimo zainstalowanych w nich kamer, pokusę dla skimmerów, dlatego zawsze przy takim zakupie zwracajcie uwagę na podejrzane rzeczy, np. warto sprawdzić czy skaner paypassu jest solidnie zamocowany do urządzenia.

Cukiernia Szalai

Nieopodal Parlamentu, ale jednocześnie nieco na uboczu od głównego szlaku turystycznego, przy ul. Balassi Bálint 7 ukrywa się mała rodzinna cukiernia Szalai. Zaglądam tam czasem z dzieciakami w drodze do  domu po zajęciach w bemowskim przedszkolu.

Cukiernię założył dziadek właściciela w 1917 roku i pierwotnie mieściła się ona przy Szent István korut (obecnie znajduje się tam kawiarnia Európa). Po wojnie lokal znacjonalizowano i w tamtej lokalizacji nigdy nie wrócił on do starych właścicieli. W roku 1953 w trakcie małej odwilży po śmierci Stalina rodzinie ponownie udało się otworzyć cukiernię, o wiele mniejszą i w nowym miejscu, w sąsiedztwie placu Kossutha. W 1956 roku miejsce stało się bardzo niespokojne o czym mówi wiele podręczników historii Węgier, ale również i właściciel, kiedy wspomina czasy swojego ojca, Gyorgya seniora. Potem wszystko wróciło do swojej sennej normy – lokal kategorii III, czynne codziennie oprócz poniedziałków i wtorków. W cukierni pracuje już czwarte pokolenie – cukiernikiem został również syn pana Gyorgya, Bence, przygotowując się do przejęcia rodzinnego biznesu.

Jeśli będziecie w okolicy, warto wpaść tam na kawę i pyszne strudle jabłkowe (almas retes) lub wiśniowe (meggyes retes). Naszym ulubionym jest svajci kifli, rogalik z orzechowo-migdałowo-bakaliowym nadzieniem przypominający nieco poznańskie rogale marcińskie (nie ma w nim niestety białego maku). W Szalai skosztujemy i innych węgierskich słodkości, jest i Dobos torta, i Stefania i Sacher, wszystkie sporządzane wg. tradycyjnych węgierskich receptur, bez użycia polepszaczy.

Miejsce jest spokojne, nie próbujące stawać wzorem sąsiadów do walki o pseudo luksusową klientelę, właściciel zawsze obecny i skory do pogawędki, między innymi o polskich gościach i sąsiadach lokalu. Siadamy więc sobie w Szalai w leniwe sobotnie popołudnie, za oknem przemyka tramwaj nr 2, słodkości rozpływają się w ustach a w nas rozpływa się poczucie czasu.

Szalai Cukrászda: 1055 Budapest, Balassi Bálint u. 7, czynne śr-ndz 9.00-19.00 

Tarzan Park

Jeżeli Twoje dziecko zaczyna grymasić, wybrzydzając na wszystkie okoliczne place zabaw, że już mu się znudziły, to wyprawa do Parku Tarzana może je jeszcze zaskoczyć. Tarzan Park to plac zabaw, ale taki rozbudowany do potęgi. Dla dzieci w wieku przedszkolnym będzie to idealne miejsce na wyszalenie się, a zadbane trawniki nadają się świetnie na rodzinny piknik. Nazwa związana jest z olbrzymią ilością instalacji do wspinania się, zjeżdżania, które w ograniczonym wyborze możemy spotkać na nowocześniejszych placach zabaw w mieście. Tutaj jednak ich ilość, ale i pomysłowość zaprojektowania (czasami dosyć prostego ale efektywnego) daje świetne możliwości nie tylko samej zabawy, ale może przede wszystkim rozwoju motorycznego, koordynacji ruchowej i zmysłu równowagi u dzieci.

Oprócz „wspinaczkowych” atrakcji znajdziemy tam piaskownicę stylizowaną na kopalnię z(b)łota rodem z Dzikiego Zachodu, trampolinę do podskoków w stylu gumowego zamku, ogromne zjeżdżalnie przypominające te z basenów i aqua-parków, choć tu nie zjeżdża się się do wody. I to dla niektórych może być jedna z głównych zalet tego miejsca. Oczywiście fajnie jest pójść w lecie na odkryte baseny, które są bezsprzecznie największą atrakcją Budapesztu, ale każdy kto był tam z małymi dziećmi wie, że czasem tłum żądny wodnych przygód jest tak duży, że przyjemność może przerodzić się w męczarnię. Tarzan Park daje pewną alternatywę – na środku placu umieszczono bowiem kilka wodotrysków i armatek wodnych, powierzchnię wokół nich wyłożono nie twardymi kaflami, a miękkim przeciwpoślizgowym tartanem, takim jaki kładzie się na bieżniach. Tak więc warto zabrać dla dzieci stroje kąpielowe i ręcznik, jak na zwykły basen.

Największym minusem tego miejsca jest fakt, że za wstęp trzeba płacić: dzieci 1850 Ft, dorośli 1450 Ft, dla grup bilet od osoby 800 Ft, dzieci poniżej 3 lat bezpłatnie. W lecie przewidziano też duże zniżki dla emerytów. Wszystko sprowadza się do zasady, im Was więcej tym taniej. Bilet ważny jest na 4 godziny, ale przy tylu atrakcjach możecie być pewni, że po 4 godzinach dzieci będą potrzebowały odpoczynku. Na miejscu znajduje się barek, gdzie można kupić przekąski, kawę, lody czy obiad – ceny przystępne. Jest wypożyczalnia zabawek – do wyboru mini-auta, motorki, zestaw do piaskownicy, zestaw do ping-ponga, petanque. Drugim minusem może być dojazd. Park znajduje się w Ujpeszcie, tak więc z centrum miasta niezmotoryzowani będą musieli się przynajmniej 2 razy przesiadać, bo trwa remont linii tramwajowej. Dojazd tramwajem nr 14 z Lehel ter lub niebieskim metrem do stacji Ujpest, stamtąd przesiadka na autobus nr 96 lub 296 (wysiada się przy Szilagyi utca).

1046 Budapest, Tábor u. 26-28, strona tarzanpark.hu

Zapowiedzi 19.06.2015

W dzisiejszych zapowiedziach dwa wyjątkowe programy: Noc Muzeów (sobota) i zbiory lawendy w Tihany.

13 czerwca 2015 rozpoczęły się zbiory lawendy w Tihany, które potrwają do 5 lipca. Przyjęło się uważać, że światową stolicą lawendy jest Prowansja, ale węgierskie pola lawendy i widoki z półwyspu Tihany w niczym nie ustępują tym francuskim, a produkty na bazie lawendy cieszą się coraz większym zainteresowaniem. I chodzi tu nie tylko o wyroby toaletowe typu lawendowe perfumy, mydełka, szampony, których intensywny zapach nie wszystkim może odpowiadać. Coraz powszechniejsze jest zastosowanie tej rośliny w kuchni. W Budapeszcie w wielu miejscach (np. w halach targowych) można dostać lawendowe wino, syropy, miody, galaretki i dżemy do mięs, sery z dodatkiem lawendy. Ale największą popularnością cieszą się chyba przepyszne lody lawendowe (wbrew pozorom wcale nie są mdłe, ich smak jest raczej odświeżający). Szczególnie polecam kultową już sieć lodziarni Levendula Kézműves Fagylaltozó. Uwaga! lodziarnia naprzeciwko Bazyliki, o której wspominałam w zeszłym roku już niestety nie istnieje, ale mają dużo nowych lokalizacji, lista miejsc tu. Rozpoznacie je po charakterystycznym lawendowym rowerze zaparkowanym przed lodziarnią.

levendula fagylaltozo

W ten weekend (20-21 czerwca 2015) w ramach festiwalu lawendy liczne programy dla odwiedzających Tihany przygotował Park Narodowy Pogórza Balatońskiego. Głównym miejscem jest centrum turystyczne Levendula Haz, szczegółowy program festiwalu tutaj.

Na zbiory lawendy do Tihany można wybrać się osobiście. W ramach corocznej akcji Zbierz sobie (Szedd magad) za 2000 Ft otrzymuje się torbę 28 cm x 21 cm x 11 cm, do której zbieramy tyle lawendy ile się zmieści (worek należy później oddać). Dobrze zaopatrzyć się w nożyczki lub nóż, gdyż tych na miejscu może nie wystarczyć, a zrywanie bez narzędzi jest zabronione. Szczegółowe informacje z mapką dojazdu znajdziecie tutaj. Bardziej leniwi lawendę mogą zakupić na miejscu w cenie 500 Ft za wiązkę.

Noc Muzeów 2015

20 czerwca 2015 – Noc Muzeów i jak co roku problem co wybrać z mnogości programów. O tegorocznej edycji warto wiedzieć, że po raz pierwszy w historii imprezy na Węgrzech pojawia się motyw przewodni – w tym roku będzie to Siedmiogród (siedmiogrodzkie tematy obecne będą m.in. w Muzeum Etnograficznym i w Galerii Narodowej). Ze swoją propozycją spośród innych miast wyróżnia się w tym roku Eger, gdzie przygotowano liczne programy na Zamku, w słynnym budynku Liceum, wszystko okraszone muzyką i węgierską kuchnią.

Kilka wybranych propozycji w ramach Nocy Muzeów:

W sobotni wieczór wszystkich sympatyków Unicum zaprasza Zwack świętujący w Budapeszcie jubileusz 225-lecia – może uda Wam się przy tej okazji wykraść recepturę powstawania tego zacnego trunku :)

Kulturę i kuchnię żydowską przybliżą członkowie gminy żydowskiej m.in. udostępniając zwiedzającym 4 mniej znane budapeszteńskie synagogi i 2 na prowincji (w Keszthely i Mad).

Nie tylko dla orłów – Muzeum Elektrotechniki przygotowało pokazowe lekcje fizyki i liczne doświadczenia dla wszystkich bardziej i mniej ścisłych umysłów.

W Muzeum Sztuki Użytkowej przegląd węgierskich czasopism i magazynów.

Bilet upoważniający do wstępu do wszystkich muzeów kosztuje 1500 Ft (oraz 600 Ft dla dzieci 6-18 lat). Więcej szczegółów na stronie Nocy Muzeów, tu zeszyt z programem imprezy.

Uważajcie na stare kolejki!

Po ostatnim incydencie z zabytkową  kolejką górską z 1922 roku, znajdującą się na terenie dawnego Wesołego Miasteczka (dziś Holnemvolt Park będący częścią Zoo), dziennikarze postanowili sprawdzić czy ta atrakcja nadal jest bezpieczna. Kilka dni temu głośno było o ponoć jedynym w historii kolejki przypadku kiedy zwolnił się hamulec i skład ruszył bez hamulcowego. Wina, jak podano w oświadczeniu, leży po stronie pasażerów, którzy nie posłuchali instrukcji obsługi i wsiedli do wagoników uruchomiając swoim ciężarem kolejkę zanim osoba odpowiedzialna za hamowanie zdążyła zająć swoje miejsce. Kolejka nabrała zbyt dużej prędkości i prawie wypadła z torów na jednym z zakrętów. Skład pokonał liczącą 1 km trasę nigdzie nie zwalniając. Na szczęście nikomu nic się nie stało. 

Hamowanie konieczne jest przed każdym zakrętem, kolejka porusza się wtedy z max. prędkością 30 km/h, przy zjeździe osiąga szybkość 70-80 km/h. Obsługa zapewnia, że obiekt jest w 100% bezpieczny, a zatem turyści nadal mogą cieszyć się tą atrakcją. Nawet jeśli kiedykolwiek doszłoby do wykolejenia, to specjalny system bezpieczeństwa, tak jak i tym razem nie pozwoli wagonikom spaść z wysokości. 

Choć sama nie przepadam za tego typu rozrywką, materiał hvg obejrzałam z ciekawością. Niesamowicie wygląda ta plątanina drewnianych rusztowań. Gotowi na przejażdżkę? Ja bym się mocno zastanowiła.

Muszę przyznać, że trochę mnie zdziwiło, że kolejka ta nadal funkcjonuje. Stanowiła ona główną atrakcję nieistniejącego już wesołego miasteczka. Polacy znają ją dzięki roli, jaką zagrała w słynnym filmie “CK Dezerterzy”, choć tak po prawdzie scena ta nie mogła się zdarzyć nie tylko z uwagi na fikcyjność bohaterów i zdarzeń, ale i na fakt, że kolejka powstała w latach 20 XX wieku, kiedy to zbudował ją reemigrant z USA. Choć na początku była to nowość rodem z wielkiego świata, to już w katach 80 XX wieku była zdecydowanie przestarzała. Opierała się jednak chętnym do jej rozbiórki, bo była zabytkiem. Kiedy jednak zapadła decyzja o zamknięciu wesołego miasteczka wydawało się, że i ona nie przetrwa. Trudno by było utrzymać niewątpliwie zabytkowy obiekt, gdyby był nieużywany.

Jak jednak widać znowu jej się udało. Nie postarano się jednak po tym zdarzeniu zmienić systemu zabezpieczeń. Kolejka nie jest sterowana z zewnątrz i kiedy pasażerom udało się pozostawić hamulcowego na „peronie” (swoją drogą to ciekawe czy taki hamulcowy jeździ na tej kolejce przez cały dzień?) to nie było już możliwości jej zatrzymania z zewnątrz. Z drugiej jednak strony pracownicy kolejki z dumą podkreślają, że zadziałał system zabezpieczeń, który wagonikom nie pozwolił spaść. Chyba jednak już czas na nieco elektroniki – bezpieczeństwo przede wszystkim.  

Grajkowie

Moje dzieci bardzo lubią ulicznych grajków i chyba z wzajemnością. Będąc na spacerze obowiązkowo musimy zatrzymać się przy każdym muzykancie. Przy jednej z takich okazji, przechodząc obok dworca Nyugati natknęliśmy się na panów z Magyar Csárdás Project. Jeden grał na lirze korbowej (węg. tekerő), a dwóch gromkim głosem wtórowało mu śpiewem. Jak się dowiedziałam, grają dawną muzykę ludową z Wielkiej Niziny Węgierskiej, przy okazji dorabiając sobie ulicznym muzykowaniem. Z tym nie jest według nich najlepiej, bo o pozwolenie trudno, poza tym jak ktoś już taką koncesję otrzyma, to bardzo łatwo może ją utracić. Tak więc niestety, często są przeganiani przez policję. Jak widać życie ulicznych grajków na Węgrzech jest tak ciężkie, że moi rozmówcy stwierdzili że z wielką chęcią ruszyliby w zagraniczne turnee, a ich marzeniem jest granie w… Krakowie. No nie wiem, czy poradzą sobie na tak wymagającym rynku.