Ważna informacja dla kierowców! Nowe płatne drogi na Węgrzech!

Ważna informacja dla kierowców: od 1 stycznia 2015 roku na Węgrzech zaczyna obowiązywać nowy system opłat za korzystanie z dróg ekspresowych i autostrad. Dla czytelników bloga prawdopodobnie najistotniejsze będą zmiany na darmowych dotychczas dla samochodów poniżej 3.5 tony odcinkach prowadzących w kierunku Polski. Zgodnie z informacją podaną przez Ambasadę RP na Węgrzech płatne stają się: „jednojezdniowa droga ekspresowa M15 łącząca autostradę M1 z granicą słowacką w Rajka i Bratysławą [droga międzynarodowa E75], droga ekspresowa M2 między obwodnicą Budapesztu (M0) a miastem Vác [droga międzynarodowa E77] czy autostradowa obwodnica Miszkolca M30 [droga międzynarodowa E71].” Więcej szczegółów na stronie naszej ambasady.

Warto zapoznać się również ze szczegółowymi mapkami na stronie operatora systemu poboru opłat za drogi płatne. Poniżej mapka komitatu Peszt (na czerwono odcinki płatne).

Starajcie się informować o tych zmianach wszystkich Polaków i cudzoziemców, by w Nowym Roku nie spotkała ich na Węgrzech nieprzyjemna niespodzianka. Chociaż sam fakt wprowadzenia opłat jest już sam w sobie niezbyt przyjemnym noworocznym prezentem od węgierskiego rządu (o projekcie opłat pisałam już wcześniej, ale wtedy nikt nie zakładał tak czarnego scenariusza). Niewątpliwie będzie to w najbliższych dniach gorący temat i można się spodziewać reakcji społecznej.

Mimo że w najbliższym czasie będę trochę zajęta, to w miarę możliwości postaram się dzielić z Wami co ciekawszymi informacjami z Węgier. Oby tych jak ta powyższa było w nadchodzącym roku jak najmniej. Wszystkim życzę BOLDOG ÚJ ÉVET!

Reklama

Zapowiedzi 18.12.2014

Świetlisty tramwaj – od 8 grudnia do 6 stycznia tramwaj takiego typu jakie jeszcze parę lat temu jeździły wzdłuż nabrzeża Dunaju czy na linii 47 i 49, będzie jeździł po Budapeszcie. Największą atrakcję stanowi fakt, że tramwaj został udekorowany 5300 lampkami diodowymi LED, co sprawia iście kosmiczne wrażenie. Tramwaj można było podziwiać już w latach ubiegłych i stał się on obiektem wielu pięknych fotografii (fot. fb nosztalgiavillamos)

20 grudnia: Świąteczny Jarmark w polskiej kawiarnio-księgarni Gdańsk, godz. 11.00-19.00. Będzie można obejrzeć i zakupić ubranka dla dzieci lazababa.hu, ceramikę z Bolesławca, ludowe zabawki z drewna i ozdoby choinkowe z Jeleśni, fotografie jazzowe autorstwa Pawła Karnowskiego . godz. 17.00-19.00 – polski stół wigilijny i wspólne kolędowanie.

16-31 grudnia: co tam chatka z piernika – w Budapeszcie do końca roku można oglądać całe piernikowe miasto. Takie cuda w Wielorybie (Balna).

Ciekawa choinka powstaje w pobliżu Terminala (dawny dworzec autobusowy na Erzebet ter, zamieniony obecnie na galerie dizajnu). Olbrzymie „drzewko” układane jest z drewnianych pniaków przez alpinistów na linach (współtwórcą choinki jest Hello Wood). Organizatorzy zapowiadają, że po świętach drewno zostanie rozdane potrzebującym.

Gozsdu ünnepi élményudvar: świątecznie w Gozsdu – targ staroci i występy różnych gwiazd. W samym centrum Budapesztu, w scenerii tego niesamowitego podwórka (choć określenie podwórzec bardziej oddaje charakter miejsca).

Zapraszałam już kiedyś do obejrzenia Miniversum. Tych którzy mieszkają w BP lub tych którzy odwiedzą go teraz zapraszam tam ponownie. A jest ku temu okazja, bo do Miniversum wkradło się „życie w komunizmie”. Zobaczcie sami jak Wasi węgierscy rówieśnicy gimnastykowali się w pionierskich chustach pod czerwonymi sztandarami.

Muzycznie

20 grudnia:  Great Christmas Punk Festival 2014, Dürer Kert , godz. 17.00. Wystąpią: Barackca, Fegyelmező Részleg, Prosectura, Böiler, Hétközna PI CSAlódások, Hatóságilag Tilos, Genyák, Gulyás Band, Éhenkórászok, Gutting Revue, Yellow Spots, Derkovbois.

Na A38 rytmy taneczne:  w sobotę 20 grudnia Sena (znana jako wokalista Irie Maffia) z live band oraz niesamowity trębacz Barabás Lőrinc.

Również w sobotę 20 grudnia o północy w klubie zaczną rządzić DJ-e. Rosjanin Andrey Pushkarev oraz Isu, a.k.a. István Kántor.

W niedzielę o 20.00 węgierski hip-hop Children of Distance. Jak na mój gust takie sobie, ale co kto lubi.

27 grudnia: Dziadek do orzechów w MUPA – tym razem nie balet, a wspólna produkcja zespołu Filharmoników Węgierskich i MUPA w wykonaniu teatru lalek Budapest Bábszínház.

Niesamowity Felix Lajkó. W Budapeszcie najbliższy koncert 3 stycznia w Akademii Muzycznej. Wcześniej 27 grudnia w Szegedzie i 29 grudnia w Gödöllő. Poniżej do posłuchania i obejrzenia, muzyczna uczta.

Przygody Papierka czyli: Nie karmić posłów!

Oto historia Papierka. Papierek po czekoladzie Tibi (o historii tej legendarnej marki wspominałam we wpisie o firmie Stuhmer) okazał się być papierem prawdziwie wartościowym.

Początkowo wydawało się, że jak wszyscy jego bracia skończy jako śmieć i jedyne papiery wartościowe jakie spotka na swojej drodze życia to obligacje rządu greckiego. Nie dane mu jednak było trafić w ręce pracowników FKF dzielnie zbierających zawartość niebieskich kubłów po całym Budapeszcie. Niczym obywatel Piszczyk został wmieszany w politykę. Niesiony na rękach protestującego tłumu pracowników przemysłu tytoniowego trafił do Parlamentu i to do pierwszej ławy, niosąc przesłanie klasy pracującej. Na opakowaniu przyklejono bowiem zdjęcie dzieci proszących aniołka (bo to aniołek albo Jezusek, a nie Mikołaj czy Gwiazdor przynosi na Węgrzech prezenty na Gwiazdkę) o pomoc w ocaleniu miejsc pracy ich rodziców.

Papierek wiedział, że słodka czekolada, którą miał pod opieką będzie wspaniałą nagrodą dla tych polityków, którzy pomogą zatrzymać złe prawo. Był przekonany, że każdy kto na niego spojrzy, każdy kto spróbuje jego zawartości, każdy kto przeczyta przesłanie, zdobędzie się choćby na chwilę refleksji. Papierek leżał sobie tak na czerwonym pulpicie, w pięknej sali Orszaghazu, otulając całym sobą czekoladę. Był pewien, że mu się uda. O jak mało wiedział o twardym świecie polityki. Kiedy jej twórcy rzucili się w wir głosowań poziom cukru w ich krwi spadł do tego stopnia, że ich wódz rzucił się na bezbronną czekoladkę niczym wilk na jagnię, bez namysłu rozdzierając opakowanie zębami. Obok na swoją porcję czekał inny członek rządzącego stada.

Papierek był przerażony!. -A gdyby ktoś mnie zatruł? Z pewnością ktoś by wtedy wyciągnął jakieś brudy dotyczące mojego pochodzenia. Na pewno uznaliby mnie za ukraińskiego szpiega albo posądzili o kontakty z komunistycznymi związkami zawodowymi na usługach amerykańskich imperialistów. Przerażało go również to, że skuszony jego słodką zawartością polityk łamie prawo! Przecież marszałek zakazał spożywania jedzenia i napojów w tej pięknej sali.

Czekoladka została zjedzona, papierek porzucony, ale najgorsze miało dopiero nadejść. Pokrzepiony czekoladą premier razem ze swym towarzyszem, nie zwrócili żadnej uwagi na wiadomość niesioną przez Papierka. Zrozumiał, że zawiódł. Po chwili nowe prawo zostało przegłosowane.

Jakiś czas później, sala opustoszała a Papierek leżał dalej na pulpicie. Pozbawiony swej słodyczy, rozdarty jak koszula Rejtana z obrazu polskiego malarza Matejki, zrozumiał, że przecenił swoje znaczenie. Razem z białymi kołnierzykami formatu A4 czekał aż zostaną sprzątnięci.  

Wtem do biurka zakradł się ktoś, kto jak się okazało miał się stać ojcem sukcesu Papierka. Poseł z opozycyjnej partii LMP cały czas wierzył w niego! Okazało się, że Papierek nie był sam, a jego prawdziwym powołaniem było zostanie gwiazdą ekranu. Wszystko zostało nagrane i trafiło do głównych wiadomości RTL i do sieci. To jednak nie był koniec historii tego sympatycznego Papierka. Z dnia na dzień dzięki swojemu nowemu managerowi jego medialne znaczenie zaczęło rosnąć, a dzięki udziałowi w a(u)kcji zorganizowanej na węgierskim portalu aukcyjnym jego wartość zaczęła dorównywać legendarnym złotym papierkom z historii o Willim Wonce, którzy przecież byli jego idolami (według biorących udział w aukcji był wart nawet 100 tys. Ft!). I tylko nie opuszczała go jedna myśl – w tamtej historii niegrzeczne dzieci zostały wymoczone w czekoladzie albo solidnie wyprasowane, a tu jakoś trudno o dobry morał całej historii…

Powyższa historia rozegrała się niestety w jak najbardziej realnym świecie  i wiąże się z ostatnimi głosowaniami w węgierskim Parlamencie 15 i 16 grudnia.

Te dwa dni przejdą do historii, bo Parlament nie bacząc na społeczne protesty przegłosował cały pakiet ustaw, które znacznie zmienią (utrudnią?) życie wielu Węgrów. Do ostatniego momentu wielu ludzi uważało, że posłowie Fideszu opamiętają się, że podejmą jakąś dyskusję o wzbudzających kontrowersje pomysłach, ale ostatecznie postanowili zdać się na prostą arytmetykę parlamentarną, która pozwala im nie liczyć się z nikim.

Wśród przegłosowanych w tych dniach pomysłów znalazł się m.in. ten o zakazie handlu w niedzielę dla sklepów o powierzchni powyżej 200 m² (wchodzi w życie od 15 marca 2015). Świat nie lubi próżni i sieci handlowe zapowiadają już ofensywę na rynku zakupów online. To może dodatkowo odbić się negatywnie na małych sklepikach bo jeśli użytkownik już raz zacznie kupować w takim sklepie to raczej sklepikarz go już nie zobaczy. Na zakupy internetowe stawia np. Tesco, a Spar i Auchan na rozwój sieci franczyzowej więc staną do bezpośredniej konkurencji z CBA. Ustawa nie dotyczy małych sklepików rodzinnych, państwowych trafik, stacji benzynowych, targowisk, aptek, sklepów w szpitalach, na lotnisku, dworcach kolejowych i autobusowych, hotelach i obiektach turystycznych. Duże sklepy będą otwarte wyjątkowo w niedziele w okresie przed świętami Bożego Narodzenia.

Protesty pracowników branży tytoniowej spowodowała z kolei ustawa, która nakłada specjalny podatek na firmy tytoniowe. Nie byłoby w tym nic zdrożnego gdyby nie to, że podatek obejmie tylko dwie z trzech firm. Trzecia jest nie tylko mniejsza, co pozwoli jej na uniknięcie podatku, ale przede wszystkim należy do węgierskich biznesmenów zaprzyjaźnionych z wpływowymi politykami.

Jednocześnie rząd zapowiada, że tego typu głosowania to nie jakiś specjalny prezent świąteczno-noworoczny, ale początek serii głosowań jakie będą trwały przez całą wiosnę. Obecna praktyka legislacyjna na Węgrzech zakłada, że pomysł zgłoszony przez osoby związane z Fideszem może zamienić się w ustawę w ciągu zaledwie kilku dni. Pewność ustawodawców co do takich metod podtrzymuje fakt, że członkowie trybunału konstytucyjnego zostali wymienieni na sympatyków.

Cała historia z papierkiem niestety ma pewne cechy bajki: jej prawdziwy bohater skończył pewnie tak jak wielu jego braci na śmietniku, a jego miejsce zajął inny papierek, który postanowił zrobić szybką karierę i duże pieniądze, kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Mamy nadzieję, że uzurpatora spotka słuszna kara, ale w życiu już tak jest że często bohaterowie dobierani są z przypadku. Tak więc prawdziwy bohater nadal zaginiony w akcji! Nie wiadomo czy kiedykolwiek znajdziemy odpowiedzi na pytania: Gdzie jest właściwy Papierek? Czy Papierkowi udało się przeniknąć do kieszeni Orbana?

Żydowskie opowieści

Wbrew pierwszemu skojarzeniu tytułowe opowieści to wyznania nie samych Żydów, ale 54 osób w większości nie będących Żydami, nie mających żydowskich korzeni lub pochodzących z rodzin mieszanych. Bardziej i mniej znane z życia publicznego osoby (wśród nich m.in. artyści, publicyści, naukowcy) zdecydowały się opowiedzieć o swoich doświadczeniach i kontaktach z Żydami, o stereotypach, wychowaniu, wykluczeniu, o historii, o przyjaźniach i o przypadkach niechęci.

Niektórzy przywołują wspomnienia z dzieciństwa, mówią o domowym „żydowaniu” (węg. zsidózás – takie „żarciki”, nadawanie wszystkim „podejrzanym” miana Żyda). To trochę spowiedź z „małych” (ale w końcu nie aż takich małych jak się uzbiera) rodzinnych grzeszków.

Seria Zsidó mesék jest próbą odpowiedzi na pytanie jak węgierskie społeczeństwo postrzega dziś Żydów. Filmy, będące zapisem rozmów nakręcono na dziedzińcach tzw. domów z gwiazdą, do których przymusowo przesiedlano Żydów w czasie II wojny. Reżyser Péter Gárdos porusza temat, który wciąż jeszcze jest dla niektórych Węgrów niewygodny, często spychany do kategorii tabu. Filmiki do obejrzenia tutaj ( jęz. węg., niestety angielskich napisów brak).

Filmy powstały na zlecenie gminy żydowskiej, która postanowiła dać się wypowiedzieć też innym. Może jednak brak tu skrajniejszych przykładów, ale od czegoś trzeba zacząć. Szkoda, że nie ma tu osób które deklarują się jako niechętne Żydom, a które mogłyby opowiedzieć z czego wynikają ich przekonania. Czy są to własne doświadczenia, czy historie typu „bo dla mojego dziadka to Żydzi byli niemili. Dziadka nie pamiętam ale mama i tata mówili.”

Poniżej jeden z filmów, opowiadający rodzinną historię miłości żydowskiego chłopca do dziewczyny pochodzącej z reformackiej rodziny, nie akceptującej Żydów. Po latach pozostaje wstyd za wypowiedziane wtedy krzywdzące słowa.

Star Wars po węgiersku

Choć premiera VII części Gwiezdnych Wojen (węg. Csillagok háborúja) odbędzie się dopiero za rok to już teraz fani gwiezdnej sagi rozpalani wiadomościami o kolejnej części ulubionego filmu wracają do wcześniejszych części.

Czasami mogą to być bardzo nostalgiczne powroty. Pamiętacie czasy gdy premiery światowe odróżniało w Polsce nie tylko jakieś totalnie absurdalne zapóźnienie w stosunku do reszty świata (w stosunku do USA nadal niestety ktoś coś takiego często praktykuje), ale też tworzenie własnych plakatów? Jako dzieci zupełnie nie mogliśmy zrozumieć tego „procederu” bo wydawało nam się, że te oryginalne które trafiały do nas jako towar dostępny na bazarach lub z niemieckiego BRAVO, biły na głowę „dziwaczne” propozycje rodzimych grafików. Za nic mieliśmy prawdziwą sztukę, ale po latach… Przy okazji odgrzania Star Wars manii trailerem kolejnej części, pojawiła się w sieci ciekawa kolekcja plakatów, jakie w różnych krajach towarzyszyły gwiezdnym wojnom, a w tej kolekcji plakaty do części IV, V i VI z Węgier. Obejrzyjcie sami, i powiedzcie czy Wam to czegoś nie przypomina?

Tu plakaty z innych krajów i jeszcze więcej z Węgier.

Warto też wspomnieć, że na Węgrzech w tamtych latach ukazał się komiks z przygodami znanymi z części IV do VI. Autorem scenariusza (ponoć nie do końca pokrywającego się z oryginałem) był znany również w Polsce autor scenariuszy do komiksów Tibor Cs. Horvath. Komiksy z jego scenariuszami często były publikowane w magazynie Relax, a później wydawane jako osobne albumy (Faraon, Ostatni Mohikanin, Bambi, Dziedzictwo Inków, Old Shatterhand i Winnetou, i inne), a narysował go Attila Fazekas (Faraon, Dziedzictwo Inków, W niewoli u piratów kosmosu). Dziś na te dość nieudolne próby kopiowania amerykańskiej grafiki patrzy się niewątpliwie z politowaniem i nostalgią, ale wtedy było to okienko uchylone na wielki świat. Oczywiście komiksy powstały bez zgody, a pewnie i bez wiedzy Lucas Films :) Dziś są niezwykłą rzadkością i są poszukiwane przez kolekcjonerów.

Z ciekawostek na stronie Magyar Star Wars Klub warto obejrzeć jeszcze kolekcję figurek z lat 80 (fragment poniżej) – śmieszne podróbki za 20 Ft, np. genialny Joda czy Vader. Pod figurkami są też wspaniałe pojazdy kosmiczne produkcji rzemieślniczej :)

Po ukazaniu się zwiastuna grupa węgierskich entuzjastów postanowiła udzielić odpowiedzi na pytanie: Co by było gdyby… Gwiezdne Wojny część VII nakręcono w Budapeszcie. Trzeba przyznać, że ich mały żarcik robi wrażenie.

Stühmer – historia dwóch sukcesów

Stühmer Frigyes – twórca sławnej marki, a w zasadzie Friedrich Stühmer pochodził z północnych Niemiec. Urodził się w 1843 w Meklemburgii. Swe umiejętności zdobywał najpierw w Ludwigslustban, a później w Hamburgu i Pradze. W końcu w 1866 dotarł na Węgry. Do Budapesztu ściągnął go znany lokalny cukiernik Ferenc Nagy, który miał swoją cukiernię na ulicy Jesiennej (Ősz u., obecna Király u.). Friedrich przybył na miejsce w 1868, a po dwóch latach uznał, że jest ono godne jego talentu i w 1870 odkupił zakład pana Nagya. W swym zakładzie wprowadził nowoczesne technologie – sprowadzone z Drezna maszyny parowe.

Franciszek Józef był pod takim wrażeniem tej technologii, że zezwolił na wykorzystanie na produkcie godła węgierskiego! W 1879 jego wyroby otrzymały złoty medal na Wystawie Krajowej w Székesfehérvár, a niedługo później za wysoką jakość produkowanych wyrobów został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi dla Korony. Od 1885 rozpoczyna produkcję czekolady. W 1888 rejestruje nazwę Stühmer jako znak towarowy w Budapeszteńskiej Izbie Handlowo – Przemysłowej.

Tę wspaniałą karierą przerywa przedwczesna śmierć przemysłowca w 1890 roku (miał tylko 47 lat), ale firma rozwija się dalej prowadzona przez wdowę Etelke i szwagra – Gézę Kooba, a od 1906 roku drugiego syna Stühmera – Gézę. W 1928 rodzinna firma staje się spółką akcyjną, a z pozyskanych tą drogą pieniędzy wybudowany zostaje nowy zakład w miejsce dotychczasowego jednopiętrowego domku.

W latach 30 firma staje się rozpoznawalna nie tylko dzięki jakości swych wyrobów ale również dzięki dużej uwadze przykładanej do opakowań – projektują je najznamienitsi węgierscy artyści (Lukáts Kató, Jeges Ernő, Szirmai Ili) oraz do rozwoju eleganckiej sieci handlowej. Salony firmy znajdują się nie tylko na Węgrzech ale również w Paryżu i Wiedniu. W tych latach firmie udało się wypromować kilka znanych marek produktów. Znanych często do dziś. Przykładowo były to: czekolada Tibi, karmelki Frutti, draże Zizi, wafelki Ropp, cukierki Negró, Bronhy i Gripp czy też kakao E (nie mylić ze znanym w Polsce proszkiem do prania :)). Wielką chlubą firmy z tamtych lat stały się figurki z „porcelanowej” czekolady – wyrób unikalny w skali światowej.

Ten rozwój spowodował, że już po kilku latach wzniesiona w 1928 fabryka okazała się za mała – w ciągu 10 lat zamiast 300 pracowników firma zatrudniała wkrótce 800 – i dlatego w 1941 zbudowano największą na Węgrzech i jedną z najnowocześniejszych w Europie fabryk słodyczy. Fabryka powstała w nowej lokalizacji – Vágóhíd u. w IX dzielnicy i znajduje się tam do dziś choć nie należy już do firmy Stühmer.

Spokojna egzystencja rodzinnej firmy kończy się, kiedy w 1948 komuniści nacjonalizują fabrykę włączając ją do Węgierskiego Przedsiębiorstwa Przemysłu Cukierniczego. Nazwisko założyciela zastępuje na szyldzie banalna nazwa Budapeszteńska Fabryka Czekolady. Lata 60 przyniosły znaczny rozwój zakładu poprzez jego znaczącą mechanizację, choć jak łatwo się domyślić te lata nie miały wiele wspólnego z jakością kojarzącą się z nazwiskiem Stühmer.

I choć rodzina Stühmerów nie powróciła już do produkcji słodkości, to ich nazwisko i związana z nim tradycja jakości po 1989 znowu nabrały realnej wartości.

Fabryka i niektóre marki produktów (czekolada Tibi) trafiły po kilku zmianach właścicieli w ręce firmy Bonbonetti należącej do ukraińskiego koncernu, którego właścicielem był jeszcze niedawno obecny prezydent Ukrainy Petro Poroszenka. W logo firmy Bonbonetti znajdziemy informację, że firma szczyci się tradycja sięgającą 1868. Jak podałam wyżej w tym roku w Budapeszcie pojawił się Friedrich Stühmer. Firma eksponuje również piękny mural w swojej fabryce przypominający o starych właścicielach. Problem w tym, że nawiązanie do rodziny jest dość naciągane, bo słynny znak towarowy Stuhmer przypadł komu innemu, a jak pamiętamy fabryka w IX dzielnicy istnieje od 1941 roku.

I tu rozpoczyna się historia drugiej kariery, związanej z nazwiskiem Stühmer.

Parę lat temu nikt nie odgadłby, że Péter Csóll z Novaj będzie miał cokolwiek wspólnego z szacowną marką z wielkiego Budapesztu. Csóll ukończył studia o profilu turystycznym, przez 5 lat był aktorem w egerskim teatrze, przez jakiś czas zajmował się nawet nieruchomościami. Z aktorskiej pensji mógł pozwolić sobie tylko na to by związać koniec z końcem więc oprócz występowania na scenie zdarzało mu się prowadzić w Egerze kilka knajp. Od jakiegoś czasu miał też na oku sklep ze słodyczami w centrum miasta. Wiedząc, że właściciel chce się go pozbyć, kiedy nadarzyła się odpowiednia okazja kupił go i tak w 2005 roku rozpoczęła się jego kariera w świecie czekolady.

Szybko jednak zauważył, że ludzie słodycze kupują najczęściej w dużych marketach, zaczął się więc zastanawiać jak sprawić by jego sklepik stał się wyjątkowy, a tym samym przyciągnąć klientów. Potrzebował własnej czekolady, rozpoznawalnego produktu. Wkrótce udało mu się nabyć prawa do znaku firmowego Stühmer i zaczął rozglądać się za jakimś specjalistą od czekolady, który zechciałby dla niego pracować. Tak zatrudnił u siebie Bélę Borbélya, czekoladowego guru, który w przemyśle cukierniczym pracował od dziesięcioleci i fabrykę Stühmera znał na wylot jeszcze z czasów kiedy był dzieckiem.

Jeden ze znajomych Csólla wspomniał mu kiedyś, że dobrze byłoby przywrócić produkcję ulubionego z czasów jego dzieciństwa batonika Korfu. Okazało się, że Borbély pamiętał oryginalną recepturę i bez problemu potrafił wymienić wszystkie składniki. W tamtym czasie nie mieli jeszcze własnej fabryki więc produkcja odbywała się w partnerskiej fabryce Szamos Marcipán w Pilisvörösvár. To tam powstały pierwsze produkty wskrzeszonej marki Stühmer. Z Szamosami nigdy nie konkurował, wręcz przeciwnie, dużo mu w tamtych czasach pomagali i do dziś pozostają w przyjacielskich stosunkach.

Batonik Korfu trafił w końcu do dużej sieci handlowej, co znacznie zwiększyło zapotrzebowanie na produkt. Okazało się, że wynajmowana linia produkcyjna nie wystarczy i trzeba pomyśleć o nowej fabryce. Obok własnego kapitału zaciągnął na ten cel 10-letni kredyt we frankach szwajcarskich i pomimo przejściowych trudności w końcu firmie udało się wyjść na prostą i osiągnąć finansową stabilizację. Csóll uważa, że to filozofia małych kroków jest w jego przypadku kluczem do osiągnięcia sukcesu. Kredyt zaciągnął tylko na najpotrzebniejsze wyposażenie i w sumie dzięki temu udało się go spłacić, choć w tamtych czasach banki nie miały problemów z przyznawaniem ogromnych kredytów, co dla niektórych stało się pułapką i doprowadziło do wielu bankructw.

Csóll jak sam przyznaje jeszcze kilka lat temu rozważałby sprzedanie firmy gdyby otrzymał odpowiednią ofertę. Dziś nie przyszłoby mu to raczej z łatwością. To jego dziecko, w firmę włożył serce, a czekoladowy biznes pochłonął go bez reszty. Ceni sobie to, że jest niezależny i sam może podejmować decyzje, co nie byłoby możliwe przy udziale inwestorów z zewnątrz. Nie myśli o giga-biznesie, nie ma zamiaru przekształcać firmy w olbrzymie przedsiębiorstwo. Stawia raczej na jakość, przy zachowaniu dotychczasowego charakteru produkcji, która odbywa się de facto na zasadzie manufaktury. W myśl wyznawanej filozofii zrównoważonego rozwoju po latach obok zakładu z Novaj, również pod Egerem w miejscowości Maklár otwarto drugi zakład produkcyjny Stühmera, zatrudniający 40 osób, do którego kilka miesięcy temu przeniesiono produkcję (a otwarcia dokonał nie kto inny jak premier Orbán).

W chwili obecnej w Egerze działają dwa sklepy firmowe oraz po jednym w Maklár, Gyöngyös i w Budapeszcie. I właśnie ten w Budapeszcie, przy ul. Pozsonyi út 9. (Újlipótváros, XIII dzielnica) odwiedziłam ostatnio w ramach przedświątecznych zakupów.

Na niewielkiej powierzchni zgromadzono dużą ilość najlepszych produktów firmy i innych wyrobów dobrej jakości. Wzrok przyciągają stylowe opakowania czekolad (tabliczka czekolady kosztuje tu 550 Ft), nostalgiczne obrazki z bombonierek, a wreszcie stojak z chyba 20 rodzajami szaloncukor (świąteczne cukierki) – o niebo lepszymi od tych marketowych, choć cena to ponad 5 tys. Ft/kg. Warto zwrócić uwagę, że firma przygotowała też słodkości dla diabetyków, co rzadko spotykane – w dużym wyborze, szczególnie czekolady. Aktualną ofertę i ceny możecie sprawdzić w sklepie internetowym.

Niestety sama część kawiarniana nie jest zbyt przytulna; widać że działalność koncentruje się głównie na sklepie. Dużo przyjemniejsze wnętrza pod szyldem Stuhmer znalazłam w Internecie, np. w Kecskemét, gdzie działa Stühmer Kávé- és Csokiház albo jeszcze piękniejsza kawiarnia w Kaposvár  z oryginalnymi zabytkowymi meblami (zdjęcia poniżej). Pozostaje mieć nadzieję, że projekt rozwoju sieci kawiarni, o których myśli właściciel marki będzie dorównywał klasą smakowi czekoladek.

Pisząc o Stühmerze nie sposób pominąć Klubu Degustatorów, do którego może zapisać się każdy kto ceni dobrą czekoladę i miałby ochotę zgłębić tajniki powstawania słodyczy. Członkowie klubu mogą bowiem zajrzeć za kulisy produkcji, swoją opinią wpłynąć na smak nowych produktów, a ich sugestie często są brane pod uwagę przy projektowaniu nowych opakowań.

Stühmer to moja propozycja na atrakcyjny upominek z Węgier, to jakość zamknięta w eleganckim opakowaniu (ostatnio firma wraca do zwyczaju współpracy z młodymi interesującymi grafikami – czego przykładem jest niezwykle stylowy Szilvás Betyár), coś czego szuka niewątpliwie wielu ludzi chcąc obdarować najbliższych czymś wyjątkowym po powrocie znad Dunaju. Mnie szczególnie zainteresowały czekolady w retro-opakowaniach, bombonierki Kalocsa z dodatkiem ostrej papryki, czekoladki z winem czy też z palinką – gruszkową lub brzoskwiniową oraz te z kremem śliwkowym – Budapest lub Magyarország. Śmiało możecie dodać te słodkości do listy węgierskich specjałów.

Uwaga – utrudnienia w poniedziałek

W poniedziałek można spodziewać się licznych utrudnień na drogach dojazdowych do Budapesztu oraz w samej stolicy i kilku większych miastach Węgier. Protestować będą związki zawodowe – m.in. przeciwko zniesieniu wcześniejszych emerytur oraz wprowadzeniu dodatkowych obciążeń podatkowych związanych z systemem cafeterii, z innych postulatów: przyszłoroczne podwyżki, nowelizacja kodeksu pracy, modyfikacja prawa do strajku.

W związku z wyłączeniem z ruchu jednego pasa, największego spowolnienia należy oczekiwać na Krisztina körút, Attila út i Margit körút, na drogach dojazdowych do stolicy (M3 i M5) oraz na drogach środkowej i północnej Budy (III dzielnica – droga nr 11, XI dzielnica – Egér út), w centrum miasta (Andrássy út, nadbrzeże po stronie Budy – budai alsó rakpart oraz na odcinku od nadbrzeża przez most Małgorzaty do placu Kossutha).

Wg. BKK spod Budapesztu najszybciej do centrum dojedziemy wybierając HEV lub pociąg, a w samym mieście wygodniej będzie poruszać się komunikacją publiczną – metrem i tramwajami. Dla tych, którzy mimo wszystko wybiorą samochód, by dostać się z południowej do północnej Budy – BKK radzi kierować się na M0 lub nadbrzeże Pesztu – pesti rakpart.

Na stronie policji dostępne są szczegółowe mapki z odcinkami, na których zamknięty będzie jeden pas ruchu. Tutaj uaktualniana mapka z utrudnieniami w pozostałych miastach.

Luca nap czyli zwyczaje na św. Łucję

13 grudnia – dzień św. Łucji to dzień, w którym dość dobrze widać przenikanie się zwyczajów chrześcijańskiego adwentu ze starymi pogańskimi wierzeniami, dotyczącymi święta przesilenia, a także z wierzeniami już schrystianizowanych ludów w to, że po świecie nadal uganiają się różne ciemne siły i czarownice.

Chrześcijańska patronka św. Łucja jak żadna inna nadawała się żeby umieścić ją w ostatnim dniu panowania ciemności na ziemi, kiedy jeszcze nie doszło do przesilenia. Święta ta pochodząca z Syrakuz na Sycylii wyłupiła sobie oczy po tym gdy została skazana za wyznawanie swej wiary na umieszczenie w domu publicznym.

Na Węgrzech ludowe zwyczaje związane z tym dniem (Luca nap) nie odbiegają zbytnio od wierzeń innych ludów Europy i opierają się na różnych wróżbach, przepowiedniach i zabiegach próbujących odżegnać złe czary. Wierzenia i tradycje dotyczące tego dnia odnoszą się zasadniczo do trzech różnych aspektów życia ludzi, szczególnie na wsiach. Po pierwsze, zgodnie z dawnym niereformowanym kalendarzem w tym momencie roku przestawało ubywać dnia, co dla prostych ludzi żyjących w świecie chrześcijańskim jak i przed-chrześcijańskim było widomym znakiem zwycięstwa światła nad ciemnością. Z tego pierwszego aspektu wynika to, że ludzi otaczają nieprzyjazne im siły związane z nocą, najczęściej uosabiane przez czarownice. Dlatego też w tym dniu tryumfu światła za pomocą odpowiednich zabiegów można je wykryć czy też się przed nimi ochronić. Idąc dalej tym magicznym tropem, dochodzimy do trzeciego aspektu, którym była chęć odgadnięcia przyszłości, często determinowanej przez nieokiełznaną a co za tym idzie nieprzyjazną ludziom przyrodę, sposobu, który należy wybrać by dożyć kolejnych obfitych zbiorów.

O ile dziś tego typu magiczne zwyczaje w Polsce nie kojarzą nam się powszechnie z 13 grudnia, a  bardziej z Andrzejkami, to na Węgrzech pamięć o tych tradycjach jest jeszcze dość żywa właśnie w tym dniu. Warto wspomnieć o kilku ciekawszych spośród nich. Niewątpliwie najbardziej spektakularnym, choć trudno powiedzieć na ile praktykowanym z uwagi na kwestię dostępności drewna (ciekawe czy w marketach budowlanych można dostać bez problemu aż tyle jego rodzajów) było wykonywanie tzw. luca-szek czyli specjalnego stołka z 13 kawałków drewna pochodzących z 9 różnych gatunków drzew. Jego kształt miał wywodzić się od pentagramu (opartego na pięciokącie wiedźmy – boszorkányszög). Pracę należało rozpocząć 13 grudnia i kontynuować każdego dnia aż do świąt (stąd wzięło się przysłowie, że coś robi się bardzo wolno, powstaje bardzo długo „Lassan készül, mint a Luca széke”).

Stołek należało następnie przemycić do kościoła na pasterkę. Kto na nim stanął mógł zobaczyć które ze zgromadzonych kobiet są czarownicami (było wtedy widać ich rogi; dlatego też ponoć przy wejściu do kościoła pochylały głowy, by nimi nie zawadzić o futrynę). Kto czarownicę wypatrzył musiał biec do domu ile sił w nogach, żeby go wiedźmy nie dopadły i nie zniszczyły stołka. Można było je spowolnić rozsypując za sobą mak, który te musiały zbierać. W domu należało stołek wrzucić do ognia,  a jego drewniane kawałki paląc się wydawały krzyki oznaczające koniec czarownicy. Następnie w dziurkę od klucza wpychano czosnek, w lewą futrynę drzwi wbijano nóż a miotłę umieszczano w poprzek drzwi – te zabiegi zapewniały idealną ochronę przed złymi mocami.

U reformatów drewniany stołek zabierano z kolei na rozstaje dróg – ulubione miejsce zbierania się czarownic. Kto na stołku stanął mógł odkryć kto we wspólnocie ma złe moce.

Podobnym zwyczajem było wykonywanie bata z rzemyków – codziennie dokręcano po jednym rzemieniu tak by całość była gotowa do świąt. W noc Bożego Narodzenia należało z niego strzelić, na ten dźwięk zbierały się czarownice.

Na wsiach istniał też zwyczaj lucazas – chodzenia po domach przebranych za duchy dzieci, które za drobne upominki czy poczęstunek wypowiadając rymowanki przepowiadały gospodarzom obfite zbiory. Skąpi gospodarze otrzymywali w zamian złą wróżbę. Przypomina Wam to coś? Powszechną rozrywką młodzieży były różnego rodzaju wygłupy. Szczególnie na terenie zachodnich Węgier rozpowszechniony był zwyczaj przygotowywania lampionów z dyni, wycinanie otworów na oczy, nos i szczerzące się w uśmiechu zęby a następnie umieszczanie podświetlonych dyń w oknach by przestraszyć domowników i sąsiadów. W niektórych regionach dla żartu zdejmowano i chowano gospodarzom bramy z ogrodzenia lub np. demontowano całe drewniane wozy.

Wiele wróżb czy zakazów odnosiło się do płodności, dobrobytu , długości życia.

Przyszłoroczne zbiory przewidywano na podstawie wysianych tego dnia ziaren pszenicy. Naczynie z ziarnami stawiano obok pieca, by pszenica wykiełkowała na święta. Im bujniejsza wyrosła, tym bogatszy w zbiory miał być przyszły rok. Taki zielony „stroik” stawiano później na świątecznym stole.

Od tego czy pierwszym gościem odwiedzającym tego dnia dom był mężczyzna czy kobieta miała zależeć płeć zwierząt przychodzących na świat w gospodarstwie w następnym roku.

Od złych mocy zwierzęta można było ochronić pocierając ich głowy czosnkiem. Na drzwiach pomieszczeń gospodarskich malowano krzyż, przed ich wejściem rozsypywano popiół. Na noc zjadano chleb z czosnkiem by oddechem odstraszyć w nocy złe duchy. Na noc zamykano też miotły, by czarownice nie mogły na nich latać.

Dziewczyny przygotowywały 12 knedli (gombóc), w których umieszczały imiona chłopców. Ten który pierwszy wypłynął na powierzchnię przepowiadał imię przyszłego męża. Imiona można było też zapisać na 12 karteczkach, z których codziennie palono po jednej. Ta która została na koniec kryła imię przyszłego męża.

Do dziś znany jest zwyczaj pieczenia w tym dniu pogacsa (dla niezorientowanych: słony wypiek, bardzo popularny na Węgrzech jako przekąska)  i umieszczanie w jednym z nich monety. Osoba, która natknie się na pogacsa z pieniążkiem będzie miała zapewniony w przyszłym roku dobrobyt i bogactwo (oczywiście o ile śmiertelnie się tą monetą nie udławi :))

Tego dnia zabronione było wykonywanie niektórych prac, np. niewskazane było szycie gdyż mogłoby to spowodować, że kury w przyszłym roku by się nie niosły.

Z 13 grudnia związany był zwyczaj przepowiadania pogody na nadchodzący rok. Każdy z dwunastu dni, pozostałych do świąt, odpowiadał kolejnym miesiącom nowego roku. A zatem od tego jaką mamy pogodę 13 grudnia będzie zależała pogoda w styczniu, 14 grudnia okaże się jakiego lutego mamy się spodziewać, 15 grudnia to pogoda na marzec, itd.

Na Seklerszczyźnie pogodę przepowiadano na podstawie zdejmowanych z cebuli kolejnych 12 warstw, z których każda odpowiadała jednemu z miesięcy. Następnie każdą ze skórek posypywano solą – tam gdzie sól się rozpuściła, miesiąc miał być deszczowy, a gdzie sól pozostała sucha – w tym miesiącu nie spodziewano się opadów.

Zapowiedzi 11.12.2014

14 grudnia: na lodowisku w Lasku Miejskim winiarze z regionu Balatonu ustawią niezwykłą choinkę z butelek wina (godz. 16.30), odbędzie się degustacja, a w budynku obok lodowiska od 11.00 do 21.00 jarmark bożonarodzeniowy, na którym będzie można nabyć wino i najlepsze produkty oferowane przez region Balatonu.

Budapeszt kocha lodowiska, których z każdym rokiem jest coraz więcej. Oprócz wymienionych już wcześniej w zapowiedziach, warto odwiedzić to znajdujące się przy MUPA (Pałac Sztuk). Sam budynek jest jednym z ciekawszych przykładów architektury nowoczesnej w Budapeszcie, a jesienno-zimową porą kiedy wcześniej zapada zmrok, można podziwiać nie tylko jego iluminację, ale również „uwolnienie” organicznej bryły holu i innych wewnętrznych detali budynku, uzyskane dzięki przeszkleniu i kontrastowemu oświetleniu wewnątrz i na zewnątrz.

13 grudnia: Instytut Polski zaprasza na świąteczny kiermasz. „Będą super książki i wydawnictwa dla dzieci, zabawki ludowe, bombki, ceramika z Bolesławca, cudowna biżuteria w kilku stylach i oczywiście smakołyki i niespodzianki. Słowem fajna okazja do miłego spędzenia czasu.” godz. 10.00-18.00

13 grudnia: o 19.00 koncert Mystery Gang, najbardziej znanej węgierskiej kapeli rockabilly (ELTE – aula PPK, Kazinczy u. 23-27). Więcej o nich tutaj.

15 grudnia: o 19.30 muza Rolling Stonesów, legendarna Marianne Faithfull wystąpi w MUPA. Obecną trasą koncertową artystka świętuje 50 lat obecności na scenie. Niedawno ukazał się jej 20 album „Give my love to London”.

do 18 stycznia: wystawa na placu Klauzál (na terenie dawnego getta) upamiętniająca więzionych, deportowanych, ofiary w 70 rocznicę ustanowienia budapeszteńskiego getta.

do 28 lutego: Visegrad Karma – wystawa plakatów w Instytucie Polskim. „Autorzy wystawy proponują plakaty, które powstały w 4 krajach w tym samym czasie, w czasie transformacji i największych zmian w naszej najnowszej historii. Niektóre z nich stały się kultowymi symbolami zmian i na stałe wpisały się w historię plakatu światowego.”

od 11 grudnia: Temat mało węgierski, ale ponieważ od teraz również w węgierskich kinach…: lubicie Paddingtona? Tu lista kin, do których możecie zabrać dzieci na film o sympatycznym misiu. Jeżeli jesteście w Polsce lub gdziekolwiek indziej, również nie zapominajcie o misiu w wielkim czerwonym kapeluszu i ruszajcie do kina.

do 31 grudnia: dla oszczędnych i zapobiegliwych – najtańsze karnety na Sziget 2015. Należy jednak pamiętać, że w ten sposób kupujecie kota w worku. Coś za coś :) Swoją drogą taki karnet to dobry pomysł na prezent świąteczny.

I jeszcze koncert Kerekes Band 13 grudnia o 20.00 w klubie Akvarium (polecany przez Sebastiana – dzięki za informację!)