Jak się robi filmy i inne takie…

fot. z fb Viktora Orbana

Viktor Orban spotka się z nową ambasador USA oficjalnie we wtorek, po niedzielnym święcie narodowym 15 marca. Origo dowiedziało się jednak, że premier spotkał się już z Colleen Bell w ostatni poniedziałek na nieoficjalnej kolacji u Andy’ego Vajny, znanego producenta filmowego z podwójnym paszportem węgierskim i amerykańskim, gdzie gościł również Arnold Schwarzenegger. Ciekawe. Bardzo hollywoodzka atmosfera zapanowała w stosunkach Węgry-USA. Luźna atmosfera, brak krawatów. Wielu spekulowało potem, że w taki sposób robi się dobre interesy, bo okazało się że amerykański Westinghouse może mieć swój udział w dostawie paliwa do budowanej przez Rosjan elektrowni w Paks.

Minister Janos Lazar zapewniał jednak pod koniec tygodnia, że ewentualny udział tej firmy w kontrakcie wynika jedynie z decyzji Brukseli, a nie rządu węgierskiego (wymaga ona dywersyfikacji dostaw paliwa jądrowego, nie pozwalając na ich monopolizowanie, a do budowanego typu elektrowni ponoć oprócz Rosjan paliwo może dostarczyć jedynie amerykańska firma), ale prawdy o tym dowiemy się pewnie najwcześniej za trzydzieści lat, kiedy kontrakt zostanie odtajniony.

Co ciekawe raport o produkcji filmowej na Węgrzech wykazał, że kraj ten w Europie ponosi największe wydatki na produkcję filmową. Jak to ma się do narzekań węgierskich reżyserów takich jak Bela Tarr, o których można poczytać nawet w polskich mediach? A tak, że w 80% procentach dofinansowywane są produkcje zagraniczne, głównie… amerykańskie. Rząd udowadnia, że wydatki te, a także 25% ulga podatkowa jaką przyznał produkcjom filmowym, zwraca się dzięki wzrostowi zatrudnienia, dodatkowym wpływom podatkowym (sic!) oraz wpływom z turystyki uzyskanym dzięki pokazywanym w międzynarodowych produkcjach węgierskim sceneriom.

Oczywiście za całym tym biznesem stoi Andy Vajna, który prosty rachunek ekonomiczny rodem z Hollywood uczynił podstawą realizacji misji powierzonej mu przez rząd Orbana w 2011 roku, kiedy to został mianowany rządowym pełnomocnikiem ds. uzdrowienia węgierskiego przemysłu filmowego. To, że prawie zablokował finansowanie filmów węgierskich, co miało być jego głównym zadaniem, Vajny i polityków węgierskich nie interesuje. Spotkanie z byłym gubernatorem Kalifornii ma być zapowiedzią, jak zapewnia Vajna, nadchodzącego czasu realizacji na Węgrzech prawdziwych superprodukcji. Oczywiście nie chodzi o filmy węgierskich twórców. Wygląda jednak na to, że dla Vajny produkcja filmowa to teraz jedynie hobby, które pozwala mu na zbliżenie się do osób z którymi może tworzyć dużo poważniejsze superprodukcje od tych filmowych.

Reklama

Moda na sukces

Senat USA przegłosował Colleen Bell na stanowisko ambasadora USA w Budapeszcie. Kandydatura ta budziła pewne wątpliwości, ponieważ pani Bell nie posiada doświadczenia ani dyplomatycznego ani nawet w lokalnej polityce. Z zawodu jest producentem telewizyjnym i jej nominacja to dowód wdzięczności administracji prezydenckiej za jej zaangażowanie w zbieranie funduszy podczas kampanii o reelekcję prezydenta Obamy.

Nominacja ta wzbudza na Węgrzech znacznie większe zainteresowanie niż zwykle (choć w krajach Europy Centralnej po 89 roku i tak nominacje ambasadora USA śledzone są z dużym zainteresowaniem, często przesadnym). Tym razem jednak ambasador będzie musiała uporać się z niespotykanym od 25 lat ochłodzeniem stosunków dyplomatycznych na linii Budapeszt – Waszyngton, do czego jak uważają niektórzy przyczynił się pełniący do tej pory obowiązki ambasadora chargé d’affaires Andre Goodfriend. Nomen omen właśnie zbyt przyjacielskie stosunki z kręgami węgierskiej opozycji, to zdaniem wielu błąd dyplomacji USA, zdaniem innych to celowe działanie, mające manifestować amerykańskie stanowisko wobec polityki Węgier (szczególnie w stosunkach z Rosją). Wydaje się, że teraz obserwując działania nowej pani ambasador będzie można rozwiązać tę zagadkę. Z drugiej strony, jeśli zawodowy dyplomata jakim jest Andre Goodfriend dopuścił do takiego zaognienia stosunków, to czego można się spodziewać po aktywistce partii demokratycznej rodem z Hollywood? A może to jednak będzie trzeźwa businesswoman? Napięcie godne końca odcinka w dobrej produkcji telewizyjnej.

Rodzina Bellów to potęga telewizyjna, ważna niemal tak jak rodzina Spellingów (a może i ważniejsza). Teść pani ambasador, William J. Bell był głównym scenarzystą a także producentem m.in. takich hitów jak:  Inny świat (Another World), Dni naszego życia (Days of Our Lives), Żar młodości (The Young and the Restless) czy w końcu bardzo dobrze znanej w Polsce Mody na sukces (The Bold and the Beautiful). Przy produkcji dwóch ostatnich pracował również jego syn Bradley Bell, mąż pani ambasador oraz ona sama.

Podczas przesłuchania w Senacie do jej kariery zawodowej nawiązał znany z ciętego języka i wyrazistych poglądów senator John McCain, który uznał Węgry za „(…)bardzo ważny kraj. Bardzo ważny kraj w którym dzieją się złe rzeczy”. Zdaniem senatora McCaina, Węgry są bliskim sojusznikiem USA w wielu aspektach, ale nie ma wątpliwości, że od 2010 rząd Viktora Orbana centralizuje władzę, zmniejsza niezależność sądownictwa, wprowadza kontrowersyjne poprawki do konstytucji ograniczające organizacje społeczeństwa obywatelskiego.
“(…) Naród węgierski, jest na skraju cesji suwerenności w ręce neofaszystowskiego dyktatora wskakującego do łóżka z Władimirem Putinem a my mamy zamiar wysłać tam producenta Mody na sukces jako ambasadora. (…) ” Jak się wyraził, lepszym miejscem dla niej, jako ambasadora byłyby Karaiby.

Pani ambasador nie zabłysnęła w trakcie senackich przesłuchań wiedzą, jaką powinien mieć dyplomata. Jak wspomniałam na wstępie, swą nominację zawdzięcza tak jak wielu innych kandydatów na amerykańskich ambasadorów nie politycznym umiejętnościom, ale umiejętności pozyskania ogromnych funduszy na kampanię wyborczą prezydenta Obamy. Senator McCain jednak nie był przeciwny tego typu nominacjom in genere, ale uzasadniał swój sprzeciw wobec kandydatki, jak wskazałam powyżej, trudną sytuacją na Węgrzech. Ten z punktu widzenia Amerykanów akceptowalny sposób gromadzenia funduszy przez polityków, uznawany jest w wielu innych krajach za ewidentną korupcję, a i nawet w USA budzi poważne kontrowersje, zamiatane pod dywan przez korzystne dla biznesu orzeczenia Sądu Najwyższego. W tym świetle nominacja tzw. political appointee na ambasadora Węgier jest dziwaczna. Przypomnijmy, że główną osią konfliktu amerykańsko-węgierskiego są oskarżenia, jakie wysunęła administracja amerykańska wobec wysoko postawionych polityków węgierskich o korupcję właśnie!

Z drugiej jednak strony można by stwierdzić, że wysłanie kogoś z doświadczeniem w produkcji podrzędnych, ale popularnych produkcji filmowych to błyskotliwy ruch wobec faktu, że na Węgrzech wielkimi wpływami cieszy się Andy Vajna, posiadający podwójne obywatelstwo producent filmowy znany głównie z produkcji filmów o Rambo. Skoro zawiódł dyplomata Goodfriend…

Poniżej dwie różne wizje przedstawione przez portale internetowe reprezentujące różne opcje: zdjęcie z liberalnego hvg i prawicowego Magyar Nemzet.

Just one more thing…

Nieznani sprawcy przyozdobili pomnik porucznika Columbo w BP (o pomniku było już na blogu tutaj). Pojawił się taki oto napis. Columbo mówi do swego psa: „Może powinniśmy wrócić do Ameryki?” „Nie możemy, nie wpuszczą nas”. Amerykańskimi prowokatorami szybko zajęła się policja, odbierając im tablice z napisami.

One dollar hotel

Kiedy Europa świętuje 25 rocznicę upadku muru i żelaznej kurtyny, to wiele osób pamięta jednocześnie o tym że 25 lat temu zniknął aliancki system okupacyjny, którego istnienie uzasadniane było zimną wojną i który już w tamtym okresie wydawał się przecież reliktem. Pamiętam, że w latach 80 japońskie studentki traktowały Checkpoint Charlie w Berlinie jako swoistą atrakcję turystyczną i nie odstraszały ich groźne miny amerykańskiej Military Police.

Trudno więc uwierzyć, że w Budapeszcie, na dziedzińcu jednego ze znajdujących się na Wzgórzu Zamkowym zabytkowych obiektów jeszcze do niedawna w koszykówkę grywali żołnierze amerykańskiej piechoty morskiej i bynajmniej nie było to miejsce należące do państwa węgierskiego. Chodzi o budynek nazywany więzieniem Tancsicsa, który stał się własnością USA po zakończeniu II wojny światowej. W czerwcu bieżącego roku, po 68 latach główny budynek wraz z dwoma innymi przyległymi do niego został w końcu odzyskany przez państwo węgierskie na zasadzie wymiany nieruchomości (pertraktacje trwały 8 lat od podpisania w 2006 roku moratorium w tej sprawie). W październiku na dwa dni obiekt udostępniono zwiedzającym.

To tutaj, przy ul. Táncsics Mihály utca 9-13 pod koniec panowania dynastii Arpadowiczów stał budynek Magna Curia Regis (zwany też Kammerhof), który był pierwszą budańską rezydencją Beli IV do momentu wzniesienia budańskiego zamku (wcześniej siedziba królewska znajdowała się w Esztergom, pol. Ostrzyhom). Pozostałości rezydencji królewskiej widoczne są na głębokości 6-8 m poniżej parteru więzienia Tancsicsa. Od strony Wodnego Miasta (Vizivaros) usytuowane były należące do kompleksu stajnie, warsztaty, itp., a wg. niektórych naukowców we wschodnio-północnej części zbocza mogła zostać ulokowana królewska mennica założona prawdopodobnie za czasów Andrzeja III. W skład zespołu pałacowego wchodziła wieża mieszkalna, w której mieściła się mennica, a także wybudowana w 1349 roku królewska kaplica św. Marcina. W 1382 roku Ludwik Węgierski podarował całą grupę budynków wraz z służebnymi przyległościami paulinom z Budaszentlőrinc (ciekawostka: paulini to jedyny zakon założony na Węgrzech, to stąd wzięli się paulini w Częstochowie) i którzy w tym samym roku umieścili tu przemycone z Wenecji szczątki św. Pawła Pustelnika.

Od zakonników całość przejął w 1416 r. hrabia Hermann Celejski (z arystokratycznej rodziny banów Sławonii, węg. Cillei-család), a po jego śmierci biskup z Vac. Majątek wrócił do korony węgierskiej w roku 1458, ale po dwóch latach król Maciej przekazał go palatynowi Michałowi Országowi z Gút (węg. gúti Ország Mihály), do którego rodziny należał do 1541 roku. Siedziba o charakterze pałacowym zostaje na pocz. XVI w umocniona potężnymi wieżami, z których jedna o średnicy 22 m nosiła nazwę baszty siedmogrodzkiej i była pierwszą w kraju zbudowaną na wzór włoski. Dzięki swojej masywności mogła przetrwać do XXI wieku, choć jej górna część znajduje się dziś na wysokości górnej części dziedzińca wewnętrznego. Powstały z Kammerhof pałac biskupi uległ całkowitemu zniszczeniu w czasie wojny piętnastoletniej (1591-1606). Po odbiciu Budy z rąk Turków w 1686 roku, w latach 1722-1728 na ruinach dawnego pałacu cesarz buduje prochownię o grubych murach, której nadal strzeże ocalała baszta siedmiogrodzka. W obawie przed eksplozją, po okresie wojen napoleońskich wyburzono dwa górne piętra, a prochownię przeniesiono na przedmieścia.

Widoczny z ul. Tancsics żółty budynek (József-kaszárnya) w stylu wczesnego klasycyzmu wzniesiono w latach 1810-1833 jako koszary wojskowe, choć spełniał on głównie funkcję więzienia. To tu przetrzymywano niepokornych wobec Habsburgów węgierskich i rumuńskich pisarzy, prawników i polityków protestujących przeciwko naruszaniu zasady wolności słowa. Nie było to jednak jakieś zatęchłe więzienie, bez dostępu światła. Cele przypominały raczej pokoje z wygodnymi łóżkami, kanapami, półkami na książki, olejnymi lampami, na ścianach wisiały obrazy. Kossuth ze swojej celi na parterze mógł przez jakiś czas swobodnie komunikowac się z przechodniami, jednak gdy Austriacy to odkryli, przenieśli go do innego pomieszczenia od strony dziedzińca. W 1848 roku w czasie Wiosny Ludów powstańcom z łatwością udało się uwolnić z więzienia przebywającego tu Mihalya Tancsicsa. Okna nie były bowiem okratowane, Austriacy zabili je tylko deskami. Kossutha i Tancsicsa upamiętniają tablice na frontonie budynku. Wiadomo, że 30 stycznia 1849 roku na dziedzińcu dokonano egzekucji czterech osób: był wśród nich jeden Polak, jeden Austriak i dwóch Węgrów. W drugiej poł. XIX w. kompleks był siedzibą komendantury placu, a na pocz. XX w. mieścił się tu urząd skarbowy i akcyzowy węgierskiego ministerstwa finansów.

W roku 1946 (oficjalnie w 1948) budynek pozyskali Amerykanie, choć kwestia zmiany własności do dziś pozostaje sprawą dyskusyjną. Według pierwszej wersji właściwy departament USA wyliczył wartość szkód dokonanych przez węgierską obronę przeciwlotniczą w amerykańskich siłach powietrznych (z uwzględnieniem wcześniejszych kosztów poniesionych na ich utrzymanie), otrzymaną kwotę przeliczono na forinty i w praktyce jako reparacje wojenne Amerykanie dostali nieruchomość. Druga wersja mówi o tym, że USA położoną malowniczo działkę po prostu zakupiły. Nikt nie był jednak w stanie przedstawić dokumentów, które by ten fakt potwierdziły.

W latach 50 w budynku dawnego więzienia stacjonowało ok. 45-50 żołnierzy piechoty morskiej, którzy zapewniali ochronę znajdującej się na Placu Wolności ambasadzie USA. Później ich liczbę zmniejszono, a od lat 80 obiekt służył głównie celom rekreacyjnym i jako hotel w którym umieszczano weteranów przybywających z Iraku, Afganistanu czy Kuwejtu. W otoczeniu średniowiecznej architektury, żołnierze mogli ćwiczyć na siłowni, urządzono dla nich wirtualną strzelnicę, ogródek do grillowania i boisko do koszykówki. W 1985 roku powstała osobliwa sytuacja, kiedy to Węgrzy odzyskali magazyn prochowni, jednak w związku z tym, że można było dostać się do niej jedynie przez teren należący do USA, państwo węgierskie wynajęło nieruchomość Amerykanom za symboliczną opłatę 1$ rocznie. O więzieniu Tancsicsa krążyły też przez jakiś czas plotki jakoby pomieszczenie o ciemnych ścianach (strzelnica) miało być miejscem przetrzymywania terrorystów.

Wizyta Busha w 2006 roku przyniosła porozumienie, na mocy którego w zamian za zwrot nieruchomości, Węgrzy zobowiązali się ponieść koszty remontu i przekazania Amerykanom dwóch budynków sąsiadujących z ambasadą USA (w kwocie 2.5 mld Ft).

20 czerwca 2014 roku więzienie zamkowe trafiło ponownie w ręce węgierskie. Dziś nadzór nad tym niezwykle bogatym w znaleziska terenem sprawuje Muzeum Historii Budapesztu. Po zakończeniu prac wykopaliskowych w miejscu gdzie kiedyś był więziony Kossuth ma powstać centrum pamięci 1848 roku. (źródło, fot.: mult-kor.hu)

Szorty czyli krótko 12.11.2014

Uber – system znany z innych krajów jako „koszmar taksówkarzy” już w Budapeszcie. Pozwala on na uczynienie z prawie każdego kierowcy „taksówkarza”. Twórcy systemu oparli go na założeniu, że przeciętny samochód używany jest w ciągu doby tylko przez godzinę, a przez resztę czasu stoi niewykorzystany. Dzięki systemowi posiadacz smartfona wyposażonego w odpowiednią aplikację może skontaktować się z kierowcą zarejestrowanym w systemie i ten przewiezie go niemalże niczym normalna taksówka. Różnica jest taka, że po zakończonym przejeździe klient nie płaci bezpośrednio kierowcy, ale system obciąża jego kartę kredytową, 80% należnej kwoty trafia do kierowcy, a 20% do Uber. System identyfikuje samochody po ich numerze rejestracyjnym i ocenia kierowców (grzeczny czy niegrzeczny). W ramach systemu oceniają się zarówno kierowca jak i klient. W niektórych krajach taksówkarze próbowali doprowadzić do jego zakazu, ale im się to nie udało. Jak będzie na Węgrzech gdzie rząd przeprowadził stosunkowo niedawno reformę rynku taksówkowego? Taksówkarze, którzy ponieśli dość znaczne koszty w związku z tą reformą (ujednolicenie koloru pojazdów, wprowadzenie maksymalnego wieku samochodu itd.) a jednocześnie zostali pozbawieni możliwości konkurowania stawkami za przewóz, bo te zgodnie z reformą zostały wprowadzone dla wszystkich takie same, raczej nie odpuszczą tak łatwo. Należy podejrzewać też, że rząd również nie będzie zachwycony mieszaniem w jego reformie i tak oto po raz kolejny będzie miał okazję stanąć na drodze rozwoju Internetu. Z kolei użytkownicy sieci z pewnością będą zainteresowani nowym systemem, bo wg. wstępnych wyliczeń koszt przejechanego kilometra może być o połowę tańszy niż w zwykłej taksówce.

Czy na Węgrzech ubezpieczenie dla rowerzystów będzie obowiązkowe? Jak na razie formalnie taki postulat się jeszcze nie pojawił, ale nie należy go wykluczać. Okazuje się, że zajmujący się statystką Eurostat wykazał, że wśród 25 badanych europejskich krajów po Holandii (31%) to właśnie Węgry są na drugim miejscu jako kraj gdzie rower stanowi podstawowy środek transportu (19,1%). Węgierski Klub Cyklistów szacuje, że za kilka lat może to być nawet 40%! Takie prognozy od razu zainteresowały rynek ubezpieczeniowy, którego przedstawiciele stwierdzili że konieczne jest poważne zajęcie się wypadkami spowodowanymi przez rowerzystów w aspekcie ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej. Jak na razie ubezpieczyciele proponują dobrowolne, odrębne ubezpieczenia dla rowerzystów lub jak Genertel w formie dodatkowej opcji do obowiązkowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej dla posiadaczy pojazdów mechanicznych. Jeśli kierować się tą logiką to należałoby przede wszystkim pomyśleć o obowiązkowym ubezpieczeniu dla pieszych. Biorąc dowolną statystykę z pewnością okaże się, że pieszych w ruchu uczestniczy więcej, a także powodują więcej wypadków. Mam wrażenie, że właśnie pojawił się kolejny obszar lobbingu, który będzie trzeba uważnie śledzić, by ktoś nie zrobił skoku na kasę.

W powtórzonych wyborach lokalnych w Ózd wygrał David Janiczak z nawet lepszym wynikiem niż w pierwszym podejściu, otrzymując 2/3 głosów (wybory powtórzono na wniosek poprzedniego burmistrza z Fideszu, który zgłosił nieprawidłowości w przebiegu wyborów z 12 października). Jednocześnie w związku z powtórzonymi wyborami policja otrzymała skargę tym razem od Jobbiku, że działacze Fidesz organizowali masowy transport wyborców romskich w celu poparcia ich kandydata. Pojawiły się też zarzuty rozdawania ziemniaków, jabłek czy pieniędzy. O Davidzie Janiczaku było już na blogu tutaj.

Po słynnym filmie Spokojny Amerykanin (tytuł oryginalny: „The Quiet American”) z Michaelem Cainem i Brendanem Fraserem z 2002 roku, w Budapeszcie prawdopodobnie powstaje jego kolejna część: „Dobry przyjaciel” (tytuł oryginalny: „Goodfriend”). Inni jednak podejrzewają, że to będzie druga część słynnego hitu Sofii Coppoli „Lost in Translation”. Jeżeli nie wiecie co ten tytuł oznacza, poproście o tłumacza… Dla tych, którzy nie śledzili sprawy: na filmie uwieczniono spotkanie szefowej NAV (węgierskiego urzędu podatkowego), która w asyście swojego adwokata postanowiła udać się do ambasady amerykańskiej by osobiście zapoznać się z dowodami Amerykanów dotyczącymi korupcji i zakazu wjazdu wysokich urzędników NAV do USA. Problem w tym, że amerykański charge d’affaires Andre Goodfriend nie spodziewał się gości. Na pytanie czy była umówiona, Vida nie potrafiła odpowiedzieć i poprosiła o tłumacza. Otrzymała go, ale niczego się nie dowiedziała, bo Amerykanie nie zwykli tłumaczyć się w takich sprawach. Tu można obejrzeć nagranie z tego historycznego spotkania. (Goodfriend podejrzewany jest przez sprzyjające rządowi środowiska i media, że jest agentem CIA piątego stopnia. Zapytany kiedyś przez dziennikarza o te spekulacje, nie potwierdził, nie zaprzeczył, powiedział że jest urzędnikiem ambasady amerykańskiej ale jednocześnie z uśmiechem zapytał „Dlaczego tylko piątego stopnia?”)

Ildikó wróć!

Powraca międzynarodowy skandal korupcyjny, w wyniku którego władze USA zabroniły wysokim węgierskim urzędnikom wjazdu na swoje terytorium. Szefowa NAV, Ildikó Vida w końcu przerywa milczenie i przyznaje się, że zarówno ona jak i kilka osób z jej otoczenia zostali dotknięci ograniczeniami wjazdowymi do USA, choć nie chciała podać o kogo konkretnie oprócz niej chodzi. Stwierdziła że jej obowiązkiem jako szefowej władz podatkowych jest chronienie oskarżonych przed jak się wyraziła „tak podłym atakiem”.

W czasie wywiadu dla Magyar Nemzet stwierdziła, że nie przyzna się do zarzutów korupcji, że zna osobę, która ją pomówiła i jednocześnie niewiele może zrobić, bo osoba ta jest w tak dobrym kontakcie z ambasadą USA, że ona praktycznie nie jest w stanie się bronić. Ponadto stwierdziła, że powoła zespół, który ponownie dokładnie przebada wszystkie dotychczasowe sprawy i wątki wiążące się z amerykańskim koncernem Bunge (producentem oleju roślinnego), który złożył doniesienie o nieprawidłowościach. Brak możliwości skontaktowania się z nią przez szereg dni, od kiedy wybuchł skandal tłumaczyła następująco: „Wiem, że lepiej by było, aby stanąć przed opinią publiczną tak szybko, jak to możliwe, ale ten podły atak tak mnie zszokował, że przez kilka dni nie mogłam zrozumieć, co się ze mną dzieje”. Poza tym miała już ponoć wcześniej zaplanowany urlop.

Jak zwykle została uruchomiona fabryka memów, wśród których najczęściej pojawiały się te nawołujące zaginioną szefową NAV do powrotu, np. taki: „Zaginęła. Ildikó, już się nie gniewamy, tylko wróć do domu.” Więcej memów tu.

Skandal dyplomatyczny z korupcją w tle

Od kilku dni na Węgrzech aż huczy w związku ze skandalem jaki wywołało niewpuszczenie na terytorium USA kilku wysokich rangą urzędników węgierskich. Zakazem wjazdu mogą być oni objęci do końca życia i mogą nim zostać objęte również ich rodziny. Jak podaje index.hu tłem do tego posunięcia władz amerykańskich była sprawa korupcji i oszustw podatkowych sygnalizowana przez Amerykanów w 2011 roku. Jedna z działających na Węgrzech amerykańskich firm złożyła doniesienie w związku z podejrzeniem oszustwa podatkowego. Amerykanie już dwa lata temu oferowali swoją pomoc w wyjaśnieniu sprawy, gdyż węgierski urząd podatkowy nie podejmował skutecznych działań dochodzeniowych. Wątki afery mogą prowadzić do ważnego biznesmena, jednego z oligarchów, niegdyś będącego bardzo blisko Orbana.

Premier zdaje się nie wiedzieć nic o sprawie. W poniedziałek w Parlamencie zebrała się komisja ds. bezpieczeństwa narodowego, która niczego jednak nie wyjaśniła. Rząd udaje, że nic nie wie, gazety prowadzą własne śledztwo, mnóstwo spekulacji i domysłów. W hvg przywołano raport dwóch węgierskich socjologów traktujący o korupcji w kraju nad Dunajem opublikowany w sierpniu tego roku. Raport przeszedł jednak na Węgrzech bez echa. Prasa przypomina też sprawę Andrása Horvátha, który kilka miesięcy temu zrezygnował z pracy dla NAV (urząd podatkowy), po tym jak próbował ujawnić sprawę dwóch propozycji korupcyjnych skierowanych do amerykańskich firm. Horváth mówił o serii oszustw podatkowych opiewających na miliardy forintów oraz o tym, że pewne osoby próbowały wyłudzić łapówki od dwóch amerykańskich firm. Doniesienie złożone przez niego do Narodowego Biura Śledczego doprowadziło w styczniu tego roku do przesłuchania urzędnika. Po czym dochodzenie NAV w tej sprawie zostało wewnętrznie umorzone.

Amerykanie nie podali do publicznej wiadomości nazwisk sześciu osób objętych zakazem wjazdu do USA, jednak z przecieków wiadomo, że są wśród nich trzy osoby z kierownictwa NAV.

Prasa interpretuje tę aferę również jako próbę utarcia nosa Węgrom za ostatnie zbliżenie z Rosją i otwarcie na Wschód.