Przedszkolna indoktrynacja

Czasami zastanawiałam się jak się czuje moja nauczycielka z podstawówki, która zmuszała nas do udziału w akademiach pierwszomajowych i wychwalania bohaterów jedynego systemu. Mimo, że miałam wtedy dopiero kilka lat i potem już nie dawałam się wkręcić w takie imprezy to czułam się w jakiś sposób wykorzystana.

Mam nadzieję, że sumienie będzie dręczyć przedszkolankę z Mórahalom w komitacie Csongrád, bo na sumienie burmistrza, jej przełożonego nie ma raczej co liczyć, choć fakt że nakazał usunięcie swego dzieła z jednego z kanałów w sieci świadczy o tym, że jednak czegoś tam się jeszcze wstydzi. Z drugiej jednak strony niczym prezes Ochucki uznaje, że jest rzeczą naturalną że „nasza grupa przedszkolaków i chór wiejski zwykli występować dla tych, którzy robią coś dla lokalnej społeczności”.

Poniżej zamieszam link do filmu, który po prostu mną wstrząsnął i fragment peanów (w wolnym tłumaczeniu) jakie wygłaszają przedszkolaki z okazji oddania nowego „rządowego okienka”, czyli miejsca gdzie interesanci za jednym zamachem mogą załatwić różne urzędowe sprawy, taki zintegrowany urząd. Tu próba generalna. Tu w wersji skróconej z oficjelami.

Rządowe okno (Kormányablak)

Nie wiedziałam czym jest to okno rządowe
Starsi mają przecież do tego lepszą głowę.

Zapytałam tatę, tak mi odpowiedział:
Miejsce gdzie spadają nam kamienie z serca.
Kamienie? A jakie? I z czyjego serca?
Zapytam się mamy, na pewno odpowie.

Akt urodzenia każde dziecko ma,
Adresową kartę do zamieszkania.
Jak już będziesz duża i zakupisz auto,
Tam szybko przepiszą je na twoją własność.

Rejestracja, prawko czy dokument ważny
Wyrobić je musisz, tak jak każdy.
Jest i wiele innych, teraz już wystarczy.
Praca rządowego okna to nie bułka z masłem.

Nie wiedziałam czym jest to okno rządowe.
Starsi mają przecież do tego lepszą głowę.
Jak ważne to okno teraz jednak wiem,
Będzie nam potrzebne póki ziemia kręci się.

Reklama

Ale ciacho!

Taki obrazek z ostatnich dni z mojej okolicy. Cukiernia Perity przy Váci út , naprzeciwko WestEndu. Choć węgierskich klientów nigdy im nie brakuje, muszę przyznać, że ja nie przepadam za ich wyrobami. NAV (urząd podatkowy) też chyba ich nie lubi, ale żeby aż tak? Zamknęli ich na 12 dni, witryna i drzwi szczelnie zabite dechami. Powiało komuną, trochę straszno. Ciekawe co przeskrobali?

Mieliśmy kiedyś z tą cukiernią zabawne doświadczenie. Na pierwszy rzut oka ciacha wyglądają lekko i apetycznie, wybór jest duży. W środku zawsze kręcą się jacyś kupujący, w okolicach różnych świąt kolejka czasem stoi na zewnątrz. Węgrom najwidoczniej smakują te słodkości. Postanowiliśmy więc któregoś dnia spróbować.

Na prośbę o zapakowanie kilku kawałków, sprzedająca zrobiła jednak bardzo dziwną minę. I to powinno nas ostrzec. Po spróbowaniu okazały się „trochę” za słodkie i jakby… naperfumowane.  Prawdziwy barok. Po zjedzeniu jednego (w dwie osoby) przyjęliśmy taką dawkę kalorii, że na resztę nie mieliśmy już siły. Czyżby to była kwintesencja węgierskiego cukiernictwa? Wśród znajomych Węgrów spotkałam jednak wielu, którzy deklarowali się jako fani tej cukierni.

Cóż, musicie przyznać że wyglądają nieźle. Mam nadzieję, że będziecie mogli ich jeszcze spróbować i wyrobić sobie własne zdanie na ten temat.

(fot. 13kerulet.ittlakunk.hu)

Ildikó wróć!

Powraca międzynarodowy skandal korupcyjny, w wyniku którego władze USA zabroniły wysokim węgierskim urzędnikom wjazdu na swoje terytorium. Szefowa NAV, Ildikó Vida w końcu przerywa milczenie i przyznaje się, że zarówno ona jak i kilka osób z jej otoczenia zostali dotknięci ograniczeniami wjazdowymi do USA, choć nie chciała podać o kogo konkretnie oprócz niej chodzi. Stwierdziła że jej obowiązkiem jako szefowej władz podatkowych jest chronienie oskarżonych przed jak się wyraziła „tak podłym atakiem”.

W czasie wywiadu dla Magyar Nemzet stwierdziła, że nie przyzna się do zarzutów korupcji, że zna osobę, która ją pomówiła i jednocześnie niewiele może zrobić, bo osoba ta jest w tak dobrym kontakcie z ambasadą USA, że ona praktycznie nie jest w stanie się bronić. Ponadto stwierdziła, że powoła zespół, który ponownie dokładnie przebada wszystkie dotychczasowe sprawy i wątki wiążące się z amerykańskim koncernem Bunge (producentem oleju roślinnego), który złożył doniesienie o nieprawidłowościach. Brak możliwości skontaktowania się z nią przez szereg dni, od kiedy wybuchł skandal tłumaczyła następująco: „Wiem, że lepiej by było, aby stanąć przed opinią publiczną tak szybko, jak to możliwe, ale ten podły atak tak mnie zszokował, że przez kilka dni nie mogłam zrozumieć, co się ze mną dzieje”. Poza tym miała już ponoć wcześniej zaplanowany urlop.

Jak zwykle została uruchomiona fabryka memów, wśród których najczęściej pojawiały się te nawołujące zaginioną szefową NAV do powrotu, np. taki: „Zaginęła. Ildikó, już się nie gniewamy, tylko wróć do domu.” Więcej memów tu.

Skandal dyplomatyczny z korupcją w tle

Od kilku dni na Węgrzech aż huczy w związku ze skandalem jaki wywołało niewpuszczenie na terytorium USA kilku wysokich rangą urzędników węgierskich. Zakazem wjazdu mogą być oni objęci do końca życia i mogą nim zostać objęte również ich rodziny. Jak podaje index.hu tłem do tego posunięcia władz amerykańskich była sprawa korupcji i oszustw podatkowych sygnalizowana przez Amerykanów w 2011 roku. Jedna z działających na Węgrzech amerykańskich firm złożyła doniesienie w związku z podejrzeniem oszustwa podatkowego. Amerykanie już dwa lata temu oferowali swoją pomoc w wyjaśnieniu sprawy, gdyż węgierski urząd podatkowy nie podejmował skutecznych działań dochodzeniowych. Wątki afery mogą prowadzić do ważnego biznesmena, jednego z oligarchów, niegdyś będącego bardzo blisko Orbana.

Premier zdaje się nie wiedzieć nic o sprawie. W poniedziałek w Parlamencie zebrała się komisja ds. bezpieczeństwa narodowego, która niczego jednak nie wyjaśniła. Rząd udaje, że nic nie wie, gazety prowadzą własne śledztwo, mnóstwo spekulacji i domysłów. W hvg przywołano raport dwóch węgierskich socjologów traktujący o korupcji w kraju nad Dunajem opublikowany w sierpniu tego roku. Raport przeszedł jednak na Węgrzech bez echa. Prasa przypomina też sprawę Andrása Horvátha, który kilka miesięcy temu zrezygnował z pracy dla NAV (urząd podatkowy), po tym jak próbował ujawnić sprawę dwóch propozycji korupcyjnych skierowanych do amerykańskich firm. Horváth mówił o serii oszustw podatkowych opiewających na miliardy forintów oraz o tym, że pewne osoby próbowały wyłudzić łapówki od dwóch amerykańskich firm. Doniesienie złożone przez niego do Narodowego Biura Śledczego doprowadziło w styczniu tego roku do przesłuchania urzędnika. Po czym dochodzenie NAV w tej sprawie zostało wewnętrznie umorzone.

Amerykanie nie podali do publicznej wiadomości nazwisk sześciu osób objętych zakazem wjazdu do USA, jednak z przecieków wiadomo, że są wśród nich trzy osoby z kierownictwa NAV.

Prasa interpretuje tę aferę również jako próbę utarcia nosa Węgrom za ostatnie zbliżenie z Rosją i otwarcie na Wschód.

Gdzie moja kawa?

Wczoraj chciałam spotkać się ze znajomymi w jednej z kawiarni w pobliżu parku Szent István, ale akurat w tej którą lubię nie dane nam było, bo właśnie zamknęła ją skarbówka, tak więc pocałowaliśmy klamkę.

Węgierski organ podatkowy pod rządami premiera Orbána nie tylko zmienił nazwę z dotychczasowej APEH na NAV ale też postawił na spektakularne i dość niekonwencjonalne sposoby egzekwowania obowiązków podatkowych. Za przykład podam niewielką kawiarenkę Cafe Panini w XIII dzielnicy, na witrynie której rozegrała się w ostatnich dniach dość niezwykła polemika pomiędzy władzą wykonawczą i small businessem. Lokal został opieczętowany i zgodnie z informacją na urzędowym druku naklejonym na drzwiach, zamknięto go na okres 1 miesiąca ze względu na niedopełnienie obowiązków podatkowych.

Takie zawieszenie działalności do tej pory kojarzyło mi się raczej z amerykańską szkołą, ale jak widać stało się też nowym elementem w repertuarze kar jakimi może się posłużyć organ podatkowy. Jednocześnie forma informowania o tym przypomina nieco dawny pręgierz. Nie wiem czy dawniej stojący pod pręgierzami mogli dowodzić swej niewinności czy tylko w pokorze przyjmować karę, ale obecny właściciel lokalu postanowił wyrazić swoją opinię obok urzędowego druku, przyklejając na szybę swoją wersję całej historii. I właśnie słowo „obecny” jako przymiotnik dotyczący właściciela jest istotne, bo jak informuje on, kara nałożona przez urząd dotyczyła nieprawidłowości powstałej gdy lokal miał innego właściciela. Jeśli to prawda, to trzeba przyznać, że reguły prawa, które stanowią, że karze się kogoś w zależności od tego jaki lokal wynajmuje, stawiają prawa węgierskie na równi z regulacjami zabraniającymi na Alasce wchodzić łosiom do baru.

Ciekawy jest również fakt, że owa zbrodnia, która pozbawiła nie tylko właściciela możliwości prowadzenia swojego biznesu przez miesiąc, ale skazała również jego pracowników na utratę zarobków a może i pracy, to niewydanie rok temu paragonu fiskalnego na kwotę… 1160 Ft (ok. 15 zł). Trzeba przyznać, że jeśli obecna władza będzie równie konsekwentna wobec wszystkich, to albo wykończą cały biznes albo osiągną lepszą ściągalność podatków niż w USA czy Szwajcarii.

Z kolei w Gyula ktoś opisał przypadek inspektora NAV przebranego ponoć za żebraka i w tym stroju żebrzącego o papierosa. Jeśli ktoś „żebraka” poczęstował, to – o ile delikwent nie był w stanie udowodnić, że od papierosów zapłacono podatek akcyzowy – dostawał karę 30 tys Ft. I choć cała historia opublikowana przez lokalny Békés Megyei Hírlap została zdementowana przez przedstawiciela NAV (wskazał on, że prawdopodobnie skontrolowana w ten sposób osoba padła ofiarą naciągacza, a prawdziwa kontrola odbywa się jego zdaniem w sposób planowy i nigdy nie jest przeprowadzana przez pojedynczego kontrolera), to wniosek z niej płynący nadal jest dość zaskakujący: palacze powinni pamiętać żeby zachowywać dowód nabycia papierosów i opłacenia podatku akcyzowego. Ponieważ banderole stanowią część opakowania, to nasi bratankowie jak widać postanowili wskrzesić niesłychanie popularne hobby wśród nastolatków z PRL, czyli zbieranie opakowań po papierosach.

Szorty czyli krótko 17.09.2014

Nieustająca walka NAVu czyli węgierskiej skarbówki trwa. Tym razem dzielni kontrolerzy w przebraniu wskoczyli na motocykle i rowery udając turystów i pomknęli wzdłuż Balatonu, ujawniając niegodziwości właścicieli kempingów i miejsc noclegowych. W sumie skontrolowali 53 usługodawców. W czterech przypadkach nie otrzymali rachunków za noclegi. W 11 wypadkach nie wystawiono im rachunków za dodatkowe usługi, np. za kolację czy skorzystanie z kortów tenisowych. W wyniku kontroli nałożono kary na łączną kwotę 3 mln Ft (niecałe 10 tys. EUR).

Córka premiera, Ráhel Orbán zaczyna być widoczna w Ministerstwie Turystyki (w zasadzie nie jest to na Węgrzech oddzielne ministerstwo tylko departament w Ministerstwie Gospodarki), coraz częściej występuje w nim jako doradca. Rok temu Ráhel obroniła na Uniwersytecie Ekonomicznym Corvinus pracę, która zdobyła pierwsze miejsce w organizowanym przez Magyar Turizmus konkursie na najlepszą pracę roku z dziedziny turystyki. Nagrodę córce premiera wręczyła sama szefowa departamentu d.s. turystyki, która jednocześnie była jej wykładowcą. Podkreślano nowatorski wybór tematu – praca dotyczyła organizacji festiwali muzycznych, jako przykład posłużył Sziget i Volt (Ráhel udzielała się przy organizowaniu tego ostatniego). Praca dostępna jest tutaj. Wokół pracy i zgłoszenia jej do konkursu zrobiło się swego czasu bardzo głośno i co ciekawe w obronie córki premiera stanął nawet jego przeciwnik polityczny Ferenc Gyurcsány, który stwierdził, że to nie wina dziecka, że ktoś chciał mu pomóc, ale to nie powód żeby mieszać osobę córki premiera z polityką. Do tej pory Ráhel pracowała jako praktykantka w hotelu Kempinski, później w sieci restauracji Roy (do grupy należy Spíler Shanghai w Gozsdu udvar, Baltazár na Wzgórzu Zamkowym, restauracje Pest-Buda i Pierrot oraz bistro ÉS w Kempinskim prowadzone wspólnie z hotelem).

Hurra! – wreszcie Poczta Węgierska nie będzie traktowała płatności kartą jako wypłaty bankomatowej. Do tej pory na pytanie czy mogę opłacić swoje rachunki kartą płatniczą panie na poczcie z przepraszającym uśmiechem odpowiadały, że płatności kartą dokonać nie można, ale za to można dokonać wypłaty gotówki w okienku za pomocą tej samej karty tak jakby to była wypłata z bankomatu. Oczywiście pieniądze otrzymywało się w gotówce tylko jako nadwyżkę powyżej opłacanej kwoty rachunków czyli poczta de facto przyjmowała płatność kartą, ale oczywiście naliczając prowizję w wysokości kilkuset forintów jak przy wypłacie z bankomatu. Sprawa ta jest o tyle istotna, że wraz z rachunkami za typowe usługi takie jak gaz, prąd, internet itp. na Węgrzech otrzymuje się gotowe druki do płatności na poczcie. Jeżeli ktoś chciałby zapłacić rachunki w banku to pobiorą tam od niego dodatkową prowizję, no chyba, że ma stałe zlecenie.

W sierpniu znacznie zwiększył się ruch na rynku nieruchomości – odnotowano 27% wzrost w stosunku do tego samego okresu w roku ubiegłym (dane Duna House). Za  mieszkania w bloku zapłacimy średnio 122 tys. Ft, w Peszcie 180 tys., w Budzie 209 tys. Na wschodzie kraju mieszkania w domach z cegły kosztowały 144 tys. za , na zachodzie kraju 164 tys., w Peszcie 232 tys., w Budzie 340 tys. Od dłuższego czasu wśród kupujących dużą popularnością cieszą się mieszkania w XIII dzielnicy. W sierpniu co piąty zainteresowany zgłaszał chęć zakupu właśnie w XIII dzielnicy. Na kolejnych miejscach listy popularności znalazły się VI, VII i XIV dzielnica oraz XI w Budzie.

A skoro o kapitale, to z auli Uniwersytetu Corvinus usunięto pomnik Karola Marksa. Władze uczelni podają, że nie było to wynikiem jakichkolwiek nacisków z zewnątrz i że pomnik nie opuści terenu uczelni. Na razie jednak jeszcze nie wiadomo gdzie dokładnie trafi. Wniosek o usunięcie Marksa wyszedł od KDNP (partia chadecka, koalicjant Fideszu) oraz od IKSZ (Stowarzyszenie Młodych Chrześcijańskich Demokratów). IKSZ uznało wydarzenie za symboliczne zakończenie ery postkomunistycznej.

Paragon proszę!

Kolejna odsłona wiecznej wojny pomiędzy Urzędem Skarbowym (NAV) a restauratorami na Węgrzech. Powodem jest ich słaba dyscyplina fiskalna i wręczanie klientom sfałszowanych lub nie wręczanie w ogóle paragonów. Warto wspomnieć, że już Kádar próbował w tej branży opodatkować napiwki i raczej mu się to nie udało. Kontrole będą prowadzone również w nocy. Wykrycie nieprawidłowości może wiązać się z nałożeniem kary w wysokości 1 mln Ft.

Powszechna jest praktyka ukrywania dochodów szczególnie przez drogie lokale znajdujące się w centrum miasta, które nastawione są głównie na turystów. Kontrolerzy natknęli się np. na miejsca gdzie otrzymali rachunek tylko przypominający regularny paragon i dopiero na wyraźne żądanie udało im się uzyskać właściwy, z kasy. Były też przypadki, że na kasę nabijano tylko zakup alkoholu, a pozostałą konsumpcję już nie. W ten sposób nieopodatkowana część sprzedaży trafiała w całości do kieszeni restauratora. NAV podaje, że wzmożone kontrole będą trwały dopóki urząd nie zauważy poprawy dyscypliny w wydawaniu rachunków.

Wszystkim odwiedzającym Węgry polecam nauczenie się magicznego słowa „blokk” czyli paragon (Kérem a blokkot – poproszę paragon). Po użyciu tego zaklęcia często okazuje się, że coś się komuś zapomniało, ale właśnie się wyprostowało. Zawsze żądajcie paragonu, a szczególnie tam gdzie sprzedawca jest gburowaty i z pretensjami do świata.

Urząd z Wieży Babel

Węgierska biurokracja potrafi być bardzo uciążliwa, ale nie ma co się dziwić, bo wyrasta na gruncie legendarnej biurokracji austro-węgierskiej, jakże pięknie opisywanej przez Haška i Kafkę. Porzućcie więc nadzieję ci, co wierzycie w Unię Europejską i jej udogodnienia. Po chwilowej niepewności zaraz po akcesji, aparat urzędniczy okrzepł i śmiało daje odpór próbom unijnych ataków na własne kompetencje. Kiedy ktoś wyjeżdża z Polski, najczęściej na drogę zabiera międzynarodowe wersje wszelkich istotnych dokumentów jak dyplomy, akty urodzenia czy ślubu itd. Urzędnicy wydający je w Polsce zachęcają do odbierania ich w wersjach międzynarodowych, bo przecież wszędzie w Europie taka wersja będzie honorowana. Może i wszędzie indziej, ale na pewno nie na Węgrzech. Kraj ten dorobił się centralnego biura tłumaczeń (Országos Fordító és Fordításhitelesítő Iroda, w skrócie OFFI), które działa jakby na przekór sensowi całej Unii tłumacząc typowe, anglojęzyczne dokumenty na węgierski. Niech żadna matka z krajów obcych nie próbuje nawet zacząć rodzić, jeśli jej akt ślubu nie został przetłumaczony na węgierski. I niech żaden filolog, tłumacz przysięgły czy inny łobuz nie myśli przechwalać się swoją znajomością języków obcych. Tłumaczenie wykonywane jest wyłącznie przez współpracujących z urzędem specjalistów. Oczywiście według urzędowych stawek. Praca wykonana, płacić trzeba. Nie myślcie sobie jednak, że przyjeżdżając na Węgry przetłumaczycie te swoje papierzyska i hulaj dusza. Urzędy doszły do wniosku, że do każdej czynności potrzeba tłumaczenia aktualnego, no bo przecież może się okazać że wy to się jednak urodziliście gdzieś indziej, albo ten wasz ślub to był z kimś innym. Oczywiście za kolejną wykonaną pracę płacić trzeba. Oczywiście tyle samo. No chyba, że więcej, bo w końcu inflacja jest.

Niestety ten dzielny urząd zaliczył ostatnio wpadkę wizerunkową. Wspominałam już o kontrowersyjnym projekcie pomnika ofiar niemieckiej okupacji (tu link). Na pomniku widnieje napis „Pamięci ofiar” w językach niemieckim, angielskim, hebrajskim i rosyjskim. Media nagłośniły sprawę błędu wychwyconego w wersji hebrajskiej. Rząd pokazał więc opieczętowane oficjalne tłumaczenie wykonane przez Krajowe Biuro Tłumaczeń. W końcu głos w sprawie zabrał sam urząd przyznając, że błąd powstał na etapie przeniesienia napisu na pomnik: wykonawca rozdzielił tekst na dwie linie zapominając o tym, że w hebrajskim czyta się od prawej do lewej, a tym samym czyniąc napis niezrozumiałym. Wcześniej jakiś rabin wskazywał, że nieprawidłowo użyto słowo ofiara, które odnosiłoby się tu raczej do kontekstu obrzędowego i ofiar składanych ze zwierząt. Biuro tłumaczy się jednak, że słowo to w powszechnym użyciu ma obecnie szersze znaczenie i można je odnieść również do ofiar holokaustu. Jakby tego było mało, ktoś zauważył błąd na samochodzie reklamującym usługi biura, na którym w różnych językach umieszczono słowo „samochód”. Znów problem był z hebrajskim gdzie litery zostały umieszczone w odwrotnym kierunku. Przy okazji pomnika głos w sprawie zabrało także stowarzyszenie tłumaczy profesjonalnych, podnosząc, że czas skończyć z monopolem jednego biura.

Oczywiście istnienie takiego urzędu jest na rękę całej rzeszy węgierskich biurokratów nie znających angielskiego i przerzucających swój brak kompetencji na obywateli innych krajów. I nie chodzi przecież o jakieś nietypowe dokumenty, ale o pewne szablony. Ich to nic nie kosztuje, a ja tuż przed porodem musiałam tłumaczyć coś, co już raz było przetłumaczone. Oczywiście nie mogłam tego zrobić wcześniej, bo dokument byłby nieaktualny. Ciekawa jestem jak sytuacja wygląda w innych krajach UE. Dlaczego istnieje rozbieżność między zapewnieniami polskich urzędników i ich węgierskich kolegów i co robić w sytuacji, gdy strona węgierska upiera się przy swoim nie mając racji? Co można zrobić, żeby obywatele Unii w innych jej krajach nie musieli spotykać się z takimi utrudnieniami? Czy ktoś ma jakiś pomysł?