Cisza powyborcza

W niedzielnych wyborach uzupełniających do Parlamentu, w Tapolca, rozpisanych w związku ze śmiercią posła z Fideszu, zwyciężył kandydat Jobbiku Lajos Rig. Rig niewielką przewagą głosów – 1% pokonał Zoltana Fenyvesiego z Fideszu. Kandydat Jobbiku otrzymał 35% głosów, na kandydata Fideszu głosowało 34% wyborców, lewica otrzymała 26% głosów. Oficjalne wyniki mają zostać podane w czwartek. Rok temu w Tapolca różnica była większa i na korzyść Fideszu – Fidesz 43%, lewica 27%, Jobbik 23.5%.

Premier Orban zapytany przez dziennikarza Indexu o przyczynę wygranej Jobbiku, odpowiedział jednym słowem – naród, twierdząc tym samym, że rząd nie jest odpowiedzialny za wzrost popularności skrajnej prawicy. Premier dodał, że mamy demokrację i że on nie odpowiada za decyzje podejmowane przez ludzi. Ciekawy tok myślenia, biorąc pod uwagę wszystkie ostatnie afery, które stały się udziałem tego rządu.

Według badań Szonda Ipsos z lutego, rośnie grupa wyborców niezdecydowanych, wśród których 650 tys. wyraża niezadowolenie z obecnej polityki rządu. Jobbikowi udało się pozyskać już 150 tys. tych niezadowolonych, celem jest oczywiście przejęcie głosów pozostałych. Przez ostatni rok obserwujemy zmianę wizerunku partii, która odcinając się od faszyzującej przeszłości chce być teraz postrzegana jako partia ludowa. Czy takie zmiękczenie odstraszy część ich radykalnego elektoratu? Wyniki wyborów z 2014 roku na to nie wskazują, a bardziej radykalna Magyar Hajnal nie jest w stanie stworzyć liczącej się siły.

Na Jobbik nie głosują już tylko północno-wschodnie Węgry, ich zwolennicy rozsiani są po całym kraju i choć Jobbik wciąż nie jest zbyt popularny w stolicy i większych miastach, to coraz częściej głosują na nich mieszkańcy małych miasteczek i miejscowości na prowincji, którzy kiedyś opowiadali się za Fideszem. Tak więc drobnomieszczanie nie wstydzą się już głosować na tę partię. Dlaczego jednak mieliby się wstydzić? Jeśli pozwala się na paradowanie gardy w nielegalnych, czarnych mundurach w święto narodowe, a policja wierna zawsze każdej władzy – udaje że nic nie widzi. To zapewne miało według pomysłu Fideszu działać jak straszak, ale chyba znieczuliło Węgrów.

Pomimo braku zaplecza intelektualnego oraz konkretnego programu gospodarczego, bez którego trudno stać się partią rządzącą, Jobbik za realne uważa zwycięstwo w wyborach w 2018 roku. Sam Rig, który zwyciężył w Tapolca był pielęgniarzem w szpitalu, ale gdyby Vona go o to poprosił, z łatwością wyobraża sobie siebie w rządzie jako odpowiedzialnego za sprawy opieki zdrowotnej. Niektórzy analitycy zaczynają poważnie traktować zapowiedzi Jobbiku i plany zbudowania przez nich w ciągu najbliższych lat potrzebnego zaplecza. Większość jest jednak zgodna, że to plany nierealne, bo z takim dorobkiem jak dotychczasowy, Jobbikowi raczej trudno będzie stać się partnerem Zachodu, co skazałoby kraj na międzynarodową izolację, choć Vona ostatnio mocno deklaruje chęć stworzenia dobrych kontaktów z Niemcami.

Wygasa miłość do Fideszu i jeśli nawet część jego zwolenników pozostanie w domach, nie chcąc wspierać ani Jobbiku ani lewicy, to system wyborczy kierujący się zasadą, że zwycięzca bierze wszystko, przy którym już tak bardzo Fidesz majstrował, teraz może odbić mu się czkawką. 60% głosujących na lewicę i Fidesz w Tapolcy, nie ma teraz wcale swojego reprezentanta w parlamencie. Jednocześnie rządzący utracili większość konstytucyjną, co może im teraz uniemożliwić wygodne dla siebie zmiany w prawie wyborczym. Trudno będzie teraz też bronić konstytucji przed niepotrafiącymi ukryć niechęci do zasad demokracji, po tym jak się zrobiło z niej świstek papieru. W Niemczech ta metoda wielokrotnie powstrzymywała ekstremistów pozwalając urzędowi ochrony konstytucji na delegalizację partii nawołujących do obalenia ustroju. Na Węgrzech sam Orban zlikwidował republikę i tak naprawdę to nikt nie wie w czym dokładnie teraz żyje. Jeśli jutro ktoś tu ogłosi monarchię absolutną to też nikogo to zbytnio nie zdziwi.

Czy partia, która ma w swoim kierownictwie osoby nie kryjące rasistowskich poglądów i wygłaszające je publicznie, dzielące się na forum prostackimi żartami o Cyganach czy Żydach ma szansę stać się siłą rządzącą w tym kraju (nawet jeśli ociepli swój wizerunek, udając że takich poglądów nie podziela)? Po ostatnich wyborach w Tapolca ludzie jakby ze zdumieniem przecierają oczy budząc się z rodzajem moralnego kaca. Do wytrzeźwienia jednak daleko i niewielka garstka protestujących ginie w większości, pogrążonej w jakiejś apatii, a może nawet ze złośliwą satysfakcją komentujących, że oto jest nauczka dla władzy. Hitler wzywał kiedyś Niemców aby się obudzili, a jego pogrobowcy zdają się mówić teraz w całej Europie: Ciii…, śpijcie dalej, nic się takiego nie dzieje.

Reklama

Rikardó

Nie milkną protesty po bulwersującym, rasistowskim komentarzu jaki na fb umieścił poseł Jobbiku Előd Novák. Skomentował on fakt, że pierwsze dziecko jakie urodziło się na Węgrzech w 2015 roku to chłopczyk z rodziny romskiej o imieniu Rikardó. Novák napisał, że to czwarte dziecko 23 letniej matki i że problemem jest rosnąca liczba Romów, podczas gdy Węgrów jest coraz mniej. Dodał, że Węgrzy będą niedługo mniejszością we własnym kraju. W jednym z kolejnych wpisów umieścił zdjęcie własnej rodziny i skomentował je słowami: „Oprócz Rikardó oczywiście Węgrzy czasem też się mnożą, na przykład w naszej rodzinie jest nas więcej niż cztery lata temu”.

Kiedy lewica zaczęła mówić z oburzeniem o „otwarcie ekstremistycznych słowach” oraz o „dyskryminujących przejawach rasizmu i staraniach mających na celu wzbudzenie napięć społecznych pomiędzy Węgrami i Węgrami”, Novák stwierdził, że ojciec dziecka zaangażował się w histerię domagając się przeprosin, a on przecież nie wypowiadał się w sposób szerzący nienawiść. Swą wypowiedź zakończył mówiąc: „Nie będę przepraszał! Najmłodszemu dziecku życzę dobrego zdrowia!” Po kilku dniach w imieniu rządu wypowiedział się János Lázár: „Żadne dziecko nie może być napiętnowane, niezależnie czy urodziło się na Rózsadomb czy w Makó, w pałacu czy lepiance” a „piętnowanie noworodka jest nie tylko tchórzliwą rzeczą, ale także łajdactwem. To zwykłe przestępstwo”, dlatego też zdaniem Lázára „(…) zadaniem państwa jest chronić nasze dzieci przed złymi ludźmi. Każde dziecko „.

Symptomatyczne jest jednak, że minister użył w swej wypowiedzi słowa „putri”. Mając problem z jego przetłumaczeniem zwróciłam się do znajomej Węgierki, która w pierwszym odruchu powiedziała, że to taki „cygański domek” i dopiero po chwili poprawiła się, że w zasadzie to po prostu schronienie biedaków, no ale przecież w węgierskich realiach wiadomo, że to Romowie. Tak więc przestaje dziwić, że w internecie przeważają memy wyszydzające może nie wprost samego chłopca i jego rodzinę, ale reakcję byłego premiera Ferenca Gyurcsánya. Polityk ten pojawił się na demonstracji z wiszącą na szyi kartką: „Én is Rikárdó vagyok” („Ja też jestem Rikardo”). I tak mimo całej swej stanowczości, minister Lazar wypowiedź w sprawie Rikardo zakończył stwierdzeniem, że „Ferenc Gy. (Gyurcsány) i spółka” zrobili ze sprawy cyrk polityczny wywołujący podziały w społeczeństwie w odniesieniu do tej historii.

Jak więc widać polityka romska rządu pełna jest ładnych frazesów, ale w kwestii relacji węgiersko-romskich lepiej udawać, że nic się nie dzieje. Dlatego też do powszechnej świadomości nie może przedrzeć się fakt, że właśnie na Węgrzech społeczność romska osiągnęła bardzo wiele, jeśli chodzi o asymilację, ale i rozwój własnej samorządności i kultury. Z drugiej jednak strony właśnie to może być powodem ich kłopotów – Romowie na Węgrzech to nie jakaś egzotyka jak w Polsce, ale duża i integralna część społeczeństwa, która traktowana jest jednak nie podmiotowo, lecz przedmiotowo. Droga awansu społecznego na Węgrzech to jednak dla nich wciąż konieczność udawania takich ciemniejszych Węgrów i często rezygnacja z własnej tożsamości. Ale może to i tak dużo? W czasach kryzysu społeczeństw wielokulturowych, sama możliwość wtopienia się w społeczeństwo węgierskie to dla wielu i tak kusząca perspektywa. I taką możliwość daje Fidesz, to jego „tajna” broń, jaką pozyskał romskich wyborców, co kiedyś wydawało się przecież niemożliwe.

Spadek poparcia

Spada poparcie dla Fideszu. Ostatnie afery i demonstracje spowodowały w listopadzie spadek poparcia dla obozu rządzącego o 5% w stosunku do poprzedniego miesiąca, z 35 na 30% ogólnej liczby wyborców. Co ciekawe w tym samym czasie partie opozycyjne nie odnotowały jakiegoś znacznego wzrostu poparcia. Po 1% przybyło Jobbikowi (13%) i LMP (4%). Rośnie za to pasywna grupa osób określanych mianem „niezdecydowanych”, z 31 na 35%. Opozycyjne partie lewicowe straciły po 1%, MSZP ma teraz 11%, DK 2%, również 2% Együtt-PM (mierzone jeszcze w tej formie, ta koalicja kilka dni temu rozpadła się).

Wśród wyborców zdecydowanych Fidesz może w tej chwili wciąż liczyć na 48% poparcia. Na Jobbik głosowałoby 21% aktywnych wyborców, na MSZP 15%, LMP 6%, Együtt-PM i DK po 2%.

Jak podaje Ipsos, zawiedzeni działaniami rządu są głównie ludzie młodzi i w średnim wieku, z klasy średniej, mieszkańcy miejscowości liczących powyżej 10 tys., czyli pochodzący z kręgów społecznych w których Fidesz tradycyjnie uzyskiwał największe poparcie w trzech ostatnich wyborach parlamentarnych.

Szorty czyli krótko 12.11.2014

Uber – system znany z innych krajów jako „koszmar taksówkarzy” już w Budapeszcie. Pozwala on na uczynienie z prawie każdego kierowcy „taksówkarza”. Twórcy systemu oparli go na założeniu, że przeciętny samochód używany jest w ciągu doby tylko przez godzinę, a przez resztę czasu stoi niewykorzystany. Dzięki systemowi posiadacz smartfona wyposażonego w odpowiednią aplikację może skontaktować się z kierowcą zarejestrowanym w systemie i ten przewiezie go niemalże niczym normalna taksówka. Różnica jest taka, że po zakończonym przejeździe klient nie płaci bezpośrednio kierowcy, ale system obciąża jego kartę kredytową, 80% należnej kwoty trafia do kierowcy, a 20% do Uber. System identyfikuje samochody po ich numerze rejestracyjnym i ocenia kierowców (grzeczny czy niegrzeczny). W ramach systemu oceniają się zarówno kierowca jak i klient. W niektórych krajach taksówkarze próbowali doprowadzić do jego zakazu, ale im się to nie udało. Jak będzie na Węgrzech gdzie rząd przeprowadził stosunkowo niedawno reformę rynku taksówkowego? Taksówkarze, którzy ponieśli dość znaczne koszty w związku z tą reformą (ujednolicenie koloru pojazdów, wprowadzenie maksymalnego wieku samochodu itd.) a jednocześnie zostali pozbawieni możliwości konkurowania stawkami za przewóz, bo te zgodnie z reformą zostały wprowadzone dla wszystkich takie same, raczej nie odpuszczą tak łatwo. Należy podejrzewać też, że rząd również nie będzie zachwycony mieszaniem w jego reformie i tak oto po raz kolejny będzie miał okazję stanąć na drodze rozwoju Internetu. Z kolei użytkownicy sieci z pewnością będą zainteresowani nowym systemem, bo wg. wstępnych wyliczeń koszt przejechanego kilometra może być o połowę tańszy niż w zwykłej taksówce.

Czy na Węgrzech ubezpieczenie dla rowerzystów będzie obowiązkowe? Jak na razie formalnie taki postulat się jeszcze nie pojawił, ale nie należy go wykluczać. Okazuje się, że zajmujący się statystką Eurostat wykazał, że wśród 25 badanych europejskich krajów po Holandii (31%) to właśnie Węgry są na drugim miejscu jako kraj gdzie rower stanowi podstawowy środek transportu (19,1%). Węgierski Klub Cyklistów szacuje, że za kilka lat może to być nawet 40%! Takie prognozy od razu zainteresowały rynek ubezpieczeniowy, którego przedstawiciele stwierdzili że konieczne jest poważne zajęcie się wypadkami spowodowanymi przez rowerzystów w aspekcie ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej. Jak na razie ubezpieczyciele proponują dobrowolne, odrębne ubezpieczenia dla rowerzystów lub jak Genertel w formie dodatkowej opcji do obowiązkowego ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej dla posiadaczy pojazdów mechanicznych. Jeśli kierować się tą logiką to należałoby przede wszystkim pomyśleć o obowiązkowym ubezpieczeniu dla pieszych. Biorąc dowolną statystykę z pewnością okaże się, że pieszych w ruchu uczestniczy więcej, a także powodują więcej wypadków. Mam wrażenie, że właśnie pojawił się kolejny obszar lobbingu, który będzie trzeba uważnie śledzić, by ktoś nie zrobił skoku na kasę.

W powtórzonych wyborach lokalnych w Ózd wygrał David Janiczak z nawet lepszym wynikiem niż w pierwszym podejściu, otrzymując 2/3 głosów (wybory powtórzono na wniosek poprzedniego burmistrza z Fideszu, który zgłosił nieprawidłowości w przebiegu wyborów z 12 października). Jednocześnie w związku z powtórzonymi wyborami policja otrzymała skargę tym razem od Jobbiku, że działacze Fidesz organizowali masowy transport wyborców romskich w celu poparcia ich kandydata. Pojawiły się też zarzuty rozdawania ziemniaków, jabłek czy pieniędzy. O Davidzie Janiczaku było już na blogu tutaj.

Po słynnym filmie Spokojny Amerykanin (tytuł oryginalny: „The Quiet American”) z Michaelem Cainem i Brendanem Fraserem z 2002 roku, w Budapeszcie prawdopodobnie powstaje jego kolejna część: „Dobry przyjaciel” (tytuł oryginalny: „Goodfriend”). Inni jednak podejrzewają, że to będzie druga część słynnego hitu Sofii Coppoli „Lost in Translation”. Jeżeli nie wiecie co ten tytuł oznacza, poproście o tłumacza… Dla tych, którzy nie śledzili sprawy: na filmie uwieczniono spotkanie szefowej NAV (węgierskiego urzędu podatkowego), która w asyście swojego adwokata postanowiła udać się do ambasady amerykańskiej by osobiście zapoznać się z dowodami Amerykanów dotyczącymi korupcji i zakazu wjazdu wysokich urzędników NAV do USA. Problem w tym, że amerykański charge d’affaires Andre Goodfriend nie spodziewał się gości. Na pytanie czy była umówiona, Vida nie potrafiła odpowiedzieć i poprosiła o tłumacza. Otrzymała go, ale niczego się nie dowiedziała, bo Amerykanie nie zwykli tłumaczyć się w takich sprawach. Tu można obejrzeć nagranie z tego historycznego spotkania. (Goodfriend podejrzewany jest przez sprzyjające rządowi środowiska i media, że jest agentem CIA piątego stopnia. Zapytany kiedyś przez dziennikarza o te spekulacje, nie potwierdził, nie zaprzeczył, powiedział że jest urzędnikiem ambasady amerykańskiej ale jednocześnie z uśmiechem zapytał „Dlaczego tylko piątego stopnia?”)

To idzie młodość

To idzie młodość – ta fraza kojarzyła się z młodymi pogromcami karłów reakcji i wszelkiej maści faszystów. Historia potrafi być jednak przewrotna.

Przy okazji wyborów zastanawiałam się czy nie wspomnieć o postaci 27 letniego Davida Janiczaka z Ózd, bo oprócz faktu, że został wybrany najmłodszym burmistrzem na Węgrzech, stanowi on też polonikum tych wyborów. Wywołana do tablicy przez Kmab, jednego z czytelników bloga przybliżę Wam trochę tę barwną postać. Jak podaje index.hu, swą karierę zaczynał w wieku 19 lat od samorządu mniejszości polskiej (szerzej o samorządach tutaj), gdzie razem z rodzicami zajęli 3 z 5 miejsc.

W pewnym sensie Janiczak to nowa jakość w Jobbiku, bo nie natknęłam się nigdzie na jego zdjęcia w mundurze Magyar Gardy, czy na jakieś zarzuty o wybryki rasistowskie czy chuligańskie. Widzimy go za to np. razem z Gaborem Voną jak rozdają kwiatki kobietom, dzieciom baloniki, a tu w stroju betyara w wyborczym spocie Jobbiku. Choć sprzeciwiał się budowie romskiego ośrodka oświatowego w Ózd, argumentował jednocześnie, że miastu bardziej przydałoby się wielofunkcyjne centrum kultury, gdzie Cyganie mogliby znaleźć zatrudnienie. W swoim programie postulował też stworzenie w miasteczku straży, która monitorowałaby szczególnie tereny na obrzeżach zamieszkałe głównie przez biedotę cygańską.

A oto pomysły pana Janiczaka: chciałby stworzyć w mieście system komunikacji, postawić turbiny wiatrowe na wzgórzach, panele słoneczne na dachy, pomoc dla małych przedsiębiorców chcących rozpocząć działalność, stworzenie dużego kompleksu sportowego, rozwój rolnictwa, turystyki – winnice, kąpieliska termalne, przekształcenie budynków pofabrycznych w atrakcyjną bazę hotelarsko-noclegową, a nawet oryginalniej: stworzenie Ogrodu Sztuk – cichego miejsca sprzyjającego odpoczynkowi wśród rzeźb i zieleni.
Inne pomysły mają już bardziej indywidualny rys: wielki supermarket na wzór zachodni, faworyzujący jednak wyroby miejscowych producentów, komisja patentowa pomagająca w promocji miejscowych wynalazców. Ale są też pomysły, które przypominają z kim mamy do czynienia: wprowadzenie szkolnictwa różnicującego, będącego przeciwieństwem edukacji zintegrowanej oraz zakup quadów, koni i psów dla straży miejskiej i stworzenie straży w terenie (Jobbik zasłynął postulatami przywrócenia do życia niesławnej węgierskiej żandarmerii). To typowe postulaty odnoszące się do konfliktów z mniejszością romską która jest szczególnie liczna na wschodzie Węgier.

Tu jeszcze najnowszy wywiad z nowym burmistrzem. Pytany o program znów podkreśla konieczność powstania straży obywatelskiej, a bezrobocie wśród miejscowych Romów postrzega jako największą bolączkę miasta – chciałby się zająć stworzeniem dla nich miejsc pracy. Z Fideszem, który ma większość w radzie miasta nie chce walczyć a współpracować dla dobra mieszkańców miasta, gdyż to jest jego priorytetem.

Janiczak, oprócz kariery politycznej okazał się też sprawnym biznesmenem – przez kilka lat prowadził własną działalność gospodarczą w postaci kempingu (polska wersja językowa nie najlepsza). Tu w wywiadzie dla lokalnej TV opowiada o atrakcjach (m.in. Sex on the beach) i planach rozwoju kempingu. W wolnych chwilach zajmuje się poezją (niczym słynna Isabel i na mniej więcej podobnym poziomie).  I to jest właśnie to: z tym imagem bliżej im do Samoobrony w jej najlepszych czasach niż do Młodzieży Wszechpolskiej. To sygnał, że Jobbik to już nie tylko panoptikum frustratów, ale partia drobnomieszczańska, w razie komplikacji zdecydowanie lepiej przygotowana do zajęcia miejsca Fideszu od MSZP. O ile ich maniery nadal nie pasują do Budapesztu, to na prowincji sprawdzają się świetnie.

Ózd to 34 tysięczne miasto na północnych obrzeżach kraju w komitacie Borsod-Abaúj-Zemplén. Dzięki bogatym złożom węgla, już w XIX wieku zaczął rozwijać się tu przemysł metalurgiczny, którego prawdziwy rozkwit przypada na czasy socjalizmu. Ózd staje się wtedy obok Tiszaújváros, Miskolca i Kazincbarcika jednym z ważniejszych ośrodków przemysłu ciężkiego w regionie. Zmiana systemu i nowe czasy przyniosły upadek przemysłu, a co za tym idzie znaczne bezrobocie wśród miejscowej ludności.

Wyniki wyborów samorządowych na Węgrzech

Wybory samorządowe 2014 w liczbach: frekwencja wyniosła 43%.

Kraj
Fidesz-KDNP zwycięża w 21 z 23 największych miast.

Budapeszt
Zwycięstwo Fidesz-KDNP w 17 z 23 dzielnic Budapesztu. W XIII i XIX dzielnicy wygrywa MSZP, w XX dzielnicy wspólny kandydat MSZP-DK-EGYÜTT-PM, w XV DK, w XIV Együtt, w XXIII kandydat organizacji społecznych.

Kandydaci na burmistrza stolicy
István Tarlós (dotychczasowy burmistrz Budapesztu, Fidesz-KDNP): 49%
Lajos Bokros (MoMa, lewica): 36%
Gábor Staudt (Jobbik): 7%
Antal Csárdi (LMP): 5,7%
Zoltán Bodnár (MLP): 2%

W składającej się z 33 członków Radzie Miasta Fidesz-KDNP otrzymuje 20 mandatów, MSZP 5 mandatów, DK 2, EGYÜTT-PM 2, Organizacje Społeczne 1, DK-EGYÜTT-MSZP-PM 1, Jobbik 1 i LMP 1.

Mimo zwycięstwa Fideszu, w stolicy lewica poszerzyła swój „stan posiadania” i oprócz dotychczasowego bastionu w XIII dzielnicy dołączyła do niego sąsiednią XIV i XV oraz XIX i XX. Nie jest to jednak w tych dzielnicach zwycięstwo lewicy zjednoczonej ponieważ w każdej z nich zwyciężył kandydat innej partii lewicowej, co może w przyszłości umacniać tendencje odśrodkowe na lewicy. Sytuacja lewicy węgierskiej bardzo przypomina tę z Polski sprzed kilku lat. Z jednej strony działają tam starzy działacze o ograniczonym poparciu społecznym a nieograniczonych ambicjach własnych. Z drugiej strony lewica próbuje prezentować nowe twarze, które jednak nie wytrzymują konfrontacji z twardymi realiami walki politycznej.

Fidesz, który zgodnie z wykładnią premiera Orbana z jego słynnego wykładu o kraju pracy stał się najbardziej socjalistyczną z węgierskich partii (zawsze w końcu najlepszymi „socjalistami” są ci, którzy są u władzy, bo kto nie rządzi nie ma czego rozdawać :), potrafił jednak nadal utrzymać większość swojego prawicowego elektoratu wyrywając jednocześnie lewicy z ręki jej główną broń. Skala tego przesunięcia wykracza nawet poza sferę socjalną, bo Fidesz bez większych problemów wykreował się na protektora mniejszości (przez co w warunkach węgierskich należy rozumieć głównie mniejszość romską, przez lata wykorzystywaną wyborczo przez postkomunistów), podczas gdy na lewicy pojawiły się wątki ksenofobiczne, co wywołało powszechną konsternację i powiększyło zamieszanie w ich szeregach.

Jobbik sukcesywnie utrwala wymyślony przez siebie image stabilnej partii prawicowej, drugiej siły po Fideszie i butnie zapowiada, że w 2018 roku władza będzie należeć już do nich. Patrząc na wyniki wyborów samorządowych trzeba przyznać im rzeczywiście drugie miejsce, ale tylko na prowincji (tzn. poza Budapesztem). Udało im się nie tylko utrzymać swoją pozycję na wschodzie kraju, ale stać się rzeczywiście drugą siłą węgierskiej prowincji, choć do Fideszu im jeszcze bardzo daleko. Z kolei w stolicy jeden zdobyty mandat w radzie miasta i brak władzy w jakiejkolwiek dzielnicy trudno nazwać wyborczym sukcesem. Trzeba przyznać, że w przeciwieństwie do opisanej powyżej lewicy, partia ta zaprezentowała wielu bardzo młodych kandydatów (takim kandydatem był np. Gábor Staudt ubiegający się o stanowisko burmistrza Budapesztu, który wyraźnie odcinał się wiekiem od pozostałych kandydatów). Fakt ten mówi o tym, że będzie to jedyna licząca się partia nie borykająca się z problemem zmiany pokoleniowej.

Trudno analizować porażkę LMP, czy jest to wyraz zdrowego rozsądku lewicującej młodzieży niejednokrotnie wyrażającej swoją sympatię dla tej partii, ale w końcu głosującej na partie o realnej sile politycznej, czy też jest to efekt osłabienia po atakach związanych z funduszami norweskimi.

Wyniki eurowyborów na Węgrzech

Wybory 2014 do Parlamentu Europejskiego na Węgrzech wygrał zdecydowaną przewagą głosów rządzący Fidesz. Na drugim miejscu Jobbik, dalej MSZP. Frekwencja była niska i wyniosła 28,92%, ale – jak podkreślają media była i tak najwyższa spośród krajów czwórki wyszehradzkiej. Rozkład głosów i mandatów wygląda następująco:

Fidesz-KDNP 51,49% (12 mandatów)

Jobbik 14,68% (3 mandaty)

MSZP 10,92% (2 mandaty)

DK 9,76% (2 mandaty)

Együtt-PM 7,22% (1 mandat)

LMP 5,01% (1 mandat)

Największym zwycięzcą jest oczywiście Fidesz i tu nie było niespodzianki. Wysoko uplasował się Jobbik. Z ramienia tej skrajnie prawicowej partii mandat otrzyma m.in. oskarżany ostatnio o szpiegostwo Béla Kovács. Wynik Jobbiku nie jest rewelacyjny w porównaniu z wyborami do parlamentu węgierskiego, w ktorych otrzymali oni 20%. Wpływ miała tu na pewno niska frekwencja w północno-wschodnich Węgrzech, wyborczym zapleczu Jobbiku.

Partie lewicowe. Cieszyć może się wychodzący z cienia Ferenc Gyurcsány, którego ugrupowanie DK (Demokratikus Koalíció) otrzymuje 2 mandaty. Zadowolenie z wyniku wyraził też były premier Bajnai, którego Együtt-PM uzyskuje jeden mandat, co wg. Bajnaia jest dobrym wynikiem jak na najmłodszą partię na węgierskiej scenie politycznej. Z kolei wynik MSZP jest na tyle niezadowalający, że szef partii Attila Mesterházy wraz z całym kierownictwem partii podali się do dymisji. Decyzja w tej sprawie ma zostać podjęta w sobotę.

Tu można zobaczyć kto będzie reprezentował Węgrów w PE. Sylwetki europosłów.

Źródło: Index

Agent z Jobbiku. Polityczna bomba czy fajerwerk?

Poseł do Parlamentu Europejskiego Béla Kovács z Jobbiku jest podejrzany o szpiegowanie przeciwko UE na rzecz Rosji. Węgierska prokuratura zwróciła się do PE u uchylenie jego immunitetu. W latach 80 Kovács studiował w moskiewskim Instytucie Stosunków Międzynarodowych, wiele lat spędził w Rosji i Japonii jako właściciel firmy handlowej. Jego żona ma rosyjsko-austriackie obywatelstwo i jak podaje Magyar Nemzet miała kiedyś pracować dla KGB. Po powrocie do kraju w 2004 roku Kovács zrobił zaskakująco szybką karierę w Jobbiku, co jak podają węgierskie media było głównie zasługą dużych dotacji z jego strony. W partii nikt nie pytał o źródło pochodzenia tych pieniędzy. Zważywszy na fakty z jego przeszłości, Jobbik prowadzi dość dziwną politykę kadrową, a samemu Kovácsowi nie zależało chyba za bardzo na kamuflażu i konspiracji. Wystawienie takiego kandydata w zbliżających się wyborach do PE naraziło oczywiście Jobbik na ataki ze strony konkurencyjnych ugrupowań, zwłaszcza Fideszu. Choć dziwne powiązania pana Kovácsa były na Węgrzech od dłuższego czasu tajemnicą poliszynela. W poniedziałek komisja parlamentarna ma badać sprawę dotacji, które zasiliły Jobbik, tłumaczyć się będzie przewodniczący ruchu Gábor Vona. Sam Orbán zabierając głos w sprawie Kovácsa, powiedział że niedopuszczalne jest by osoba podejrzana o zdradę własnego kraju reprezentowała interesy Węgier na forum Europy.

O ile Jobbik w dosyć oczywisty sposób prowadzi antykomunistyczną politykę historyczną, to w stosunku do poczynań Władymira Putina jest nastawiony wręcz entuzjastycznie, zupełnie zapominając o jego KGBowskim rodowodzie. Zdecydowane poparcie Jobbiku dla aneksji Krymu, a później stanowisko rewizjonistyczne w sprawie Zakarpacia w odpowiedzi na zdawałoby się irracjonalne propozycje wiceprzewodniczącego rosyjskiej Dumy W. Żyrinowskiego, doprowadziło do tego, jak już wskazałam w jednym z wcześniejszych postów, że Viktor Orbán musiał zająć takie a nie inne stanowisko w sprawie Obwodu Zakarpackiego. W tym ujęciu wydaje się, że Jobbik postępuje bardzo podobnie do Janusza Korwina-Mikke, z tym, że o ile polscy wyborcy raczej reagują alergicznie na jakiekolwiek wyrazy sympatii dla Putina, to elektoratowi prawicowemu na Węgrzech wydaje się to nie dostarczać większych rozterek (nawet sprawa elektrowni w Paks była oprotestowana głównie przez partie lewicowe, podczas gdy z prawej strony mówiło się o gospodarczym realizmie). Na tym jednak podobieństwa się kończą, bo przewodniczący partii Gábor Vona w przeciwieństwie do Janusza Korwina-Mikke jest nie tylko antyeuropejski, ale i antyamerykański, a odwiedzając Rosję spotykał się też z rosyjskimi komunistami. Vona tych znajomości się nie wypiera i chwali się wręcz kontaktami z wieloma rosyjskimi politykami. Pojawiają się też wątki bardziej egzotycznych znajomości przewodniczącego sięgające ponoć Teheranu, co nasuwa skojarzenia z Samoobroną. W tym roku w związku z następującymi po sobie wyborami kreowany był przez Vonę pseudo-chadecki obraz Jobbiku. Będzie on na pewno ciężki do utrzymania przez dłuższy czas, biorąc pod uwagę zbiór indywiduów tworzących ten ruch. Sprawa rosyjskiego kreta z pewnością w tym nie pomoże.

Próba odpalenia na finiszu wyborczym bomby z rosyjskim szpiegiem nie miała jeszcze przed weekendem znaczenia dla słupków poparcia, ale być może jest to dopiero początek nocy długich noży na węgierskiej prawicy, co wydaje się potwierdzać kontynuacja tematu w Magyar Nemzet poszerzająca wątek współpracy z Rosjanami o Vonę. Artykuł cytujący słowa byłego członka Jobbiku Lajosa Pősze, sugerującego że Vona jest sterowany z Rosji i Teheranu opublikowany został w sobotni poranek, co może stanowić przygotowanie do poniedziałkowego posiedzenia Komisji Bezpieczeństwa Narodowego. Vona w zeszłym tygodniu zapewniał, że ani on ani jego partia nie mają niczego do ukrycia i faktycznie przedstawione w artykule wątki o jego prorosyjskich sympatiach nie są niczym nowym i już w zeszłym roku były opisywane choćby w polskim internecie.

Należy zadać sobie w tej sytuacji pytanie dlaczego Viktor Orbán nie pozbył się konkurencji przed niedawnymi wyborami do węgierskiego parlamentu. Moim zdaniem Jobbik był mu na tym terenie potrzebny do rozegrania bitwy o większość konstytucyjną z przecenioną przed wyborami koalicją partii lewicowych, stanowiąc naturalny straszak dla niezdecydowanych czy leniwych wyborców. W Parlamencie Europejskim jednak cele są inne i Orbán nie chce wprowadzać tam ludzi, którzy wg. wielu światowych komentatorów sprawiają, że Węgrzy mają w tej instytucji opinię jednych z największych oszołomów. Może to być też ukłon w stronę innych państw europejskich rozczarowanych prorosyjską polityką Orbána, zastanawiających się na ile reprezentuje on w Europie interesy rosyjskie.

Trudno się spodziewać kolejnej detonacji przed mającymi odbyć się za tydzień wyborami do PE, ale z drugiej strony niczego nie można wykluczyć :) Jest szansa, że wreszcie wielu komentatorów polityki węgierskiej poczuje przypływ ekscytacji po niewątpliwie nudnych kampaniach wyborczych na Węgrzech.

Wyniki wyborów na Węgrzech. Zwycięstwo Fideszu!

Są już wyniki wczorajszych wyborów parlamentarnych na Węgrzech. Prawicowy Fidesz zwyciężył przeważającą większością głosów, uzyskując 44,5% poparcia. Lewica otrzymała 26% głosów, skrajnie prawicowy Jobbik 20,5%, a zieloni z LMP 5,2%. Fidesz wygrał w 96 ze 106 okręgów wyborczych. Lewica prowadzi w 10 okręgach, z tego aż 9 w Budapeszcie.

I dla porównania wyniki z 2010 roku: Fidesz – 52,7% MSZP – 19,3% Jobbik – 16,7% LMP – 7,5%. Tak wyglądało poparcie dla Fideszu w poprzednich latach (za index.hu): 1998 – 1,34 mln wyborców, 2002 – 2,31 mln, 2006 – 2,27 mln, 2010 – 2,7 mln, 2014 – 2,1 mln

Wynik Fideszu jest słabszy niż w poprzednich wyborach z 2010 roku, jednak dzięki nowej ordynacji wyborczej (m.in. zmniejszono liczbę posłów z 386 do 199) wciąż daje mu większość konstytucyjną i 2/3 miejsc w parlamencie. Fidesz będzie miał 133 przedstawicieli, lewica 38, Jobbik 23, a LMP 5 posłów. W wyborach wzięło udział 61% uprawnionych do głosowania. Były to pierwsze wybory, w których głosować mogli Węgrzy zamieszkali poza granicami kraju i nie posiadający adresu na Węgrzech (jedynie na listy partyjne, nie na kandydatów, głosy mogli oddać listownie). Spośród nich aż 95% poparło Fidesz.

Idą wybory czyli przecinanie wstęgi

W ostatnich dniach mieliśmy okazję obserwować nadzwyczajną aktywność rządu związaną z otwieraniem różnych nowych inwestycji. Wstęgę przecinano już m.in. z okazji otwarcia nowej linii metra, odnowionych: Pesti Vigadó, Ybl Bazar, Parku Olimpijskiego, Placu Kossutha.

Wg. najnowszych sondaży przedwyborczych Fidesz może liczyć na 47% poparcia, na sojusz partii lewicowych z MSZP ma głosować 28%, na Jobbik 19%, a na LMP 5% wyborców.