Zapowiedzi 14.05.2015

Trwa OFF-Biennale Budapest – seria niezależnych eventów i wystaw sztuki współczesnej z udziałem 150 węgierskich i zagranicznych artystów. W czasie trwającego do końca maja biennale, sztuka gości nie tylko w galeriach, ale i w różnych miejscach przestrzeni publicznej, parkach, barach i kawiarniach, nad brzegami Dunaju, w pustostanach, a także w mieszkaniach prywatnych. Jednym z miejsc wystawowych jest porzucona elektrownia Kelenfold z 1914 roku, która ze swoim charakterystycznym przeszklonym dachem stanowi bardzo ciekawy przykład architektury Art Deco. Program imprezy.

16 maja (sobota): w ramach Nocy Muzeów wieczór węgiersko-polski w warszawskim Muzeum Niepodległości (ul. Solidarności 62). W programie m.in. wystawa o Franciszku II Rakoczym, pokaz szermierczy, będzie można skosztować węgierskiej kuchni i obejrzeć kilka dobrych węgierskich filmów krótkometrażowych: Wiatr (Szél) reż. Marcell Iványi, 1996; Maestro reż. Géza M. Tóth, 2005; Before Dawn (Prije zore) reż. Bálint Kenyeres, 2004; Jestem tutaj (Itt vagyok) reż. Bálint Szimler, 2010; Frajer (Csicska) reż. Attila Till, 2011. Na zakończenie pokaz filmu Życie Agenta, Węgry 2004 w reż. Gábor Zsigmond Papp. Tu szczegółowy program.

16-17 maja (sobota-niedziela): Floralia – rzymskie święto wiosny w Aquincum. Rzymskie obrzędy, legioniści, Celtowie, Germanie, gladiatorzy, rekonstrukcja bitwy, stroje i fryzury z czasów rzymskich, prezentacja biżuterii, ceramiki, wyrobów rzemieślniczych. Obchody rozpocznie świąteczny pochód w sobotę o godz. 11.00 Bilety: 1900 Ft (dzieci 850 Ft). Szczegóły na stronie Muzeum Aquincum (1031 Budapest, Szentendrei út 135).

16-17 maja: Múzeumok Majálisa czyli majówka w muzeum. W Muzeum Narodowym i w otaczającym budynek ogrodzie zaprezentuje się ponad 100 muzeów z całego kraju. W tegorocznej edycji festiwalu muzea przygotowały programy związane z historią XX wieku, np. wystawę plakatów z ostatnich lat istnienia Monarchii Austro-Węgierskiej. Ogłoszone zostaną wyniki konkursu i zdobywca tytułu Muzeum Roku oraz Wystawa Roku. (Nemzeti Múzeum, 1088 Budapest, Múzeum krt. 14-16)

16 maja (sobota) – na A38 o 20.00 wystąpi Barabás Lőrinc Quartet. Lőrinc Barabás to utalentowany węgierski trębacz jazzowy, (znany np. z występów z Irie Maffia). Jego kwartet gra muzykę nawiązującą do lat 70 i swobodnych rockowo-jazzowych improwizacji z tamtych lat, przeplatając je elementami funk i elektroniki. Byłam kiedyś na koncercie Lőrinca Barabása na Szigecie – gorąco polecam, odpłyniecie. Tu z kwartetem: SOFA BASS, SALIP LANIES, ISTELF, a tu solo:

I jeszcze kilka propozycji dla miłośników piwa, wina i street-foodu:

14-17 maja: festiwal piwa na otwarcie sezonu w pasażu Corvin (Corvin Sétány, Budapeszt, 1082) – 30 producentów, 100 gatunków piwa.

15-17 maja: festiwal sera w Vajdahunyadvár (Vajdahunyad Vára, Budapeszt, 1146) – sery węgierskie i nie tylko, do tego wino, piwo i palinka.

16 maja (sobota): Restaurant Day Budapest – akcja, w ramach której na całym świecie otwierają się jednodniowe restauracje, wystarczy dobrze gotować i chcieć podzielić się swoją kuchnią z innymi. Lista miejsc w Budapeszcie tutaj.

15-25 maja: festiwal wina w Szegedzie – Szegedi Borfesztivál

15-17 maja: festiwal piwa belgijskiego, prawie 200 gatunków piwa, duży wybór przekąsek, belgijskie sery, wędliny, czekolady. Wstęp 2800 Ft – w cenie 3 piwa lub 4000 Ft – w cenie 5 piw. (Balna, 1093 Budapest, Fővám tér 11-12)

festiwal piwa belgijskiego fot.balnabudapest

Reklama

Plac 2015

Plac Kálmána Szélla (Széll Kálmán tér), kiedyś noszący nazwę Plac Moskwy to jeden z najważniejszych węzłów komunikacyjnych stolicy. Dziś jednak w związku z trwającym remontem przedstawia iście księżycowy krajobraz. Nigdy nie zachwycał wyglądem, ale od kiedy rozpoczęto prace remontowe, dziesiątki mieszkańców miasta pojawiają się tam z aparatami chcąc uwiecznić po raz ostatni jego dawny wygląd.

Kiedy myślę Moszkva tér, z jednej strony widzę brud i wynikającą z zaniedbania brzydotę, prowizorkę raczkującego biznesu, ale i ciekawą modernistyczną bryłę stacji metra, ukrytą pod reklamowymi dyktami. Przychodzi mi na myśl fontanna z uroczą figurką syrenki, oblepiona bezdomnymi, punkami i gołębiami. Jednym słowem ambiwalentne uczucia. W końcu do głowy przychodzi jeden z najważniejszych obrazów filmowych Budapesztu pod niepozostawiającym niedomówień tytułem Plac Moskwy (Moszkva tér).

Film z 2001 roku opowiada historię klasy maturalnej i licealnej miłości ze znamiennego okresu przełomu lat 80 i 90. Ten film to dla pokolenia Węgrów, którzy dzisiaj mają po 40-50 lat swego rodzaju podróż sentymentalna do czasów bezpośrednio sprzed zmiany systemu. To również węgierska wersja Nieznośnej lekkości bytu, która dla mnie do dzisiaj jest świetnym kluczem pozwalającym zrozumieć czasem odmienny od naszego, polskiego stosunek Węgrów do emigracji.

Reżyser Ferenc Török mimo wielu spekulacji nigdy nie nakręcił kontynuacji filmu, za to po latach chcąc nakreślić z innymi węgierskimi reżyserami obraz Węgier z 2011 roku, w rok po ponownym objęciu władzy przez Fidesz, wraca do tego miejsca konstatując, że od czasu jego słynnego filmu nic się tutaj poza nazwą na lepsze nie zmieniło. Może tę uszczypliwą krytykę wzięli sobie w końcu do serca rządzący decydując się na gruntowną przebudowę placu.

W ślad za komputerowymi wizualizacjami totalnie przebudowanego miejsca, z nową stacją metra, przeszklonymi powierzchniami kojarzącymi się z 4 linią metra, instalacjami wodnymi, które mają zamienić ten rozgrzany bliskowschodni bazar w zieloną oazę, niezwłocznie ruszyły maszyny budowlane, uświadamiając mieszkańcom Budapesztu jak wiele pozytywnych uczuć mają dla tego miejsca pomimo całej jego brzydoty. Kiedy demontowano słynny zegar – tradycyjne od wielu lat miejsce spotkań, ludzie najpierw wywalczyli, żeby zegar znalazł swoje miejsce w muzeum, a później przyszli asystować w jego demontażu, jakby chcieli się upewnić czy na pewno nic mu się nie stanie. Obecność ludzi z aparatami, niejako towarzyszących znikaniu placu jest tak powszechna, że  w żaden sposób nie robi już wrażenia na pracujących tam robotnikach. Mam nadzieję, że nowy plac stanie się bliski mieszkańcom i nie będzie to miejsce bez duszy.

Jak wyglądał kiedyś plac Moskwy możecie zobaczyć tutaj np. w 0:08 lub w 1:22:22 minucie filmu. A poniżej plac Kálmána Szélla w marcu 2015.

Jak się robi filmy i inne takie…

fot. z fb Viktora Orbana

Viktor Orban spotka się z nową ambasador USA oficjalnie we wtorek, po niedzielnym święcie narodowym 15 marca. Origo dowiedziało się jednak, że premier spotkał się już z Colleen Bell w ostatni poniedziałek na nieoficjalnej kolacji u Andy’ego Vajny, znanego producenta filmowego z podwójnym paszportem węgierskim i amerykańskim, gdzie gościł również Arnold Schwarzenegger. Ciekawe. Bardzo hollywoodzka atmosfera zapanowała w stosunkach Węgry-USA. Luźna atmosfera, brak krawatów. Wielu spekulowało potem, że w taki sposób robi się dobre interesy, bo okazało się że amerykański Westinghouse może mieć swój udział w dostawie paliwa do budowanej przez Rosjan elektrowni w Paks.

Minister Janos Lazar zapewniał jednak pod koniec tygodnia, że ewentualny udział tej firmy w kontrakcie wynika jedynie z decyzji Brukseli, a nie rządu węgierskiego (wymaga ona dywersyfikacji dostaw paliwa jądrowego, nie pozwalając na ich monopolizowanie, a do budowanego typu elektrowni ponoć oprócz Rosjan paliwo może dostarczyć jedynie amerykańska firma), ale prawdy o tym dowiemy się pewnie najwcześniej za trzydzieści lat, kiedy kontrakt zostanie odtajniony.

Co ciekawe raport o produkcji filmowej na Węgrzech wykazał, że kraj ten w Europie ponosi największe wydatki na produkcję filmową. Jak to ma się do narzekań węgierskich reżyserów takich jak Bela Tarr, o których można poczytać nawet w polskich mediach? A tak, że w 80% procentach dofinansowywane są produkcje zagraniczne, głównie… amerykańskie. Rząd udowadnia, że wydatki te, a także 25% ulga podatkowa jaką przyznał produkcjom filmowym, zwraca się dzięki wzrostowi zatrudnienia, dodatkowym wpływom podatkowym (sic!) oraz wpływom z turystyki uzyskanym dzięki pokazywanym w międzynarodowych produkcjach węgierskim sceneriom.

Oczywiście za całym tym biznesem stoi Andy Vajna, który prosty rachunek ekonomiczny rodem z Hollywood uczynił podstawą realizacji misji powierzonej mu przez rząd Orbana w 2011 roku, kiedy to został mianowany rządowym pełnomocnikiem ds. uzdrowienia węgierskiego przemysłu filmowego. To, że prawie zablokował finansowanie filmów węgierskich, co miało być jego głównym zadaniem, Vajny i polityków węgierskich nie interesuje. Spotkanie z byłym gubernatorem Kalifornii ma być zapowiedzią, jak zapewnia Vajna, nadchodzącego czasu realizacji na Węgrzech prawdziwych superprodukcji. Oczywiście nie chodzi o filmy węgierskich twórców. Wygląda jednak na to, że dla Vajny produkcja filmowa to teraz jedynie hobby, które pozwala mu na zbliżenie się do osób z którymi może tworzyć dużo poważniejsze superprodukcje od tych filmowych.

Stayin’ Alive czyli pierwsza pomoc nie taka trudna!

W ciekawy sposób starają się przekonać o tym bohaterowie węgierskiego filmowego szlagieru Valami Amerika 2. Dwuminutowy filmik powstał na zlecenie Węgierskiego Pogotowia Ratunkowego (OMSZA); Tartsd életben! Újraélesztés egyszerűen és gyorsan.

Jak donoszą trzymający rękę na pulsie :) czytelnicy, filmik powstał na podstawie brytyjskiego oryginału.

Zapowiedzi 22.01.2015

Na A38 elektronicznie i psychodelicznie. BOKKA (PL) i Raveonettes (DK): 24 stycznia, godz. 20.00 – bilety po 5000 Ft.

Rewelacyjny a zarazem tajemniczy zespół z Polski – Bokka. Zagrają 24 stycznia na statku A38. Dla tych którzy nie znają: zespół podobnie jak słynni The Residents jest znany z konsekwentnego nieujawniania tożsamości swoich członków (w Internecie spekulowano, że wokalistami mogli być: Kari Amirian, Pati Yang, Misia Furtak, Karolina Kozak, Bela Komoszyńska, a o męskiej części zespołu spekulowano o Dawidzie Podsiadło), ale też z rewelacyjnych występów scenicznych m.in. na Open’er festiwal w 2014. O ich muzyce można by się rozpisywać długo, ale to nie ma sensu – taka muzyka jest tylko do słuchania, a pisanie o niej nigdy nie odda tego czym ona jest. Podaję więc linki do kilku fantastycznych próbek. Tu, tu i tu.

Nie można oczywiście pominąć drugiej gwiazdy wieczoru – duńskiego duetu The Raveonettes. Ta muzyka nie pozwala pozostać na ziemi i zawsze gdy przestaję jej słuchać to jest to powrót z podróży. Do posłuchania tu i tu.

Gozsdu – Ciekawie wygląda też oferta klubu Gozsdu Manó Klub na ten weekend (Budapest VII. ker., Király u. 13., Gozsdu Udvar). Dziś i w sobotę można będzie tam posłuchać muzyki w klimatach psychobilly ale nie takiego do końca ortodoksyjnego. W piątek o 21.00 wystąpią Psycho Mutants, którzy określają graną przez siebie muzykę jako Sexy Balkan Voodoobilly. Wprowadzają oni do tradycyjnie skromnego instrumentarium rock’n’rollowego akordeon i trąbkę. Posłuchajcie tu i tu.

Obok nich zagra Dope Calypso grający bardzo przyjemny punk z amerykańskim pazurem. Czegoś takiego można słuchać pędząc muscle carem z lat 70, ale tylko jeśli cały jest czarny, a kierowca nie jest do końca normalny.

W sobotę Voodoo Allen – klasyczne psychobilly z ostrym amerykańskim rytmem. Chłopcy grają – co sympatyczne – nie tylko po angielsku ale i po węgiersku.

Gutting Revue to niemal cała orkiestra. Choć zespół odwołuje się w swoim image do psychobilly to jego muzyka jest niezwykła. Znajdziemy tu lementy swingu, ska i pełno innych przypraw. Utwór Budapest to świetna ilustracja – niesamowity hołd dla miasta, ale inne ich utwory (np. tu i tu) też stanowią opowieść o nim. To trzeba zobaczyć.

Psychobilly można będzie posłuchać też w piątek w klubie Amigo Rock’n’Roll & Rockabilly Club (VII dzielnica, Hársfa u. 1). O godzinie 20.00 zagrają: Fellép i KeKats, The Cathouse i The Ködmöns.

W piątek w Akvarium o 20.00 – Kiscsillag. Zespół Andrasa Lovasiego, wokalisty nieistniejącego już Kispál és a Borz (choć będzie specjalny koncert tego zespołu w lecie).

W Dürerkert (Ajtósi Dürer sor 19–21.) również w piątek można będzie posłuchać na żywo Iron Maiden, Metallica, AC/DC, G’N’R, Judas Priest i Black Sabbath. No może nie tak do końca :) – Ich utwory zagrają tributbandy w ramach festiwalu Dirty Black Winter Tribute Fesztivál. Bilety po 1200 Ft. Początek o godzinie 19.00

24 stycznia w sobotę z kolei muzyka legendarnych punkowych zespołów Bad Religion, Rancid, Misfits, Ramones, Sex Pistols – oto kolejny festiwal tributbandów (jak widać popularne zajęcie na Węgrzech). Festiwal odbędzie się w klubie Kék Yuk. A tuż obok w siostrzanym klubie Vörös Yuk punkmaraton w udziałem gwiazd węgierskiego punk rocka: Kretens, Eta, Aurora, Rózsaszin Pittbull oraz QSS. Gościnnie Konflikt ze Słowacji (jest to zespół węgiersko-słowacki). Miłośników punka czeka więc trudny wybór. Oba kluby można znaleźć pod tym adresem: III dzielnica, Fényes Adolf u. 28.

Punk Heroes Fest

Dla dzieci: Motyl na podwieczorek! Warsztaty dla dzieci i rodziców: jak razem przygotować niespodzianki do jedzenia i nie tylko… Stowarzyszenie Polonia Nova serdecznie zaprasza:
data:31 stycznia (sobota), godz.11.00; miejsce: Bp.VI. Jókai ter 1 m.2, kod do bramy:2
Zgłoszenia do udziału w warsztatach prosimy przesyłać do dnia 28 stycznia na adres: novapolonia@gmail.com

31.01 o godzinie 16:00 w siedzibie Stowarzyszenia Bema (V dzielnica ul. Nádor 34) odbędzie się bal przebierańców. W tym dniu przed południem zajęć przedszkolnych nie będzie. Można zaprosić dzieci, które nie chodzą do bemowskiego przedszkola – impreza jest otwarta.

A dla dorosłych – tradycyjny Bal Polski, który odbędzie się 7.02.2015 roku w Hotelu Hungaria o godzinie 19:00. Bilety w cenie 8000 Ft. od osoby są do nabycia w siedzibie Ogólnokrajowego Samorządu Polskiego (X dzielnica, Állomás u. 10). W programie loteria fantowa i wiele innych atrakcji.

Propozycja kinowa – film dotyczący ciekawych obiektów Budapesztu. Film Parking (węg. Parkoló) to historia z typowego parkingu wciśniętego gdzieś między kamienice Pesztu, powstałego w miejsce wyburzonych starych domów. Film o konflikcie bogacza i zarazem właściciela Forda Mustanga z parkingowym, który nie chce aby ktoś rządził na „jego” parkingu. Może być ciekawie.

24 stycznia: zimowy piknik w Etyek z czerwonym winem, świniobiciem i świeżymi wyrobami mięsnymi, skwarkami (brrr); a dla dzieci programy Kultúrfelhő Gyerekliget  – Etyeki Piknik.

Magyazyn w Gdańsku: od lutego w Budapeszcie będzie można kupić Magyazyn. Pismo studentów warszawskiej hungarystyki dostępne będzie w polskiej księgarnio-kawiarni Gdańsk (XI dzielnica, Bartók Béla út 46). Cena 300 Ft.

Szorty czyli krótko 30.11.2014

Krytyka węgierskiej policji za materiał prewencyjny skierowany do uczniów szkół, pokazujący jak można zapobiegać gwałtom. Film przygotowany przez policję z komitatu Baranya sugeruje, że to ofiara swoim zachowaniem czy wyzywającym strojem ponosi częściowo winę za to co ją spotkało. W niedzielę przez Budapeszt przeszedł SlutWalk (z ang. Marsz Szmat). Uczestnicy, wśród nich organizacje kobiece i obrońcy praw człowieka, protestowali przeciwko takiej interpretacji przypadków gwałtów i przerzucaniu winy ze sprawcy na ofiarę. Film Selfie dostępny jest tutaj.

Po 21 latach budowy otwarto kolczastą halę sportową Tüskecsarnok na terenie kampusu Politechniki. Budowę rozpoczęto na początku lat 90, później na blisko 15 lat prace utknęły w martwym punkcie. Wznowiono je w 2012 roku. Nazwa hali pochodzi od znajdujących się na dachu 84 szklanych kolców w kształcie piramidy, każdy o wysokości 6 metrów, to przez nie do środka wpada naturalne światło. Po tylu latach projekt architektoniczny nieco się zestarzał – taki dach wydaje się nie tylko niemodny ale i niepraktyczny. Hala pomieści 4000 widzów i jest piątym największym krytym obiektem w kraju (po Papp László Budapest Sportaréna oraz Debreczynie, Győr i Veszprém). Od stycznia w budynku uruchomiona zostanie część fitness/wellness, a wkrótce w sąsiedztwie hali wybudowane zostaną dwa baseny 50 i 25m. Oceńcie sami wygląd nowej-starej hali.

Najdroższe biura w Budapeszcie. Jak się okazuje najbardziej prestiżowe lokalizacje to wcale nie te położone nad Dunajem czy w V dzielnicy. Najgłębiej do kieszeni trzeba sięgnąć by wynająć biuro w MOM Park Towers – miesięcznie 15-16.5 eur/ + VAT + 5 eur koszty eksploatacji. Kolejna lokalizacja to Science Park przy moście Petőfi za 14-16 eur/miesiąc + 3.5 eur koszty eksploatacji. Na trzecim miejscu wśród najdroższych biur znalazło się Istenhegyi 18. Irodaház z 13 eur/+ 3 eur koszty. W śródmieściu Pesztu najwięcej płaci się za powierzchnię w budynku przy Eiffel tér obok dworca Nyugati: 20-22 eur + 4 eur koszty oraz za Bank Center: 16-22 eur + 4.5 eur koszty.

Czy Węgrom grozi druga filoksera? Pochodząca z dalekiego wschodu mucha pojawiła się w okolicach Sopronu. Dała się ona już we znaki winiarzom z Austrii. Owad składa w winogronach jaja i niestety czyni to tuż przed zbiorem, kiedy nie można już zastosować środków ochronnych. Larwy uszkadzają skórkę owoców a te zaczynają gnić. Rolnicy liczą na ostrą zimę, która mogłaby zatrzymać pochód niszczycielskiego owada.

Ostatnio coraz częściej wydawane są klasyki węgierskiego kina w wersjach zremasterowanych (i z angielskimi napisami). Np. dramat Emberek a havason, który w formie ballady opowiada o życiu rodziny drwala w górach Siedmiogrodu. W 1942 roku film zdobył nagrodę na festiwalu w Wenecji, a w 2000 roku krytycy filmowi wybrali go jednym z 12 najlepszych węgierskich filmów stulecia (na youtube dostępny tutaj). Oto kolejna propozycja: Ez történt Budapesten (This happened in Budapest) – z 1944 roku, film przedstawia codzienne życie mieszkańców miasta w czasie wojny.

VII dzielnica została razem z takimi dzielnicami jak Kreuzberg, Shoreditch, Malasaña uznana za najbardziej hipsterskie miejsce świata przez Business Insider. Zawdzięcza to głównie romkocsmom czyli knajpom urządzonym na dziedzińcach starych, przeznaczonych do rozbiórki kamienic (rom-ruina, kocsma-knajpa).

Takie rzeczy produkuje się w Kecskemet. Mercedes CLA Shooting Brake. Niby ważna jest ilość ale i styl nie zawadzi, a ten jest dobry.

Mój GPS

Węgierski film Újratervezés (ang. tytuł My Guide) zdobył pierwszą nagrodę w międzynarodowym konkursie filmów krótkometrażowych Car Shorts w Berlinie. Starsze małżeństwo w ruchu ulicznym. Ona komentuje, pilotuje, strofuje, ostrzega, jest GPSem i policjantem jednocześnie. On przez większość czasu nie odzywa się. Dowcipny i poruszający, 12 minutowy obraz Barnabása Tótha mówi o stracie i o tym jak często kruche jest to co uważamy za oczywiste. Film dostępny jest tutaj (ang. napisy).

Wiadomość o nominacji natychmiast zaczęto przekazywać sobie na fb i w ciągu kilku dni na Węgrzech film obejrzało milion osób. Do konkursu zgłosiło się 351 twórców z 60 krajów. Przez 4 tygodnie można było głosować na 24 nominowane filmy, można obejrzeć je na stronie festiwalu.

Zapowiedzi 13.11.2014

Zaczynamy od propozycji muzycznych na A38:

14 list.: absolutny „mustbe” tego weekendu, legenda klubowa i nie tylko klubowa z UK. Stereo MC’s na A38 piątek 14 listopada o 19:30. Mocno rozbujane rytmy na barce na Dunaju, trip-hop, acid-jazz, muzyka elektroniczna – powrót do wspaniałych klimatów brytyjskich z lat 90. Rob B. i inni mistrzowie ceremonii ogrzeją nieco atmosferę BP i to w niebanalny sposób. Bilety nie będą zbyt tanie, a może i niełatwe do zdobycia, ale jeśli Wam się to uda to jesteście wielcy.

16 list.: Chcecie kolejnej wycieczki do starych, dobrych czasów kiedy głośniki zajmowały kawał meblościanki i dawały czadu? Na tym samym A38 w niedzielę zagra Madball z NY. Hardcore w czystym wydaniu, potwierdzony rodzinnymi więzami z Agnostic Front. Koncert zaczyna się o 20.30. Od rzeki może ciągnąć więc flanela w kratę będzie na miejscu, a bandanka na głowie też nie zaszkodzi :)

17 list.: Również na A38 następna podróż do tych samych lat aby przypomnieć sobie inne brzmienie tamtych czasów – industrial. Norweski zespół Combichrist (obecnie nagrywają w USA) to nie tylko niesamowity rytm industrialu, ale również mocny performance w stylistyce horroru. Rzeczy czarne pierzemy w odpowiednich płynach, aby nie straciły koloru. Dodatki: czarny winyl i metal w stonowanej kolorystyce lub poddany korozji.

Przez najbliższe tygodnie stolicą zawładnie dokument:

do 16 list.: trwa międzynarodowy festiwal filmów dokumentalnych Verzio – tematyką filmów są prawa człowieka. Miejsca: Toldi Mozi, Művész, Cirko-Gejzír, Kino Budapest, OSA Archívum Budapest.

17 list.: w ramach klubu filmowego w poniedziałki w Uranii będzie można obejrzeć serię węgierskich filmów dokumentalnych, podsumowujących historię węgierskiego dokumentu z lat 1936-2013 (filmy będą wyświetlane do połowy lutego).

Poza tym:

14 list.: jubileuszowy koncert Anna & the Barbies na 10 lecie istnienia zespołu, godz.20.00 w Syma csarnok

14 list.: koncert Cosa Polska, godz. 20.00 – Mikszáth tér 3. Skład zespołu jest międzynarodowy, co słychać w muzyce którą grają. W jednej chwili znajdujemy się gdzieś na węgierskiej prowincji, by za chwilę wylądować na kubańskiej plaży – muzyczna podróż od gulaszu po paellę, węgierski folk przyprawiony hiszpańską gitarą, od Bałkanów po klezmerskie brzmienia.

14 list. – 31 grudnia: Ludvig 25 – wystawa sztuki współczesnej na 25 lecie założenia muzeum, ok. 80 prowokujących do myślenia dzieł sztuki, artyści z Europy Środkowo-Wschodniej (z Polski Artur Żmijewski).

14-16 list.: wystawa i targi orchidei w Muzeum Rolnictwa (Vajdahunyadvar)

14-15 list.: dni francuskie w Centralnej Hali Targowej, francuskie specjały z możliwością degustacji w pt. do 17.00, sob 9.00-14.00

14 list.-14 grud.: propozycja dla dzieci: przez kilka kolejnych weekendów do 14 grudnia każdy może stać się profesjonalnym kierowcą samochodu wyścigowego, wystarczy tylko pilot w ręku. W ramach Carrera Challenge Tour będzie można wypróbować tory i sprawdzić swoje możliwości podczas serii wyścigów organizowanych w Carrera Játszótér, Regio Outlet Budaörs, Regio Játék M3 Városkapu. Tu program.

14-16 list.: dla mam i dla dzieci – targi Baba-mama Expo, dziesiątki wystawców, programy dla dzieci.

19-23 list.: Anilogue – Międzynarodowy Festiwal Filmów Animowanych w Uranii. Impreza rozpocznie się kultowym obrazem francuskiego twórcy Michela Gondry’ego „Czy Noam Chomsky jest wysoki czy szczęśliwy?”, który jest animowaną rozmową z filozofem. Tu szczegółowy program  festiwalu.

do 15 lutego: wystawa Turning points w Galerii Narodowej – 26 artystów z 16 krajów, punkty zwrotne w najnowszej historii, dwie wojny światowe, runięcie żelaznej kurtyny i przystąpienie państw Europy Środkowo-Wschodniej do Unii Europejskiej.

do 21 list.: wystawa węgierskiego malarza modernizmu Hugó Scheibera w galerii Kieselbach (Szent István krt. 5)

W tramwaju - Hugo Scheiber, 1925

Eger po sezonie – dzień trzeci

Drugi nocleg w Egerze to położony w samym centrum Hotel Eger & Park. Właściwie to powinnam powiedzieć, że nocleg mieliśmy w hotelu Eger, który powstał w roku 1961 obok hotelu Park. Piękny, modernistyczny projekt i tylko ktoś zapomniał o małym drobiazgu… hotel nie miał restauracji! Przez lata goście wychodzili więc przed budynek i chodniczkiem maszerowali do restauracji w położonym obok hotelu Park, co w deszczu nie musiało być już tak przyjemne, ale z drugiej strony wymuszało konieczność ubrania się do kolacji. My jednak tego problemu nie mieliśmy. Nie, żeby ktoś wybudował restaurację w hotelu Eger (może to i lepiej bo ta w hotelu Park jest po prostu śliczna a i sam hotel jest uroczy) – po prostu w 1980 roku przy okazji rozbudowy budynku wybudowano na wysokości pierwszego piętra łącznik.

Dzięki temu dziwacznemu zabiegowi architektonicznemu mieliśmy okazję do podwójnej podróży sentymentalnej. Hotel Eger to klimaty jak z Wielkiego Szu, blichtr komunizmu i jego sław i jestem prawie pewna, że Jan Nowicki, który był wtedy prywatnie mężem znanej węgierskiej reżyserki Marty Meszaros bywał tu nie raz. Trzeba jednak przyznać, że to komunistyczne dziedzictwo nie odbiło się jakoś bardzo źle na komforcie pokojów, które zostały odremontowane i wyposażone w miarę nowocześnie.

Hotel Park i jego restauracja to już bardziej klimaty z Magnata z tym samym Janem Nowickim w roli głównej. Do kolacji przygrywa pianista szlagiery w stylu Smutnej niedzieli (chyba miał już dość turystów i postanowił się ich pozbyć przy użyciu hymnu samobójców :), ale na żądanie również balatońskie przeboje, choć w stonowanej aranżacji. Niestety nasz Młodszy pobudzony całodziennymi atrakcjami i nieumieszczony w odpowiednim krzesełku dla dzieci postanowił wnieść swój wkład w świat reklam proszku. I co pan powie panie Chajzer na takie plamy na obrusie i całej odzieży wierzchniej (czy też jak go nazywają Węgrzy, Pan Tide – tak, tak, Chajzer to sława międzynarodowa i jak ładnie po węgiersku mówi :)?

Niestety to kolejny hotel, który choć dysponuje obiektem spa, to kończy jego pracę o śmiesznej porze tzn. o 20.00, a przecież to był sobotni wieczór. Trzeba jednak przyznać, że jest w tym nieco dziwacznym hotelu wyjątek, ale jak przystało równie dziwaczny – jeśli chcecie popluskać się wieczorem do 22.00 to przyjedźcie tu w… poniedziałek. Znowu więc rozpoczęłam dzień wcześnie choć to niedziela, bo chłopcy koniecznie chcą na basen. Trzeba przyznać że choć obiekt nie jest najnowszy to baseny prezentują się całkiem przyzwoicie, a brodzik dla dzieci w sumie niezły, choć krawędzie twarde. W baseniku kolorowe postaci z bajek dziecięcych, które prawdopodobnie w nieco późniejszych godzinach nabierają więcej życia tryskając wodą. Dla dorosłych basen 25 m, standardowo sauny, masaże lecznicze itp., czyli typowa węgierska oferta.

Jeszcze przed południem zameldowaliśmy się w znajdującej się na obrzeżach Egeru stadninie koni przy dworku Mátyus Udvarház, gdzie czekała na nas bryczka zaprzężona w dwa piękne lipicany, z których hodowli ta stadnina słynie. W towarzystwie przemiłego stangreta i jego młodej pomocniczki udaliśmy się na wycieczkę po pobliskich winnicach. Chłopcy byli zachwyceni, a Młodszy przez chwilę nawet przestał zwracać uwagę na przejeżdżające samochody, co zdarza mu się niezwykle rzadko. Piotruś i Śpiewak wesoło ciągnęły bryczkę a mnie zachwyciły cudowne kolory, jakie przybiera winnica o tej porze roku. Nie udało się nam niestety pokazać chłopcom samych zbiorów, bo w winnicach w pobliżu stadniny były one już zakończone, ale wciąż na krzakach znajdowały się pojedyncze grona. Nasz woźnica wyjaśnił nam, że pozostawia się je celowo nie tylko dlatego że są w jakimś trudniej dostępnym miejscu krzaka, ale dlatego, żeby ptaki mogły się nimi najeść i nie niszczyły samych roślin. Okazało się, że pomiędzy winnicami ukrywają się kolejne niespodzianki. Pierwszą z nich było małe lotnisko, z którego nagle poderwał się niewielki samolot – to ponoć pozostałość po fabryce samolotów ultralekkich, która znajdowała się w Egerze. Tutaj je testowano. Teraz służy zapaleńcom do lotów rekreacyjnych.

Druga to niezwykły bar połączony z kempingiem znajdujący się na terenie winnicy, której właścicielem jest Imre Csernus, znany z telewizji psycholog i autor kilku popularnych książek a także psycholog egerskiej drużyny piłki wodnej, a prywatnie wielki fan wina i człowiek znany w tej branży. Na szczycie wzgórza przy prostych, ale dizajnersko wysmakowanych stołach i ławach siedzi się podziwiając wspaniały widok na dolinę, popija doskonałe wino albo równie doskonałą kawę. Atrakcją miejsca jest możliwość noclegów w bardzo prostych, ale w tej prostocie pięknych bungalowach rozrzuconych po winnicy. Domki te nawiązują do typowych domków, jakie budowano w winnicach, aby ich doglądać i które zazwyczaj pozbawione były wszelkich wygód (pięknie opisywał to Kalman Mikszath). Mnie jednak skojarzyły się one jakoś ze skandynawską prostotą. Fajne miejsce.

W winnicy znajduje się też niewysoka, ale posiadająca wspaniały widok wieża widokowa, z której bardzo dobrze widać zdobiący przeciwległe wzgórze pomnik winiarzy. Obecnie jest on zrobiony z kamienia, bo  wcześniejsza wersja wykonana z metalu została po prostu ukradziona – jak widać życie na węgierskiej prowincji ma też swoje cienie. Zastanawialiśmy się czy winiarze mają swoją patronkę, tak jak sadownicy z Kecskemet, których chroni Matka Boska Brzoskwiniowa z tamtejszego kościoła. Jak się dowiedzieliśmy z lokalnego źródła (od woźnicy), tą patronka jest św. Barbara. Po powrocie postanowiłam sprawdzić tę informację i okazało się, że z patronów winiarzy na Węgrzech wymieniani są św. Wincenty (Vince), św. Urban (Orban) i św.Donat. W dobrej intencji świętych nigdy dość.

Koniki dowiozły nas w końcu z powrotem do stadniny, która okazała się mieć jeszcze wiele atrakcji. Chłopcy mogli zobaczyć duże stajnie oraz mieszkające w nich piękne konie. W stadninie są również kucyki i osiołki. Na padokach właśnie uczyły się jeździć inne dzieci. Całość w otoczeniu bujnej zieleni. Stadnina posiada bogatą kolekcję powozów użytkowych (w tym sanie i… rydwany), ale również małe muzeum wypełnione zabytkowymi pojazdami. Na miejscu jest również restauracja z barem gdzie rolę stołków barowych pełnią siodła. Jak dowiedzieliśmy się od barmana nad jedną ze stajni powstała część hotelowa gdzie nawet większa grupa znajomych może zatrzymać się w wygodnych warunkach, w ogrzewanych pokojach.

Na koniec pozostawiliśmy chłopcom główną atrakcję architektoniczną miasta – egerski zamek, w którego bramie powitał nas Gergely, jego kasztelan. Gergely z wykształcenia jest historykiem, ale od dziecka kochał to miejsce i cały czas gdzieś tu się kręcił, aż w końcu przywdział żupan, czapkę z sokolim piórem, przypasał szablę i został gospodarzem zamku. Dziś nawet jego przyjaciele śmieją się, że gdy z rzadka ubiera się w ubrania z naszej epoki to nie mogą go rozpoznać.

Historia zamku jak prawie wszystko na Węgrzech sięga czasów Św. Stefana.  Organizując swe państwo stworzył on w Egerze biskupstwo, a wzgórze na którym znajdują się obecnie ruiny twierdzy zajmował początkowo kościół. Pierwotnie w stylu romańskim, potem gotycki; na tych niespokojnych terenach musiał być odpowiednio broniony i tak powstała twierdza, która po zdobyciu Belgradu a następnie po klęsce rycerstwa węgierskiego pod Mohaczem stanęła na drodze Turkom podążającym na północny zachód.

W 1552 roku pod murami twierdzy stanęło 150 tysięcy tureckich żołnierzy, z czego 80 tysięcy stanowiło regularne wojsko i artyleria (reszta to tzw. tabory). Przeciw nim stanęło 2100 – 2300 obrońców, co daje niewyobrażalną dysproporcję sił, co najmniej 40:1. Siły węgierskie nie składały się tylko z żołnierzy, ale również z mieszczan i chłopów, o czym świadczą proste nazwiska albo przydomki na pamiątkowych tablicach umieszczonych w Sali Bohaterów (Hősök Terme) – mauzoleum ku czci obrońców zamku. Pomieszczenie podpierają monumentalne figury wyciosane z piaskowca. Jak było widać, regularnie składane są tu kwiaty ku pamięci bohaterów.

W sali tej znajduje się również nagrobek dowódcy obrony twierdzy, kapitana Istvána Dobó, a dokładnie Barona Istvána Dobó de Ruszka, urodzonego w 1502 w Seredniach na Ukrainie. Oryginalna jest tylko płyta nagrobna, która zostala przeniesiona tu z położonej dziś na Słowacji Ruská (węg. Dobóruszka). Istvanowi Dobó, będącemu konsekwentnym stronnikiem Habsburgów w dynastycznym konflikcie z Janem Zápolyą, arcyksiążę Ferdynand powierzył w 1549 roku twierdzę w Egerze (Zápolya, jako wasal sułtana tureckiego został władcą Siedmiogrodu, ale rościł sobie prawa do korony węgierskiej; sułtan turecki zajął południowe Węgry aż do Budy, a Habsburgowie północno zachodnie – arcyksiążę Ferdynand Habsburg też używał tytułu króla Węgier). Co ciekawe, za swe zasługi najpierw Dobó został wynagrodzony z gestem wartym Pana Zagłoby rozdającego Inflanty – arcyksiążę Ferdynand nadał mu dobra i tytuł w Siedmiogrodzie, którym nie władał. Po trzech latach, co prawda wynagrodził mu to nadając w zamian zamek w Lewicach w dzisiejszej Słowacji, aby w końcu oskarżyć go o zdradę i uwięzić w zamku w Pozsony (Bratysława), co zrujnowało zdrowie Dobó i doprowadziło do jego rychłej śmierci.

A skoro już wspomniałam o Panu Zagłobie, bohaterze Trylogii, to podobieństwo egerskiej historii do oblężenia Częstochowy czy Kamieńca Podolskiego jest uderzające. Nie dziwi więc że tak jak Henryk Sienkiewicz posłużył się tamtymi historiami do krzepienia serc zniewolonego narodu polskiego, tak i węgierski pisarz Geza Gardonyi sięgnął po historię oblężenia Egeru w tym samym celu, czym zasłużył sobie nie tylko na pochówek na terenie zamku, ale i na pomnik na egerskiej starówce, a jego książka stała się ulubioną lekturą Węgrów, co upamiętniono kolejnym pomnikiem. Książka Gwiazdy Egeru podobnie jak dzieło Sienkiewicza została sfilmowana i tak jak jego polski odpowiednik film stał się przebojem na wiele lat, szczególnie wśród chłopców w różnym wieku. W tej sytuacji dziwić może tylko, że książka ta od lat nie była wznawiana w Polsce i dziś jej ceny na internetowych aukcjach dochodzą do 80 złotych.

Z historycznych nazwisk warto wspomnieć jeszcze o Gergelyu Bornemissza. Był on dowódcą 250 osobowego oddziału austriackich strzelców nadesłanych przez króla jako wsparcie, ale wsławił się głównie, jako autor różnych forteli i sprytnych machin wojennych jak np. ogniste koło, czyli rodzaj wielkiej szpuli, najeżonej ostrzami i wyładowanej materiałem wybuchowym, którą to machinę można było strącić na wroga szturmującego bramy czy uliczki. Stosował też inne ogniste wynalazki przypominające słynny ogień grecki.  Syn Gergelya, Janos wraz z królem Stefanem Batorym brał udział w walkach Polaków z Rosjanami, jako dowódca polskich oddziałów. Oczywiście w masowej pamięci obraz Gergelya Bornemisszy wypełnia kreacja Istvána Kovácsa, która bardzo mi się kojarzy z rolami Daniela Olbrychskiego czy wręcz ze spaghetti westernem – piękny jest jak z obrazka :)

Dzięki naszemu niezawodnemu nosidłu dla Młodszego (niestety zrobił się tak ciężki, że po tej wyprawie nie zdołam go już chyba naprawić) mogliśmy za naszym przewodnikiem zagłębić się w podziemiach egerskiego zamku. Najpierw obejrzeliśmy panoptikum zawierające kolekcję woskowych figur inspirowaną powieścią Gardonyiego, a właściwie ww. filmem, która oczywiście bardzo podobała się maluchom, szczególnie jeśli na przykład było to dwóch obrońców polewających atakujących smołą albo coś w tym rodzaju.

Następnie udaliśmy się w miejsce gdzie niegdyś stała katedra. Obecnie pozostała jedynie podstawa jej głównej nawy i przylegającej do niej kaplicy, w której archeolodzy odnaleźli pozostałość sarkofagu pierwszego biskupa Egeru. Te pozostałości dość marnie oddają pojęcie o dawnym wyglądzie kościoła i dopiero kiedy szliśmy za Gergelyem do zamkowych podziemi to mieliśmy okazję zobaczyć wystawę szkiców jej przypuszczalnego wyglądu oraz lapidarium zawierające m.in. wspaniałe płyty nagrobne i resztki pięknie rzeźbionych detali architektonicznych.

Nasz przewodnik zabrał nas na wycieczkę po niesamowitych lochach zamkowych i nawet gdy Starszy już zaczynał narzekać, że go nóżki nie niosą, to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (czy może czarodziejskiego pilota) repliki dział zaczynały strzelać i odjeżdżać ze stanowiska jak po prawdziwym strzale albo spotykały nas inne niespodzianki, do których niewątpliwie należało przejście jednego z tuneli w świetle pochodni. Tunele powstały jako efekt prac saperów – w tamtych czasach sztuka zdobywania zamków zakładała, że obie strony starają się podkopać pod murami: zdobywcy – żeby podłożyć ładunek wybuchowy pod murem czy basztą, a obrońcy aby dotrzeć do podkopujących się zdobywców zanim ci odpalą ładunek i wyciąć ich w pień. Jak twierdził nasz przewodnik, obrońcy nie budowali jednak tych tuneli do jakichś wypraw poza linię wroga i mury – co zwykle opisywane jest w powieściach historycznych. Bardzo ciekawy był system ostrzegania informujący o tym, że wróg próbuje się podkopać. Obrońcy na membranie bębna umieszczali kilka ziaren grochu, które zaczynały drżeć gdy tylko rozpoczynały się prace saperskie. Na podobnej zasadzie obserwowano powierzchnię wody w porozstawianych w tunelu naczyniach.

Z tunelu wyszliśmy właśnie przy grobie autora powieści, bardzo skromnym, ale poprzez swoje usytuowanie stanowiącym niesamowity pomnik. Dowiedzieliśmy się też, że Gardonyi mieszkał w jednym z domów w sąsiedztwie zamku.

Na koniec Gergely zabrał nas do nowopowstałej atrakcji położonej pod murami zamkowymi. Po przejściu od bramy zamku, uliczkami starego miasta do Dobó Istvan utca, naszym oczom ukazał się wielki turecki namiot (nie mylić z jurtą), a w nim herbaciarnia i kawiarnia Egri Pasa Sátra. W tym nastrojowym wnętrzu można napić się prawdziwej tureckiej kawy czy herbaty albo skosztować tureckich słodkości. Do środka wchodzi się po zdjęciu obuwia i siada się na pokrywających podłogę kobiercach albo o ile pogoda na to pozwala siada się na dywanach obok namiotu, pod murami twierdzy. Prowadzący lokal Timur (przy okazji pozdrawiam obu znanych mi Timurów i ich rodziców :)) to kolejny przykład człowieka, którego życie stało się rezultatem pasji. Jego ojciec był ponoć jednym z najwybitniejszych węgierskich turkologów i znawców narodów Azji.

W tym miejscu warto wspomnieć, że po drugim oblężeniu zamku w 1596 roku Turcy zdobyli miasto i osiedli w Egerze na 90 lat, aż do czasu odsieczy wiedeńskiej. Po odbiciu Egeru przez chrześcijan większość budowli otomańskich została zniszczona, zwłaszcza meczety. Jednak jedną z głównych atrakcji miasta jest samotnie stojący minaret – najdalej na północ wysunięty zabytek turecki, na którego szczyt można wejść po licznych wąskich schodach, aby podziwiać panoramę Egeru, choć ta z murów zamku jest co najmniej równie godna polecenia. Jednak w przeciwieństwie do Budy w mieście tym nadal żyli potomkowie Turków, wzbogacając wieloetniczną mieszankę tutejszych mieszkańców.

Usiedliśmy więc przy kawie, aby jeszcze trochę odpocząć i porozmawiać z przewodnikiem, który poinformował nas, że na zamku, ale także w namiocie tureckim można organizować różne imprezy w stylu epoki. Z Gergelyem warto kontaktować się wcześniej mailowo, jeśli ktoś chciałby zwiedzić np. zamkowe podziemia, a naprawdę warto. Myślę, że powinni też kontaktować się z nim wszyscy zainteresowani uczestnictwem w rekonstrukcji odbywającej się sierpniu (Végvári Vigasságok). Jak wiadomo w obronie zamku (choć nie do końca było to zgodne z ówczesną polska polityką) brali również udział polscy rycerze i byłoby fajnie gdyby grupy rekonstruujące czasy zbliżone do potopu wzięły udział w tej imprezie (Wikingowie proszeni są u udział po stronie widzów w strojach z naszej epoki :).  Dowiedzieliśmy się również, że prace archeologiczne na zamku cały czas trwają i w zasadzie można mówić dopiero o ich początku. Wstrzymują je jedynie kwestie finansowe, które z pomocą funduszy unijnych choć w pewnym stopniu zdołano rozwiązać.

Na koniec nabyliśmy jeszcze tylko zwyczajowy miecz dla naszego Starszego (Miecz musi być. Ten był ze stempelkiem Istvana Dobó. Chyba w końcu będzie mógł sobie urządzić własną salę rycerską w swoim pokoju :) i pokręciliśmy się po zalanych jesiennym słońcem uliczkach Egeru. Kiedy ruszaliśmy w stronę domu, z tylnego siedzenia dobiegło nas chlipanie – komuś się tu naprawdę spodobało.