Wybory samorządowe 2014 w liczbach: frekwencja wyniosła 43%.
Kraj
Fidesz-KDNP zwycięża w 21 z 23 największych miast.
Budapeszt
Zwycięstwo Fidesz-KDNP w 17 z 23 dzielnic Budapesztu. W XIII i XIX dzielnicy wygrywa MSZP, w XX dzielnicy wspólny kandydat MSZP-DK-EGYÜTT-PM, w XV DK, w XIV Együtt, w XXIII kandydat organizacji społecznych.
Kandydaci na burmistrza stolicy
István Tarlós (dotychczasowy burmistrz Budapesztu, Fidesz-KDNP): 49%
Lajos Bokros (MoMa, lewica): 36%
Gábor Staudt (Jobbik): 7%
Antal Csárdi (LMP): 5,7%
Zoltán Bodnár (MLP): 2%
W składającej się z 33 członków Radzie Miasta Fidesz-KDNP otrzymuje 20 mandatów, MSZP 5 mandatów, DK 2, EGYÜTT-PM 2, Organizacje Społeczne 1, DK-EGYÜTT-MSZP-PM 1, Jobbik 1 i LMP 1.
Mimo zwycięstwa Fideszu, w stolicy lewica poszerzyła swój „stan posiadania” i oprócz dotychczasowego bastionu w XIII dzielnicy dołączyła do niego sąsiednią XIV i XV oraz XIX i XX. Nie jest to jednak w tych dzielnicach zwycięstwo lewicy zjednoczonej ponieważ w każdej z nich zwyciężył kandydat innej partii lewicowej, co może w przyszłości umacniać tendencje odśrodkowe na lewicy. Sytuacja lewicy węgierskiej bardzo przypomina tę z Polski sprzed kilku lat. Z jednej strony działają tam starzy działacze o ograniczonym poparciu społecznym a nieograniczonych ambicjach własnych. Z drugiej strony lewica próbuje prezentować nowe twarze, które jednak nie wytrzymują konfrontacji z twardymi realiami walki politycznej.
Fidesz, który zgodnie z wykładnią premiera Orbana z jego słynnego wykładu o kraju pracy stał się najbardziej socjalistyczną z węgierskich partii (zawsze w końcu najlepszymi „socjalistami” są ci, którzy są u władzy, bo kto nie rządzi nie ma czego rozdawać :), potrafił jednak nadal utrzymać większość swojego prawicowego elektoratu wyrywając jednocześnie lewicy z ręki jej główną broń. Skala tego przesunięcia wykracza nawet poza sferę socjalną, bo Fidesz bez większych problemów wykreował się na protektora mniejszości (przez co w warunkach węgierskich należy rozumieć głównie mniejszość romską, przez lata wykorzystywaną wyborczo przez postkomunistów), podczas gdy na lewicy pojawiły się wątki ksenofobiczne, co wywołało powszechną konsternację i powiększyło zamieszanie w ich szeregach.
Jobbik sukcesywnie utrwala wymyślony przez siebie image stabilnej partii prawicowej, drugiej siły po Fideszie i butnie zapowiada, że w 2018 roku władza będzie należeć już do nich. Patrząc na wyniki wyborów samorządowych trzeba przyznać im rzeczywiście drugie miejsce, ale tylko na prowincji (tzn. poza Budapesztem). Udało im się nie tylko utrzymać swoją pozycję na wschodzie kraju, ale stać się rzeczywiście drugą siłą węgierskiej prowincji, choć do Fideszu im jeszcze bardzo daleko. Z kolei w stolicy jeden zdobyty mandat w radzie miasta i brak władzy w jakiejkolwiek dzielnicy trudno nazwać wyborczym sukcesem. Trzeba przyznać, że w przeciwieństwie do opisanej powyżej lewicy, partia ta zaprezentowała wielu bardzo młodych kandydatów (takim kandydatem był np. Gábor Staudt ubiegający się o stanowisko burmistrza Budapesztu, który wyraźnie odcinał się wiekiem od pozostałych kandydatów). Fakt ten mówi o tym, że będzie to jedyna licząca się partia nie borykająca się z problemem zmiany pokoleniowej.
Trudno analizować porażkę LMP, czy jest to wyraz zdrowego rozsądku lewicującej młodzieży niejednokrotnie wyrażającej swoją sympatię dla tej partii, ale w końcu głosującej na partie o realnej sile politycznej, czy też jest to efekt osłabienia po atakach związanych z funduszami norweskimi.