Tajemnice krypty franciszkanów

Dziedziniec na tyłach kościoła franciszkanów, zagłębie sklepików z dewocjonaliami, senne puste podwórko. Nikt nie przypuszczałby, że niepozorne drzwi w głębi to wejście do podziemnego świata zmarłych. Wąskie schody prowadzą nas w dół do obszernej krypty. Na dole widać pozostałości murów XIII wiecznej świątyni, na której miejscu w latach 1727-43 zbudowano dzisiejszy barokowy kościół franciszkanów.

Mało kto wie, że jest to miejsce pierwszego pochówku hrabiego Lajosa Batthyánya, premiera niezależnego rządu węgierskiego w czasie Wiosny Ludów. To tutaj po egzekucji 6 października 1849 roku przewieziono w tajemnicy jego ciało. Batthyánya stracono na terenie koszar wojskowych (tzw. Újépület) zajmujących teren dzisiejszego placu Wolności. Stamtąd ciało trafiło do szpitala Rocha (Rókus kórház), gdzie zgłosił się po nie proboszcz z dzielnicy Józsefváros, Antal Szántófy, który chciał przewieźć je do kościoła franciszkanów. Władze szpitala początkowo nie wyrażały zgody na wydanie ciała, gdyż Austriacy zarządzili, by Batthyánya pochowano w nieoznaczonym miejscu na cmentarzu komunalnym poza miastem. Proboszcz udał się więc na cmentarz w Józsefváros, wykopano grób, ale gdy wóz z ciałem dotarł na miejsce, ksiądz nakazał woźnicy zawrócić pod pozorem, że grób nie jest jeszcze wystarczająco głęboki. Był wieczór, celnikowi przy bramie miejskiej nie chciało się już sprawdzać wozu i tak pod osłoną nocy trumna trafiła z powrotem do miasta, do krypty kościoła franciszkanów. Zakonnik Agáp Dank umieścił ją w nieoznakowanej wnęce trumiennej, tablicę nagrobną odwracając do wewnątrz, tak by ukryć ją przed oczami Austriaków.

Ciało bohatera spoczywało tu w latach 1849-1870 i poza kilkoma franciszkanami i członkami rodziny nikt nie znał tajemnicy krypty. Zachowała się kamienna tablica, która zamykała wnękę trumienną, a na niej inicjały G.B.L. (Gróf Batthyány Lajos) i data śmierci. Została ona wmurowana od wewnętrznej strony wnęki, tak jak wtedy, gdy spoczywało tu ciało premiera. W 1870 roku szczątki zostały przeniesione na cmentarz Kerepesi, gdzie w czasie ponownego pogrzebu premiera Batthyánya żegnał stutysięczny tłum rodaków. Wkrótce wzniesiono tam mauzoleum.

Kiedyś wejście do krypty prowadziło z nawy głównej, w miejscu gdzie dziś stoi ołtarz. Zmarłych chowano tu w latach 1797-1892. W czasie II wojny światowej wnęki grobowe zostały uszkodzone przez Rosjan, liczących zapewne na bogate łupy, pootwierano trumny, porozrzucano kości zmarłych. Od tamtego czasu, przez dziesięciolecia nikt tam nie zaglądał. Dopiero kilka lat temu przeprowadzono prace renowacyjne i podziemia  udostępniono zwiedzającym.

Pod ziemią jest zaskakująco jasno, w ramach remontu zamontowano nowoczesne oświetlenie. Gdzieś nade mną ulica Kossuth Lajos z setkami przetaczających się aut. Tu cisza grobowa. Po obu stronach w ścianach jedna nad drugą znajdują się rzędy wnęk, w których spoczywają urny i trumny, pośrodku zostawiono kilka lepiej zachowanych, widać kości zmarłych – jak to zazwyczaj w tego typu grobowcach. Dość dobrze zachowały się kamienne płyty i tablice nagrobne, dlatego nie było większego problemu z ich restauracją. Odczytuję nazwiska i daty śmierci. Większość z połowy XIX w. Te katakumby to miejsce spoczynku ok. 50 donatorów i nobliwych obywateli węgierskich, ale moją uwagę zwraca jedno nazwisko i napis po polsku: TU LEŻY WIKTOR NAŁĘCZ MALSKI MAJOR WOYSK POLSKICH ZMARŁY W PESZCIE 4 PAŹDZIERNIKA 1844 R. W 48 ROKU ŻYCIA

***

Wuj Wiktor Malski, dawny oficer artylerii, człowiek wykształcony, dobry rysownik, malarz, myśliwy, który czterokonną bryczką odbył podróż przez całą Europę, otwierał przed chłopcem horyzonty na wielkie gościńce. I dalej: w Romanowie wuj Wiktor Malski rozczytywał się z upodobaniem w Byronie oraz w Walterze Scottcie.

Informacje o Wiktorze Malskim, który był wujem Józefa Ignacego Karaszewskiego znalazłam m.in. na stronie muzeum Kraszewskiego w Romanowie. To tam, w majątku rodzinnym swojej matki pisarz spędził kilka pierwszych lat życia, wychowywany przez prababkę Konstancję Nowomiejską z Morochowskich i babkę Annę Malską. Dzieciństwo spędzone w tym domu, pełnym książek, dyskusji o kraju i o świecie, a także towarzystwo wuja Wiktora Malskiego, człowieka światłego, o duszy artysty, który rozbudził w młodym Kraszewskim zainteresowanie powieścią historyczną, musiało mieć wielki wpływ na późniejszą twórczość autora Starej baśni.

W książce autorstwa Piotra Chmielowskiego z 1888 r. pt. Józef Ignacy Kraszewski: zarys historyczno-literacki natknęłam się na taki fragment o Wiktorze:

W wielkiej sali, która wspólną była dwom babek mieszkaniom i leżała w pośrodku domu, zbierano się zwykle przy okrągłym stoliku. Przynoszono doskonale bery i jabłka tyrolskie, ale istotnym celem było czytanie głośne. Dziadek zazwyczaj milczący, siadał na kanapie, albo przechadzał się powoli i cicho, stając niekiedy i przysłuchując się bacznie — babka czytała, robiąc pończochę. Aż do łez przejęła wszystkich mowa Jana Kazimierza przy abdykacyich. Cisza panowała w salonie, a straszna przepowiednia zbolałego króla rozlegała się po nim jak głos z grobu. Babka była drugą nauczycielką młodziutkiego wnuka, ona go nauczyła pisać po polsku i po francusku, ona go przygotowała do szkół.

Obok tych osób na umysł młodociany Józia wpływał także silnie wuj Wiktor Malski, który zastępował wprawdzie ojca w gospodarstwie, ale na rolnika stworzonym wcale nie był: „lubił literaturę, zajmował się sztuką, rysował i malował bardzo ładnie, odbył nawet do Włoch podróż artystyczną. Książka- sztuka, myślistwo były mu najulubieńszym zajęciem. Z wojska i lepszego towarzystwa warszawskiego wyniósł upodobania i nałogi, którym w Romanowie trudno było zadość uczynić. Myślistwo wszelkiego rodzaju było utrzymywane z troskliwością wielką i znajomością rzeczy. Polowano na wszelki możliwy sposób, nawet z sokołami, które noszono i hodowano, z chartami, gończemi, jamnikami, wyżłami itp. Obok tego literatura włoska i angielska, nie mówiąc już o francuskim chlebie powszednim, wuja Wiktora zajmowały żywo; były pokarmem codziennym. Czytano bardzo wiele, pewnie więcej w jednym Romanowie niż w całej okolicy.

Znajomość języka angielskiego, odbycie tzw. włoskiej podróży świadczy o tym, że Wiktor Malski otrzymał najlepsze arystokratyczne wykształcenie w swoich czasach i aspirował do bycia członkiem ówczesnych elit, na miarę Czartoryskich czy Potockich. Wg. tablicy grobowej zmarł w roku 1844 w wieku 48 lat, choć natknęłam się też na inne źródło podające datę 1845, ale na pewno chodzi o tę samą osobę. Zastanawiam się w jakich okolicznościach trafił na Węgry, jak potoczyły się jego losy po opuszczeniu kraju? Wiadomo, że był oficerem, ponoć dobrym malarzem. Czy jego kariera została złamana powstaniem listopadowym? Intrygująca postać. Jeżeli znacie jakieś źródła, które mówią o nim coś więcej, to podzielcie się proszę.

Kościół franciszkanów: V dzielnica, Ferenciek tere 9
Krypta: wejście od ul. Kossuth Lajos 1 (brama pomiędzy księgarnią Św. Stefana a sklepem z dewocjonaliami, wejście znajduje się po prawej stronie).

Reklama

Pod berłem Habsburgów

Pod berłem Habsburgów

Ta pozycja może Was zainteresować. Wydawnictwo Wysoki Zamek wznowiło właśnie książkę prof. Henryka Wereszyckiego Pod berłem Habsburgów.

Pod berłem Habsburgów to najważniejsze dzieło prof. Henryka Wereszyckiego (1898–1990). Jest to napisana z wielką erudycją historia narodów CK Monarchii od czasów Marii Teresy aż do upadku Austro-Węgier w 1918 r. Trudne zagadnienia narodowościowe, rodzenie się świadomości narodowej, wzrost nacjonalizmów – były jedną z przyczyn upadku imperium Habsburgów. Profesor Wereszycki tłumaczy te procesy niezwykle ciekawie i rzeczowo. Pod berłem Habsburgów jest jedyną polską książką opisującą ten temat w sposób całościowy.

Książka skierowana jest do wszystkich zainteresowanych losami poszczególnych narodów wchodzących niegdyś w skład CK Monarchii. Obecne, trzecie wydanie posiada bogaty materiał ilustracyjny, są to zarówno zdjęcia jak i rysunki z epoki. Do książki dołożony jest reprint mapy (480 x 680 mm) Cesarstwa Austro – Węgierskiego z 1882 r. na które nałożone zostały kontury współczesnych państw.

„Książka Henryka Wereszyckiego […] pozwala nie tylko poznać i zgłębić niezwykle złożone procesy kształtowania się nowoczesnych narodów w Europie Środkowej, ale również skłania do refleksji na temat funkcjonowania tego wielonarodowego państwa, przyczyn jego upadku, a także losów powstałych na jego gruzach państw narodowych.” – prof. Antoni Cetnarowicz fragment Przedmowy.

Powrót hrabiego

Po 70 latach na plac Kossutha powrócił pomnik hrabiego Gyuli Andrássyego, premiera w latach 1867-1871, kiedy powstała CK Monarchia. Umieszczenie pomnika na placu otaczającym parlament kończy jego restaurację, w ramach której starano się przywrócić miejscu wygląd sprzed wojny. Oryginalny pomnik autorstwa Györgya Zala stał na placu w latach 1906-1945. Ponoć decyzja o usunięciu pomnika nie była wcale podyktowana politycznie czy ideologicznie. Zdemontowano go w czasie budowy tymczasowego mostu Kossutha, który po wojnie łączył oba brzegi Dunaju na wysokości parlamentu. Żołnierze sowieccy chcieli wysadzić pomnik w powietrze, gdyż przeszkadzał im w budowie mostu, jednak ostatecznie trafił do magazynu gdzie przeleżał kilka lat, po czym został przetopiony (legenda miejska głosi, że stał się częścią pomnika Stalina).

Hrabia Gyula Andrássy znany jako wybitny polityk, budowniczy Monarchii Austro-Węgierskiej, od bycia jednym z największych wrogów Habsburgów (udział w Wiośnie Ludów, wyrok śmierci wykonany na nim w trybie in effigie – zaocznie, przez powieszenie portretu zbiega) ewoluował do współtwórcy dualistycznej monarchii, wielkiego admiratora cesarzowej Sissi (plotkowano, że jedynie dla jej wygody stworzył aleję noszącą w Budapeszcie jego imię, a nawet że następca tronu Rudolf mógł być jego synem), a w końcu jako minister spraw zagranicznych stał się kreatorem południowo-wschodniej polityki monarchii, która w efekcie doprowadziła do wielkiego starcia starych europejskich potęg – w tym kontekście pomnik u niektórych budzi podobne wątpliwości, co przywrócony po drugiej stronie parlamentu pomnik Tiszy. W powszechnym odbiorze hrabia Andrássy jest kojarzony jako ten, który  przyczynił się w dużym stopniu do rozwoju samej stolicy. To z jego inicjatywy powstała wspomniana aleja w stylu paryskim, znajdująca się dziś na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

Oficjalne odsłonięcie nowego pomnika ma się odbyć dopiero za kilka miesięcy. Do tego czasu po obu stronach postumentu pojawią się jeszcze płaskorzeźby z brązu. Sam pomnik ma 6,5 m wysokości i jest wierną kopią oryginału.

Poniżej fotoreportaż – kończą się właśnie prace nad przymocowaniem pomnika do podstawy, zdjęcia z wtorku.

Podróż do przeszłości

Nowa atrakcja na Wzgórzu Zamkowym. W kaplicy św. Michała pod Basztą Rybacką zaczęło działać mini-kino 3D, gdzie można obejrzeć świetną animację 3D o historii Węgier. Film trwa 14 minut. W tym czasie zobaczymy m.in. budowę Mostu Łańcuchowego i kościoła Macieja, zamek z czasów króla Macieja, zajrzymy na chwilę do słynnej biblioteki Corviniany, zobaczymy oblężenie Egeru, Horthyego na białym koniu,  obrazy z rewolucji węgierskiej 1848 czy z czasów bardziej współczesnych – powstanie z 1956 r, otwarcie granicy w 1989 roku.

Film wyświetlany jest co pół godziny, codziennie między 9.00 a 18.00. Do wyboru 8 wersji językowych (niestety nie ma polskiego) – węg, ang, niem, ros, fr, hisz, wł, chin. Bilety w cenie 1400 Ft można kupić na miejscu lub przez Internet. Dla grup szkolnych bilety kosztują 600 Ft (min. 10 osób). Zorganizowane grupy turystyczne – cenę można uzgodnić wcześniej telefonicznie. Szczegóły na stronie 3D Past. Uwaga: schodząc na film, pamiętajcie że w podziemiach jest dość chłodno, warto więc włożyć dodatkową warstwę ubrania.

Poniższy zwiastun robi całkiem dobre wrażenie. To naprawdę świetny sposób na ujrzenie kształtu zamku w formie, jaką miał gdy królował na nim Maciej Korwin i tego co z niego zostało do dziś (choć oczywiście nie w oryginale :)

Mumie z Vácu

Prasa światowa i fachowe pisma naukowe piszą o ważnym odkryciu w badaniach nad gruźlicą dokonanym przez naukowców z angielskiego Uniwersytetu Warwick. W pochodzących z XVIII i XIX wieku mumiach z Vác na Węgrzech odkryto bakterie gruźlicy z czasów rzymskich.

Obecność bakterii gruźlicy stwierdzono w ośmiu mumiach, z czego w pięciu przypadkach był to więcej niż jeden szczep, a w jednym aż 3 różne szczepy tych bakterii. W czasach obecnych u zakażonych chorobą występuje zazwyczaj tylko jeden rodzaj bakterii. Każdy patogen nosił cechy genetyczne linii sięgających późnych czasów rzymskich i które do dzisiaj powodują ponad milion zachorowań rocznie w Europie i Afryce.

Skąd mumie w Vác?

W czasie remontu kościoła dominikanów w Vác (tzw. Feherek Temploma – kościół braci białych) w roku 1994 natknięto się na 265 ludzkich szczątków zmumifikowanych w sposób naturalny. Na ułożonych jedna na drugiej zdobionych drewnianych trumnach widniały nazwiska zmarłych, daty, a czasem przyczyna śmierci. Budowę kościoła rozpoczęto w 1699 roku. Należą do niego dwie krypty, w których chowano zmarłych w latach 1731-1838. Byli to głównie zamożni mieszczanie oraz dostojnicy kościelni.

Mumifikacja była możliwa dzięki stałej temperaturze 8-11 °C, utrzymującej się bez względu na warunki zewnętrzne (podobnie jak w położonych na terenie Węgier jaskiniach), ciśnieniu powietrza zbliżonemu do zewnętrznego przy łagodnym przepływie oraz optymalnej zawartości pary (choć zaskakująca była duża jej zawartość w powietrzu). Do zachowania mumii przyczyniło się również ułożenie trumien jedna na drugiej, dzięki czemu do tych położonych wyżej nie dostawała się woda. Znaczenie w procesie mumifikacji miał również materiał, z którego wykonano trumny – drewno sosnowe oraz fakt, że wokół ciał rozsypano sosnowe wióry, które absorbowały płyny ustrojowe. W 89% ciał znaleziono ślady zarażenia gruźlicą, co w 35% przypadków było bezpośrednią przyczyną śmierci.

Mumie stanowią niezwykle ważny materiał badawczy z zakresu antropologii, patologii, genetyki, stomatologii czy morfologii, dzięki któremu naukowcy mogą określić jak wyglądało życie mieszkańców tych terenów przed 200 laty, jakiego wieku dożywali, jakie choroby przechodzili, jak się odżywiali, możliwe jest odtworzenie rysów ich twarzy, stopnia pokrewieństwa. Na podstawie badań zębów stwierdzono, że ludzie ci jedli głównie ziemniaki i kukurydzę, rzadko mięso – co sprawiało że ślina stawała się kwaśna i sprzyjało rozwijaniu się próchnicy.

Ze względu na niski poziom medycyny wysoka była śmiertelność noworodków. Przeprowadzano co prawda cesarskie cięcia, jednak w większości przypadków taka interwencja kończyła się śmiercią matki. Często lekarze wykonywali operację na ciele już zmarłej kobiety, by w ten sposób uratować dziecko. W wielu przypadkach noworodki przeżywały tylko kilka dni i wtedy chowano je w oddzielnych trumnach; te które umierały bezpośrednio po porodzie były chowane w jednej trumnie razem z matką.

mumia z Vac fot.origo

W tamtych czasach tylko w niewielu przypadkach potrafiono określić przyczynę zgonu, a czasami były problemy ze stwierdzeniem samego zgonu i z tego powodu bano się pogrzebania żywcem – przykładem tego strachu może być mumia zakonnicy z wyciętym sercem. Zakonnica przejeżdżała akurat przez Vác będąc w drodze do rodzinnego miasta, kiedy dopadła ją nagła śmierć. Możliwe, że ona sama w ostatniej woli zarządziła by po śmierci wycięto jej serce. Powodem mógł być również brak możliwości zakonserwowania czy schłodzenia ciała. Wycinano wtedy samo serce, by dostarczyć je do innej odległej miejscowości – takie praktyki są w tamtych czasach dość znane (np. serce Chopina czy Piłsudskiego, choć dotyczyło to również mniej znanych osób).

Odnalezione na Węgrzech patogeny i w ogóle ciała, są niebywale cenne dla prowadzonych badań nad rozwojem i historią chorób takich jak gruźlica, mięsak Kaposiego czy AIDS.

Mięsak Kaposiego, który rozwija się u 30% chorych na AIDS, do lat 80 XX wieku, do czasu wybuchu epidemii AIDS praktycznie występował niezwykle rzadko. Został nazwany tak od nazwiska węgierskiego dermatologa Móra Kaposiego, który zdiagnozował tego guza u wędrownych handlarzy drewnem i opisał w 1872 roku. W literaturze fachowej sprzed roku 1872 nigdzie nie ma wzmianki o tej chorobie. Pojawia się zatem pytanie czy wcześniej w ogóle występowała. Można to stwierdzić tylko na podstawie zmarłych, u których tkanki skóry zachowały się w całości.

Naukowcy próbują znaleźć odpowiedź na pytanie jakie z zachodzących w organizmie mutacji powodują podatność na wirusa HIV, przeprowadzane są badania nad genem receptorów chemokin, które wiążą wirusa HIV na powierzchni komórek. W części populacji europejskiej ten gen zmutował się i ci u których występuje w zmutowanej postaci są bardziej odporni na HIV. Na Węgrzech u 10-11%, w krajach śródziemnomorskich u 5-6% ludności, natomiast w Afryce nie występuje w ogóle. Dzięki mumiom badania pozostałości genetycznych pozwolą określić czy u ludzi żyjących na Węgrzech 200 lat temu ta mutacja występowała częściej niż obecnie.

Badania mumii pod kątem gruźlicy, Węgierskie Muzeum Historii Naturalnej prowadzi wspólnie z uczelniami z Anglii i Izraela. Polegają one głównie na określeniu stopnia odporności bakterii gruźlicy na antybiotyki. Dzięki wynalezieniu penicyliny i innych antybiotyków chorobę udało się przed laty z dużą skutecznością opanować, jednak w ostatnim czasie z powodu powszechnego stosowania antybiotyków prątki gruźlicy wykazują coraz większą odporność na antybiotyki. Materiał DNA pobrany dzięki mumiom pozwoli zbadać bakterie sprzed czasów wynalezienia antybiotyków i porównać wyniki z DNA ludzi żyjących współcześnie oraz odpowiedzieć na pytanie w jakim stopniu przed wiekami ludzie byli odporni na gruźlicę. (źródło: index, Wikipedia, nhmus.hu)

28 mumii ludzkich (wśród nich 6 z Vácu) oraz 10 zwierzęcych można obejrzeć na wystawie „Świat mumii” w Węgierskim Muzeum Historii Naturalnej w Budapeszcie, która potrwa do 17 maja 2015.

100 lat temu w Budapeszcie

1 marca 1915 roku o godzinie siódmej rano Stołeczne Przedsiębiorstwo Transportu uruchomiło pierwszą w Budapeszcie i na Węgrzech linię autobusową. Autobusy kursowały po alei Andrássyego, od Aréna út (dziś ul. Dózsa György) do Vilmos császár út (dzisiejsza Bajcsy-Zsilinszky).

Na zdjęciach: pętla na Széll Kálmán tér w 1941 r., Astoria w 1941 r. oraz przystanek na Andrássy – rok 1938 (w tle widać Plac Bohaterów). Więcej o historii transportu publicznego w Budapeszcie na blogu bkvfigyelo.blog.hu

Jako uzupełnienie dorzucam jeszcze poniższe zdjęcia. Sto lat temu po Andrássy kursowały dwa autobusy jednopokładowe – jeden z napędem elektrycznym, a drugi zasilany benzyną. Oba służyły w czasie I wojny światowej do przewozu rannych. Wkrótce jednak przekazano je na powrót do transportu cywilnego.

Po kilku miesiącach dołączyły do nich kolejne dwa, tym razem piętrowe pojazdy produkcji MARTA. W związku z tym, że jeden z tych pierwszych jednopokładowych pojazdów (zasilany benzyną) nie wytrzymywał obciążenia, szybko wycofano go z ruchu i tak do 1917 roku w transporcie publicznym stolicy wykorzystywano tylko trzy autobusy (źródło: facebook.com/mienkahaz).

Zapowiedzi 26.02.2015

Mapa Węgier z miliona Lego, francuskie filmy, legenda SKA, Kadar i Gomułka, polski ambasador, mit bratanków? Szczególnie polsko-węgierski czwartek zapowiada się ciekawie.

Jeśli nie macie jeszcze pomysłu na weekend – warto wybrać się na targi turystyczne (o których wspominałam tydzień temu tu). Szczególnie ciekawe programy dla dzieci przygotowało Lego – z pomocą odwiedzających powstaje tam mapa Węgier z miliona klocków. Na mapie pojawi się 10 charakterystycznych dla Węgier atrakcji turystycznych.

27 lutego – 8 marca w Budapeszcie: Frankofón Film Napok czyli kino francuskojęzyczne w Uranii. Zobaczymy 31 filmów z 14 krajów, w tym 23 przedpremierowo z takich krajów jak Belgia, Francja, Algieria, Grecja, Rumunia, Kanada czy Szwajcaria.

Filmy będzie można zobaczyć także w innych miastach:

  • Tatabánya, 3-24 marca
  • Miskolc, 5-11 marca
  • Szombathely, 9-15 marca
  • Pécs, 12-18 marca
  • Debreczyn, 12-25 marca
  • Jászberény, 13-15 marca
  • Szeged, 13-18 marca
  • Szolnok, 13-15 marca
  • Eger, 20-21 marca

28 lutego: koncert Bad Manners (UK) w klubie Akvarium o 20.00 (koncert przeniesiony z A38) – jeden z głównych zespołów SKA, prawdziwa legenda gatunku. Z węgierskiej strony wystąpią Lions of Suberbia. Bad Manners do posłuchania tu.

dla znających jęz. angielski:

3 marca: “1989 – The Final Days of the Communist Regime in East-Central Europe” – prezentacja książki i dyskusja będą odbywać się w języku angielskim. Książka 1989 – Jesień Narodów (aut. Adam Burakowski, Aleksander Gubrynowicz, Paweł Ukielski) została wydana w Polsce w 2009, na Węgrzech w 2014 pt. 1989 – A Kommunista Diktatúra Végnapjai Közép- És Kelet-Európában. Stanowi ona wszechstronną analizę porównawczą procesu upadku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej. Zostały w niej ukazane zarówno ostatnie lata reżimu w NRD, Czechosłowacji, Bułgarii, Rumunii, na Węgrzech i w Polsce, wydarzenia roku 1989, jak i ich wpływ na późniejsze losy omawianych państw i świata.  (godz. 11.00 – MTA BTK TTI, 1014 Budapest, 53 Úri u. II. ptr, p. 224.)

dla mówiących po węgiersku:

5 marca: „Két jó barát” – o godz. 16.15 na ELTE (ELTE BTK Történeti Intézet, Szekfű Gyula Könyvtár – Múzeum körút 6-8) spotkanie z ambasadorem RP Romanem Kowalskim. Będzie mowa o stosunkach polsko-węgierskich w świetle obecnej sytuacji międzynarodowej, współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej, UE i NATO (dla zainteresowanych zamieszczam link do obszernego wywiadu, którego ambasador udzielił vs.hu po ostatniej wizycie Viktora Orbana w Polsce, a tu jeszcze wywiad dla HírTV).

Tego samego dnia, na godz. 19.00 do polskiej księgarni Gdańsk (XI dzielnica, Bartók Béla út 46) zaprasza historyk Miklós Mitrovits, gdzie już w mniej formalnej atmosferze będzie można podyskutować o polsko-węgierskich kontaktach politycznych i kulturalnych od 1956 roku do dziś. Uczestnicy spróbują odpowiedzieć na pytanie czy znane wszystkim Węgrom i Polakom powiedzenie o bratankach to mit czy rzeczywistość. Lengyel–magyar „két jó barát” – mítosz vagy valóság?.

Węgierski sposób na franki

Premier Kopacz powinna zastanowić się czy warto zadzierać z Węgrami. Jak im nadepnąć na odcisk, to potrafią wykazać się naprawdę dużą inwencją planując zemstę.

W 1925 roku wybuchł międzynarodowy skandal, gdy w Hadze zatrzymano węgierskiego oficera, który próbował wymienić w banku fałszywe pieniądze. Znaleziono przy nim walizkę pełną fałszywych franków. Wkrótce odkryto, że nie był jedynym węgierskim oficerem podróżującym z taką zwartością walizki.

Tajny węgierski projekt ruszył w 1922. Zgodnie z planem, duża ilość fałszywych pieniędzy miała osłabić gospodarkę Francji i jej rządu, a zysk z operacji miał być przeznaczony na wspieranie ruchów rewizjonistyczno-irredentystycznych. Ponieważ po wybuchu skandalu zniszczono wszelką dokumentację i obciążające dowody, nie można dziś bezspornie wskazać winnych i podać szczegółów planu. Wiadomo tylko, że ministerstwo finansów zamówiło dla Państwowych Zakładów Kartograficznych specjalne maszyny drukarskie z Niemiec, które mogły posłużyć do tego procederu.

Premier hrabia Pál Teleki o ile nie brał udziału w tym procederze to uważa się, że musiał o nim wiedzieć. To samo tyczy się kolejnego premiera Istvána Bethlena, za czasów którego akcja weszła w główną fazę i w końcu się wydała. Chociaż historycy podają, że głównym dowodem był wspomniany wyżej zakup maszyny drukarskiej czy zaangażowanie Państwowego Instytutu Kartografii, to należy pamiętać również o fakcie, że holenderscy i francuscy śledczy musieli działać praktycznie na własną rękę, a często wręcz wbrew węgierskim organom ścigania, które robiły wszystko by ukręcić sprawie łeb.

Kulminacją był wyrok sądu, w którym główny oskarżony książę Lajos Windischgraetz został skazany za popełnienie zbrodni, bo tak przecież klasyfikuje się w europejskich systemach karnych fałszowanie pieniędzy, na bagatela 4 lata pozbawienia wolności, które nie dość tego spędził w sanatorium. Łagodne wyroki sąd umotywował afektem w jakim działali sprawcy, spowodowanym… ograbieniem Węgier z ziem na mocy traktatu z Trianon.

O ile historycy węgierscy zgodnie dzisiaj przyznają, że obaj wyżej wymienieni premierzy musieli wiedzieć o akcji, to raczej nie wspominają nazwiska Horthyego, który przecież jako naczelnik państwa kontrolował wojsko. Inna sprawa, że postaci oficerów węgierskich w tej historii zachowują się jakby byli bohaterami operetki. Złapany w Hadze Jankovich zamiast zgodnie z planem przekazać fałszywki lokalnym kontaktom, nie wiedzieć czemu udał się do banku, gdzie próbował wymienić banknot tysiącfrankowy, a gdy rozpoznano fałszywkę, wszczyna awanturę, w wyniku której policja znajduje w jego bagażu resztę banknotów. Co ciekawe, kolejne partie pieniędzy zostają znalezione przy kolejnych oficerach, którzy próbują je dostarczyć. Dlaczego nikt ich nie zawrócił?

Bardzo ciekawie o motywach Węgrów pisał w stylu właściwym dla dziennikarstwa II Rzeczypospolitej łódzki dziennik Ilustrowana Republika z 1926 roku, na którego artykuł natrafiłam poszukując materiałów w tej sprawie. Co ciekawe, redakcja polskiej gazety z tamtych czasów wydawała się równie dobrze (o ile nie lepiej :) poinformowana o szczegółach afery od węgierskich historyków publikujących dzisiaj na ten temat.

Podobną metodę zastosowali w czasie II wojny światowej Niemcy. Tę fascynującą historię opowiada nagrodzony Oskarem austriacki film „Fałszerze”. Uważa się, że udało się Niemcom i pracującym dla nich fałszerzom podrobić w doskonały sposób angielskie funty sterlingi, co doprowadziło do finansowego upadku Wielkiej Brytanii po II wojnie światowej i krachu imperium. Zgodnie z fabułą Amerykanie i ich dolar mieli po prostu szczęście. Ale już wcześniej państwa stosowały takie metody rywalizując politycznie, czego przykładem było fałszowanie polskiej monety przez władców Prus w okresie poprzedzającym rozbiory – w tamtych czasach chodziło głównie o produkcję fałszywek o gorszej zawartości metalu szlachetnego od oryginału.

Poniżej zamieszczam link do archiwalnego numeru Ilustrowanej Republiki, udostępnionego w sieci przez łódzką Bibliotekę Cyfrową. Artykuł o węgierskim fałszerstwie znajdziecie na stronach 1 i 4 dziennika.

Dla znających węgierski podaję jeszcze link do artykułu historyka Balázsa Ablonczyego z pisma Múltunk nr 2008/1.