Granice granic

Z danych Eurostatu na rok 2014 wynika, że Węgry znalazły się na 5 miejscu wśród krajów z największą liczbą wniosków o azyl (Niemcy 203 tys., Szwecja 81 tys., Włochy 65 tys., Francja 64 tys., Węgry 43 tys.). W tym roku, tylko do końca maja do węgierskiego Urzędu ds. Imigracji wpłynęło ponad 50 tys. wniosków. Jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę mieszkańców, zeszłoroczne dane dają Węgrom drugie miejsce z 4330 wniosków na milion mieszkańców, po Szwecji – z 8415 wniosków na milion mieszkańców. Realne możliwości węgierskiego systemu to utrzymywanie 2500-3000 uchodźców i pod koniec 2014 roku tyle na stałe przebywało na Węgrzech (niecałe 3000 osób); od tego czasu ich liczba niewiele wzrosła. Znaczna część kosztów utrzymania azylantów pokrywana jest ze środków unijnych.

Dane Frontex – wspólnego unijnego systemu ochrony granic – wskazują, że najwięcej przypadków nielegalnego przekroczenia granicy ma miejsce na południowej granicy węgierskiej. W ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku na Węgrzech odnotowano łącznie 50 tys. 430 takich przypadków, w Grecji 48 tys., we Włoszech 47 tys. O ile fala imigrantów z Kosowa spadła z kilku tysięcy w pierwszych miesiącach roku do 200 osób, to obecnie obserwuje się wzmożony napływ obywateli Afganistanu, Syrii i Iraku – w marcu 5 tys., w maju już 10 tys. wg. węgierskiego Urzędu Imigracyjnego. (index.hu)

Pamiętacie zeszłoroczną sprawę narodowych konsultacji dotyczących opodatkowania Internetu? Rząd w końcu wycofał się z tego pomysłu, po tym jak przez kraj przetoczyły się manifestacje niezadowolonych obywateli. Nie ulega wątpliwości, że podobnie jak wtedy, afera z rządowymi plakatami antyimigranckimi nie przynosi władzy popularności. Do tej pory przyniosła głównie falę krytyki, podejrzeń o korupcyjne tło samej kampanii, ale i poczucie zażenowania u zwykłych ludzi. W takim tonie wypowiadają się moi znajomi, niezależnie od wyznawanej opcji politycznej, ale i nieznajomi podsłuchani na ulicy – na Węgrzech od dwóch tygodni był to główny temat rozmów, ponoć nawet policjanci skierowani do pilnowania plakatów przed niszczycielskimi aktywistami wykonują to zadanie niechętnie, a i w samych szeregach Fideszu pojawiło się mnóstwo głosów przeciwnych billboardom. Organizacje opozycyjne połączyło, choć nie zjednoczyło, prowadzenie walki z tym kuriozum (oczywiście nie mogło obejść się bez podejrzeń o sterowane z zewnątrz działania wrogich sił mające na celu jak zwykle destabilizację kraju).

Trzy hasła powtarzające się na plakatach głoszą: Jeśli przybywasz na Węgry, nie możesz zabierać Węgrom pracy. Jeśli przybywasz na Węgry, musisz przestrzegać naszego prawa. Jeśli przybywasz na Węgry, musisz szanować naszą kulturę.

Kontestatorska Partia Psa o Dwóch Ogonach w ciągu kilku dni zebrała ok. 10 mln Ft na antyplakaty. Jeden z nich o treści: Jeśli jesteś premierem Węgier, musisz przestrzegać naszego prawa ma stanąć w Felcsut, rodzinnej wiosce Orbana. Inne propozycje: Przepraszamy za naszego premiera czy Witajcie na Węgrzech mają pojawić się na ulicach już za parę dni. Inna partia zajęła się niszczeniem i zamalowywaniem rządowych billboardów. Na takie dwa natknęłam się w okolicach stacji metra Hatar ut – po usunięciu części tekstu, napisy głoszą: Jeśli przyjeżdżasz na Węgry to kul (cool) i Jeśli przybywasz na Węgry, będziesz utrzymywał naszych staruszków.

Co ciekawe, jeżdżąc trochę po sennych przedmieściach miasta zaobserwowałam, że w przeciwieństwie do głównych szlaków komunikacyjnych, nawet tych nieco oddalonych od centrum, na suburbiach rządowe billboardy mają się dobrze. Czyżby aktywiści tam nie docierali? A może w ramach plakatowej wojny, siły rządowe zdążyły w miejsce zniszczonych nalepić nowe? Znajomi twierdzą, że spotkali się z takimi przypadkami, ale podkreślali, że nowe plakaty zaraz były zamalowane. Nie wiem, jak jest na dalszej prowincji.

Oczywiście nie mogło zabraknąć wszelkiego rodzaju memów i odwołania do klasyków absurdu, np. Monty Pythona, przekazywanych sobie przez internautów. Ktoś przywołał fragment z Żywotu Briana i przepisywany za karę tekst „Rzymianie idźcie do domu”.  

Sprawa plakatów nie miała szans okrzepnąć lub też nabrać tempa, w zależności od tego jaka będzie kontrakcja opozycji, gdy wybuchła kolejna „bomba” w imigranckim show na Węgrzech – w ramach uszczelniania granicy rząd postanowił o budowie wysokiego na 4 m płotu o długości 175 km, który ma stanąć na granicy węgiersko-serbskiej, by powstrzymać falę nielegalnej imigracji w tym miejscu. O ile plakaty wzbudziły niechęć u większości społeczeństwa, to wydaje się, że konieczność uszczelnienia granicy znajduje u Węgrów zrozumienie i ten temat traktowany jest jako racjonalne posunięcie rządu. Opozycyjna a także zagraniczna prasa trąbi o żelaznej kurtynie, stawianiu muru w środku Europy, itd. W podobnym tonie zareagowały władze Serbii, z którymi Węgrzy niczego o dziwo do tej pory w tej kwestii nie ustalali. Premier Serbii ma przybyć do Budapesztu 1 lipca, dziwi więc że decyzja została podjęta jednostronnie 2 tyg. przed planowanym spotkaniem, które teraz niewątpliwie nie będzie spotkaniem dwóch strategicznych partnerów, po tym jak pojawiły się słowa szefa rządu serbskiego, który użył porównania do kolczastego drutu przypominającego Auschwitz. Nawet najtężsi analitycy gubią się w domysłach, spekulacjach dotyczących gry rozgrywanej ostatnio w regionie przez nie tyle ponoć Węgry czy Serbię, ale Unię Europejską z Rosją. Co chce teraz zamanifestować Orban?

Ostentacyjny sposób w jaki rząd komunikuje swój stosunek do sprawy imigracji od początku budził zdziwienie. Bo przecież można byłoby spokojnie robić swoje i lepiej pilnować granicy, nie narażając się na krytykę ze strony Unii i zachodniej prasy, o czym pisałam już wcześniej. Ale nawet teraz skala międzynarodowego oburzenia jest nieadekwatna do działań Węgrów. Z początku pojawiły się nawet w największych mediach informacje, że oto Węgrzy zamykają granicę! Błąd dziennikarzy niechętnych Orbanowi? Nie, tak sprawę ujął minister spraw zagranicznych Szijjarto i dopiero później doprecyzowano, że chodzi nie o jej zamknięcie, ale po prostu o uszczelnienie, likwidację zielonej granicy. Lawina ruszyła i trudno się teraz przebić z argumentem, że takie zabezpieczenia i ogrodzenia funkcjonują przecież w wielu miejscach, nie tylko na granicy USA-Meksyk czy w Izraelu, ale również w Europie. Czy ograniczenie napływu nielegalnych imigrantów jest złe?

Główny problem to brak rozróżnienia dla uchodźców i imigrantów socjalnych. Politycy mówią o tym, że po prostu się nie da ich oddzielić. Sama się nad tym zastanawiałam i naszła mnie taka myśl. Osoby udające się do Mekki muszą być muzułmanami i na wspaniałych saudyjskich autostradach pod drogowskazami wskazującymi drogę znajdują się równie wielkie dopiski, że to droga tylko dla wyznawców islamu. Może właśnie ich należy spytać jak potrafią rozpoznać niewiernych? Ale tak już bardziej na poważnie, to mnie dziwi, że islamscy emigranci z Nigerii, Somalii czy Erytrei są gotowi zaryzykować życie, aby dostać się przez pustynie i morza do socjalnej Europy, zamiast wybrać względnie bliskie kraje Zatoki Arabskiej z ich olbrzymim bogactwem. Dlaczego nie chcą budować zasobnych Chin? Rozwijać Singapuru? Osiąść w Turcji? Mówią, że chcą europejskich standardów, których sami nie są w stanie sobie zapewnić w swoich państwach? Dlaczego jednak wszelkie próby pomocy na miejscu spotkały się z ich sprzeciwem i zarzutami o szerzenie przez Europejczyków kolonializmu? Męczy mnie już nieco wysłuchiwanie pochwał pod adresem Putina i Rosji głoszonych przez pobliskiego sprzedawcę kebabów pochodzącego z Syrii, który jednak nie zamierza w najbliższym czasie przenieść się z Budapesztu do Moskwy.

Może czas na wskazanie innych bogatych portów? Saudyjczycy powinni podzielić się nieco swym bogactwem ze swoimi braćmi, którzy niewątpliwie chętnie tam przyjadą skuszeni internetowymi popisami złotej młodzieży. Ponadto, jeśli wszyscy, którzy chcą zmian wyjadą do Europy, to kto zmieni ich własne kraje na lepsze?

Premier Orban już rok temu słusznie wskazał, że przyszłość jest w demokracjach nieliberalnych i zdecydowanie tam powinni kierować się wszyscy imigranci. Z drugiej jednak strony, jeśli Węgry osiągnęły ten poziom rozwoju to premier nie może mieć pretensji, że imigranci ciągną na Węgry, a stara demokratyczna Europa prosi Węgrów o pomoc i podzielenie się swoim sukcesem z imigrantami.

Reklama

Zapowiedzi 26.02.2015

Mapa Węgier z miliona Lego, francuskie filmy, legenda SKA, Kadar i Gomułka, polski ambasador, mit bratanków? Szczególnie polsko-węgierski czwartek zapowiada się ciekawie.

Jeśli nie macie jeszcze pomysłu na weekend – warto wybrać się na targi turystyczne (o których wspominałam tydzień temu tu). Szczególnie ciekawe programy dla dzieci przygotowało Lego – z pomocą odwiedzających powstaje tam mapa Węgier z miliona klocków. Na mapie pojawi się 10 charakterystycznych dla Węgier atrakcji turystycznych.

27 lutego – 8 marca w Budapeszcie: Frankofón Film Napok czyli kino francuskojęzyczne w Uranii. Zobaczymy 31 filmów z 14 krajów, w tym 23 przedpremierowo z takich krajów jak Belgia, Francja, Algieria, Grecja, Rumunia, Kanada czy Szwajcaria.

Filmy będzie można zobaczyć także w innych miastach:

  • Tatabánya, 3-24 marca
  • Miskolc, 5-11 marca
  • Szombathely, 9-15 marca
  • Pécs, 12-18 marca
  • Debreczyn, 12-25 marca
  • Jászberény, 13-15 marca
  • Szeged, 13-18 marca
  • Szolnok, 13-15 marca
  • Eger, 20-21 marca

28 lutego: koncert Bad Manners (UK) w klubie Akvarium o 20.00 (koncert przeniesiony z A38) – jeden z głównych zespołów SKA, prawdziwa legenda gatunku. Z węgierskiej strony wystąpią Lions of Suberbia. Bad Manners do posłuchania tu.

dla znających jęz. angielski:

3 marca: “1989 – The Final Days of the Communist Regime in East-Central Europe” – prezentacja książki i dyskusja będą odbywać się w języku angielskim. Książka 1989 – Jesień Narodów (aut. Adam Burakowski, Aleksander Gubrynowicz, Paweł Ukielski) została wydana w Polsce w 2009, na Węgrzech w 2014 pt. 1989 – A Kommunista Diktatúra Végnapjai Közép- És Kelet-Európában. Stanowi ona wszechstronną analizę porównawczą procesu upadku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej. Zostały w niej ukazane zarówno ostatnie lata reżimu w NRD, Czechosłowacji, Bułgarii, Rumunii, na Węgrzech i w Polsce, wydarzenia roku 1989, jak i ich wpływ na późniejsze losy omawianych państw i świata.  (godz. 11.00 – MTA BTK TTI, 1014 Budapest, 53 Úri u. II. ptr, p. 224.)

dla mówiących po węgiersku:

5 marca: „Két jó barát” – o godz. 16.15 na ELTE (ELTE BTK Történeti Intézet, Szekfű Gyula Könyvtár – Múzeum körút 6-8) spotkanie z ambasadorem RP Romanem Kowalskim. Będzie mowa o stosunkach polsko-węgierskich w świetle obecnej sytuacji międzynarodowej, współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej, UE i NATO (dla zainteresowanych zamieszczam link do obszernego wywiadu, którego ambasador udzielił vs.hu po ostatniej wizycie Viktora Orbana w Polsce, a tu jeszcze wywiad dla HírTV).

Tego samego dnia, na godz. 19.00 do polskiej księgarni Gdańsk (XI dzielnica, Bartók Béla út 46) zaprasza historyk Miklós Mitrovits, gdzie już w mniej formalnej atmosferze będzie można podyskutować o polsko-węgierskich kontaktach politycznych i kulturalnych od 1956 roku do dziś. Uczestnicy spróbują odpowiedzieć na pytanie czy znane wszystkim Węgrom i Polakom powiedzenie o bratankach to mit czy rzeczywistość. Lengyel–magyar „két jó barát” – mítosz vagy valóság?.

Putin w mieście

Czerwone metro nie zatrzymuje się na stacji Kossuth ter, zamknięte ulice wokół Parlamentu, wczesnym popołudniem zamknięte ulice w okolicach Placu Bohaterów i cmentarza Kerepesi (Fiumei sírkert), od 16.00 okolice pałacu prezydenckiego (Sandor Palota) na Wzgórzu Zamkowym. Od południa do 21.00 należy liczyć się z utrudnieniami na drodze dojazdowej na lotnisko, na samym lotnisku, mostach Elżbiety, Łańcuchowym, Małgorzaty oraz na niektórych odcinkach nabrzeża Dunaju, na obwodnicy M0, na dojazdowych odcinkach M3 i M5, utrudnienia w okolicach Szechenyi ter, na Ulloi ut, Andrassy ut, Bajcsy-Zsilinszky, Vaci ut. Utrudnienia wystąpią dziś w dzielnicach: I., II., V., VI., VII., VIII., IX., XI., XIII., XIV., XV., XX., XXII., XXIII, więcej szczegółów na stronie policji.

Samolot z pancerną limuzyną wylądował już wczoraj, w mieście na trasie przejazdu Putina przyspawano włazy do studzienek kanalizacyjnych w obawie przed atakiem terrorystycznym, a tymczasem w oczekiwaniu na gościa portal hvg proponuje sprawdzić czytelnikom swoją wiedzę o Rosji prostym testem (j. ang).

Program wizyty: Putin ląduje o 14.00, na początek wieńce na Placu Bohaterów, o 15.00 cmentarz Fiumei uti sirkert i wieńce na parceli żołnierzy radzieckich. Tu warto wspomnieć, że w latach 2012-14 miejsce to zostało odnowione dzięki zabiegom i pieniądzom rosyjskiego miliardera przy pomocy rządów Rosji i Węgier – oprócz odnowionych grobów żołnierzy poległych w 1944-45, na miejsce wróciły odnowione obeliski z czerwoną gwiazdą upamiętniające tych którzy zginęli tłumiąc węgierskie powstanie w 56 (napis na pomniku poniżej głosi, że zginęli bohaterską śmiercią w 1956 w walce z kontrrewolucją skierowaną przeciwko WRL i władzy ludowej).

16.45 podpisanie porozumień z Orbanem, 17.00 – wspólna konferencja prasowa (wcześniej o 16.00 przed ambasadą rosyjską ma się odbyć manifestacja poparcia dla Putina. Z kolei wczoraj wieczorem od dworca Keleti do Nyugati przez miasto przemaszerowali jego przeciwnicy). O 18.30 – spotkanie z prezydentem Aderem.

HVG podaje, że jednym z celów Putina może być umowa na odbudowę 3 linii metra oraz wykup przez państwo węgierskie Sbierbanku. Pozostałe punkty to gaz, sankcje ze szczególnym uwzględnieniem uchylenia ich wobec produktów rolnych z Węgier i elektrownia atomowa w Paks. Sprawa udziału Rosjan w odbudowie 3 linii metra jest o tyle dyskusyjna, że BKK samo się chwali na swej stronie, że projekt ten będzie w znacznej części realizowany ze środków Unii Europejskiej. W czasie wizyty omawiane będą również kwestie dotyczące współpracy regionalnej, szkolnictwa wyższego, służby zdrowia. (za index.hu)

Czyim aniołem stróżem jest Angela?

Wizyta Merkel wyczekiwana była na Węgrzech z ogromnym zainteresowaniem, które przebić może tylko kolejny polityczny celebryta, przybywający tym razem ze Wschodu. Prasa śledziła niemal każdy krok kanclerz, spekulowano na temat wina jakie zostanie wybrane do obiadu i samego menu. Dziennikarzom nie umknął szarmancki gest Orbana „całuję rączki”, a tuziny komentujących ekspertów wypowiadały się na temat jego niezgodności z protokołem dyplomatycznym. Oceniany był nawet strój niemieckiej polityk, która akurat w tej kwestii wybrała wygodę i praktyczność posuniętą do granic dobrego smaku, czym chyba rozczarowała niektórych komentujących. Jeden z moich znajomych określił ją wręcz jako, cytuję: „brzydką babę z bazaru”.

Z istotniejszych punktów programu, oprócz rozmowy z Orbanem – o czym za chwilę – kanclerz Niemiec spotkała się z prezydentem Aderem z którym jak się zdaje w dość miłym nastroju podziwiała panoramę Budapesztu (czyżby wspomnienia z dawnych wakacji?), przedstawicielami gminy żydowskiej, odwiedziła niemieckojęzyczny uniwersytet Andrassyego. Na trasie jej przejazdu co jakiś czas pojawiały się transparenty z hasłami: Chcemy do Europy, wybaw nas od złego (przywódcy), itp. W godzinach porannych pisano o demonstracji mającej się odbyć przed siedzibą radia, a którą w ostatniej chwili odwołano na wniosek antyterrorystów i przeniesiono w inne miejsce. Kilka antyrządowych demonstracji (choć nie były one zbyt liczne) odbyło się też w dniu poprzedzającym wizytę. Można było odnieść wrażenie, że wielu  z demonstrantów modliło się do Angeli jak do anioła stróża, ale jak się okazało, jeśli ona jest czyimś stróżem to w pierwszej kolejności niemieckich interesów i utożsamianych z tymi interesami interesów europejskich.

Podsumowaniem spotkania politycy podzielili się z dziennikarzami na konferencji prasowej, zapewniając jak ważnymi partnerami gospodarczymi i politycznymi są dla siebie oba kraje, jak bardzo im zależy szybkim pokojowym rozwiązaniu konfliktu na Ukrainie. Kwestie, w których mają odmienne stanowiska, a które bardzo interesowały opinię publiczną, jak np. stosunki z Rosją i ograniczanie wolności działania organizacji pozarządowych i prasy jak to ujęła Merkel  wymagają głębszego przeanalizowania.

Małym zgrzytem na zakończenie konferencji prasowej była próba wyłuszczenia przez Orbana kwestii nieliberalnej demokracji. Wyraz twarzy Merkel jednoznacznie wyrażał jej opinię na ten temat, choć żadne słowa nie padły.

Rozczarowani mogą się zatem poczuć ci, którzy liczyli na jakąś ostrzejszą reprymendę z ust pani kanclerz, okazało się bowiem że głównym celem podróży Merkel nie była krytyka poczynań węgierskiego rządu (okazję ku temu pewnie mogłaby znaleźć jeszcze nie raz na innym forum) – odpowiedzi na pytania o sporne tematy i kontrowersyjne posunięcia rządu Merkel formułowała w sposób dość dyplomatyczny.

Wielu komentatorów dostrzegło jednak, że w tej wizycie chodziło naprawdę o kontrakty dla niemieckiego przemysłu, a kontrakty te są ciekawe nie tylko z uwagi na gospodarcze relacje między Węgrami i Niemcami.

Już przed wizytą kanclerz, próbowano wysondować dyrektora niemiecko-węgierskiej Izby Przemysłowo-Handlowej Gabriela A. Brennauera, jakie ważne dla gospodarki tematy będą poruszane w czasie wizyty. „Cieszymy się z wizyty pani kanclerz, która mamy nadzieję wzmocni istniejące między dwoma krajami dobre stosunki (które są i tak tradycyjnie dobre) i da impuls do skutecznego rozwiązania wspólnych wyzwań stojących przed nami” – po takich wypowiedziach wróżę panu dyrektorowi wielki sukces w dyplomacji, bo posiadł umiejętność mówienia tak aby nic nie powiedzieć.

Tak więc worek z prezentami rozwiązany został dopiero przez Angelę w roli Św. Mikołaja.

Umowa dotycząca zakupu śmigłowców dla wojska i służb przypadnie niemiecko-francuskiemu Airbusowi. To sygnał dla Amerykanów, że złe stosunki z Budapesztem mogą ich zaboleć, a jednocześnie kolejny krok, po którym Węgry związują się militarnie z Europą (należy pamiętać, że podczas gdy Polska wybrała amerykańskie myśliwce F-16, to Węgrzy zdecydowali się na szwedzkie Gripeny).

Wisienką na torcie jest jednak kontrakt dla koncernu Siemensa, który będzie dostawcą elektronicznych systemów kontroli i zabezpieczenia dla budowanej przez rosyjski Rosatom elektrowni w Paks. Co ciekawe finansowany miałby być ten kontrakt z pożyczki jakiej na budowę Paks 2 mają udzielić Rosjanie. Z jednej strony to z punktu widzenia technologii dość rozsądny wybór (Niemcy, którzy w spadku po NRD przejęli elektrownie atomowe budowane w technologii radzieckiej/rosyjskiej siłą rzeczy musieli wypracować rozwiązania poprawiające w nich bezpieczeństwo). Z drugiej jednak strony przypomina to nieco dzielenie skóry na niedźwiedziu, bo wobec niestabilnej sytuacji na Ukrainie udział Rosjan w tej inwestycji już od jakiegoś czasu wydaje się pozostawać pod znakiem zapytania. Czyżby był więc to sygnał, że Niemcy mogą w ostateczności przejąć całą inwestycję?

W oparach skandalu pozostaje jednak trzeci prezent. Kontrakty związane z branżą motoryzacyjną to sygnał, że obecna współpraca na tym polu układa się dobrze i można ją bez przeszkód kontynuować. Do już istniejących fabryk Opla, Audi, Mercedesa miało dołączyć BMW a Mercedes miał rozszerzyć swoją działalność o nowe inwestycje. I taka wiadomość poszła w świat, powtórzyły ją też polskie media. Tymczasem okazało się, że szefowie tych dwóch koncernów nic o swoich nowych inwestycjach na Węgrzech nie wiedzą, a przedstawiciele rządu nabrali wody w usta (BMW nie planuje żadnej fabryki na Węgrzech, a Mercedes co prawda nie wykluczył rozszerzenia istniejącego w Kecskemet zakładu, ale żadnej decyzji do tej pory nie podjęto). Niektóre media spekulują, ze winny jest Janos Lazar odpowiedzialny za komunikację, ale ponieważ jak do teflonu nic do niego nie przywiera, pozwala sobie na zachowanie milczenia w tej sprawie.

Były też rózgi, ale raczej takie symboliczne. System elektronicznego śledzenia przewozu towarów (EKÁER), który pozwala węgierskim służbom podatkowym na zwalczanie nieprawidłowości dotyczących fikcyjnego obrotu towarem, nie wzbudził entuzjazmu niemieckich przedsiębiorców, do tego stopnia, że udało się im to przedstawić w trakcie oficjalnej wizyty przedstawiciela Niemiec. Dziwi mnie, że Niemcy oprotestowali rozwiązania nie tylko nie godzące w prawo UE, ale wręcz zgodne z nim. Jednocześnie nie słychać było, aby przedstawicielka Niemiec zaprotestowała w sprawie np. rozwiązań dotyczących sieci handlowych. W końcu dotkną one nie tylko Tesco i Auchan, ale również niemieckiego Lidla i Aldi. A może jednak nie… ?Oto urok rozmów w cztery oczy :)

Zdecydowane słowa o nieudzieleniu pomocy wojskowej dla Ukrainy, jakie padły w Budapeszcie z ust kanclerz Merkel, wraz ogłoszonymi wspólnymi projektami gospodarczymi sprawiają wrażenie, że wizyta prezydenta Rosji w Budapeszcie będzie w ewidentnym związku z wizytą kanclerz Niemiec, tak jak to sobie węgierscy politycy zamarzyli. Może się jednak okazać, że to wszystko cena, jaką zapłacą Niemcy za przeciągniecie Węgier z powrotem na stronę Europy. I choć pojawiły się zarzuty, że Merkel nie była zbyt wyrazista to moim zdaniem kij, jakim potraktowała pomysł nieliberalnej demokracji wraz z marchewką reprezentowanego przez nią niemieckiego przemysłu jest wyrazem rzadko spotykanej w Europie konsekwencji. Niemieckie media donosiły po wizycie o poprawnych stosunkach niemiecko-węgierskich, z drugiej strony przyrównując jednak Orbana do kameleona. W Budapeszcie jak widać znowu króluje „hintapolitika” czyli polityka huśtawkowa, jak określano politykę Węgier z czasów II wojny światowej, polegająca na ciągłym balansowaniu miedzy wszystkimi stronami konfliktu. Czy nadal się będzie ona rozwijać, okaże się 17 lutego, podczas wizyty Putina.