Fałszywe koncerty dla hipsterów to jak widać nie tylko specjalność rodziny Gallagherów z Chicago (z serialu Shameless). Ostatnio okazało się, że Budapeszt rozgrzała wiadomość o koncercie punkowej legendy z Francji, Manu Chao. Koncert miał być darmowy i w dość nietypowym miejscu – niewielkiej undergroundowej knajpie w VIII dzielnicy o nazwie Bocian (Gólya). Oczywiście wiadomość zaistniała dzięki fb i w końcu około 5 tysięcy osób chciało obejrzeć muzyka na żywo, podczas jak to określono „partyzanckiego” koncertu, co miało tłumaczyć fakt organizacji takiego koncertu w tak nietypowym miejscu.
W skandal zamienił całą sprawę fakt, że wiadomość powielił portal internetowy vs.hu podając, że nie jest to żart primaaprilisowy mimo daty wyznaczonej na 1 kwietnia. A jednak… właściciele klubu w końcu zdecydowanie zaprzeczyli, aby organizowali koncert tego wykonawcy. Portal vs.hu tłumaczył, że oni również byli podejrzliwi zanim opublikowali te doniesienia, ale ich informacje miał jakoby potwierdzić manager klubu Gólya, twierdząc, że Manu Chao znany jest z takich jak to określił partyzanckich działań, szczególnie gdy te mają na celu wspieranie miejsc i akcji o lewicowym charakterze.
Dziś przedstawiciele klubu przyznają, że od początku robili to jako żart primaaprilisowy i przepraszają wszystkich, którzy uwierzyli. Z drugiej strony jednak tłumaczą się, że przecież partyzancki koncert nie byłby zapowiadany wcześniej, a data 1 kwietnia powinna wszystko wyjaśnić (zapominając o tym, że dziennikarze VS upewniali się co do tego u ich managera). A w ogóle to cieszy ich, że tak wiele osób wyobraziło sobie, że taki koncert byłby możliwy w ich knajpie. Oczywiście cała sprawa to świetna reklama dla lokalu. Szkoda tylko, że zapomnieli, że takie żarty robi się 1 kwietnia a nie już tydzień wcześniej. Mnie ich żart skojarzył się z poziomem znanym z żartów jakie robią sobie czasem studenci w czasie otrzęsin, które po węgiersku nazywają się gólyabál czyli nomen omen bocianim balem.
Jeżeli okaże się, że jednak zagra… trzeba będzie zrobić update :)