W ostatnią niedzielę wybrałam się obejrzeć odnowiony Várkert Bazár. Uroczyste otwarcie a raczej zakończenie pierwszego etapu prac odbyło się 3 kwietnia w asyście przedstawicieli rządu z premierem na czele. Otwarcie nastąpiło bezpośrednio przed wyborami i obiekt udostępniono zwiedzającym (uwaga!) tylko na 3 dni, po czym znów go zamknięto by kontynuować prace. Rekonstrukcja całości ma się zakończyć 28 sierpnia (ale obiekt zostanie udostępniony prawdopodobnie dopiero pod koniec września). Drugi etap prac obejmie centrum konferencyjne znajdujące się pod ziemią, podziemny garaż na 300 miejsc, wielofunkcyjny plac widowiskowy oraz odtworzenie zamkowych ogrodów królewskich. W budynkach Bazaru mieścić się będą muzea, odbywać wystawy a na dziedzińcu znajdującego się od strony północnej domu – koncerty. Zostanie przywrócona pierwotna funkcja Bazaru, dla odwiedzających powstaną sklepy, kawiarnie, restauracje, wypięknieje ul. Lánchíd, przed Bazarem pojawi się przystanek tramwajowy oraz przystań dla statków.
W weekend można było zobaczyć efekty dotychczasowych prac, choć ogólnego wrażenia, że znajdujemy się wciąż na placu budowy nie byli w stanie zatrzeć nawet świetnie przygotowani przewodnicy grup, występujący ponadto w strojach z epoki powstania Bazaru. Zainteresowanie publiczności było ogromne. Jak podaje oficjalna strona Bazaru, w dniach 3-6 kwietnia doliczono się ponad 50 tys. odwiedzających. Oprócz ciągnącego się wzdłuż Dunaju kompleksu budynków, w Pałacu Południowym można było obejrzeć trzy wystawy dotyczące: przebiegu rekonstrukcji Bazaru, pozostałych dzieł Ybla oraz archeologiczną z wykopalisk prowadzonych na terenie Ogrodów Przyzamkowych (wystawy wciąż są czynne). Interesująca była też kompozycja z kartek zaprojektowanych na obchody roku Ybla.
Co zrobiono do tej pory? Odnowiono schody Elżbiety i rząd budynków od strony Dunaju wybudowanych przez Ybla w stylu neorenesansowym. Uwagę przyciągają posągi czterech pór roku, lwy strzegące wejścia, Gloriette. Konserwatorzy zabytków wykonali naprawdę świetną pracę biorąc pod uwagę stan sprzed rekonstrukcji. Miejsce przestało wreszcie straszyć turystów i mieszkańców miasta swoim wyglądem. Przez lata było opuszczone, niszczejące i stanowiło naprawdę smutny widok. Za każdym razem kiedy byłam w okolicy, zastanawiałam się jak można dopuścić by zabytek, w dodatku będący częścią światowego dziedzictwa UNESCO, znajdujący się w miejscu tak reprezentacyjnym (w bezpośrednim sąsiedztwie Zamku Królewskiego) przedstawiał widok tak opłakany. Raz weszłam nawet do środka, ale ślady pozostawione przez koczujących bezdomnych i narkomanów, walające się wokół porzucone strzykawki i butelki po palince, osypujące się kawałki murów, wszechobecny fetor, nie zachęcały do kolejnych odwiedzin. Później, na następnych parę lat wejście zabito dechami i dalej nic się tam nie działo.
Cofnijmy się do czasów świetności Bazaru i prześledźmy jego ciekawą historię. Zespół budynków powstał w latach 1875-1883 wg. planów Miklósa Ybla z przeznaczeniem na cele handlowe i kulturalne, miał też oddzielać nabrzeże Dunaju od ogrodów królewskich. Pod arkadami znajdowały się stoiska, sklepy, kawiarnie, a odchodzące w obie strony rampy i tarasy służyły spacerom i podziwianiu roztaczających się stąd widoków. Miejsce w swoim zamyśle miało konkurować z nabrzeżem peszteńskim. Po I wojnie światowej z powodu braku odwiedzających sklepy upadły. W czasie II wojny światowej obiekt został uszkodzony, jednak zdołano go szybko odbudować. W 1961 roku urządzono tu Park Młodzieży (Budai Ifjúsági Park, w skrócie Ifipark), który był popularnym miejscem spotkań młodych ludzi, potańcówek, licznych koncertów. Widziałam kiedyś w węgierskiej TV materiał o tamtych czasach. Wynikało z niego, że władze zorganizowały tę przestrzeń dla młodych ludzi, chcąc zachować nad nimi swoistą kontrolę, co ułatwiało zgromadzenie ich w jednym miejscu.
Jednak ludzie, którzy tu spędzili swoją młodość nie doszukują się drugiego dna. W grupie, z którą zwiedzałam Bazar podsłuchałam rozmowę pewnego małżeństwa, które z rozrzewnieniem wspominało czasy Parku Młodzieży i wspólnego randkowania. Zresztą takich sentymentalnych głosów w stylu: o, tutaj tańczyliśmy, bawiliśmy się X lat temu było więcej. Rano, wychodząc z domu spotkałam moich sąsiadów, którzy na wieść, że wybieram się obejrzeć Bazar, od razu nawiązali do swoich przeżyć z czasów Parku Młodzieży i zgodzili się nawet opowiedzieć o nich czytelnikom bloga. W wolnej chwili przepytam ich zatem i umieszczę rozmowę w którymś z kolejnych postów.
Wróćmy jednak do historii. W roku 1980 obiekt został okresowo zamknięty, gdyż w czasie jednego z koncertów zawalił się fragment kamiennej balustrady przy schodach prowadzących do środka. Ostatni koncert odbył się w 1984 roku po czym miejsce zostało ostatecznie zamknięte. W 1987 roku umieszczono je na liście światowego dziedzictwa UNESCO. A w 1996 roku trafiło na listę 100 najbardziej zagrożonych zabytków świata. Planowano przywrócić je do stanu z czasów świetności przy pomocy prywatnego kapitału. Po wielu bezowocnych przetargach, w roku 2001 pewna kanadyjska firma podjęła się odbudowy. Kiedy jednak nie wywiązała się z umowy, w 2005 roku ogłoszono że rekonstrukcja Bazaru została uznana za zadanie należące do państwa węgierskiego. W 2010 roku Urząd Ochrony Dziedzictwa Kulturalnego z powodu zatrważającego stanu budynku nałożył karę na agencję zarządzającą majątkiem narodowym. Pod koniec roku 2011 rząd podjął decyzję o rekonstrukcji, która została uznana teraz za nadrzędną inwestycję. Prace rozpoczęły się na początku roku 2013.
Jeszcze jedna rzecz przy okazji Bazaru. Zrobiłam zdjęcie rzeźby Matki Boskiej z Dzieciątkiem, patrzącej na miasto ze Wzgórza Zamkowego od strony południowej, u szczytu schodów nad Bazarem Ybla. Co prawda rzeźba pojawiła się tam już kilka miesięcy temu, ale może nie wszyscy odwiedzający Budapeszt, czy nawet mieszkający w mieście ją dostrzegli. Wykonana z brązu figura, bardzo prosta, nawiązująca do stylu bizantyjskiego, choć ma 4m wysokości, nie jest najlepiej widoczna od strony Pesztu. Z daleka nie bardzo wiadomo co przedstawia. Została umieszczona tam z inicjatywy fundacji Immaculata, która zorganizowała zbiórkę pieniędzy i uzyskała zgodę samorządu dzielnicy zamkowej. Autorem rzeźby jest László Mátyássy. Matka Boska – patronka, opiekunka Węgier, pod której opiekę powierzył swój kraj już pierwszy król węgierski, Św. Stefan, wg. legendy pomogła w odzyskaniu zamku z rąk tureckich.
W stronę figury prowadzą ruchome schody, ale można się nimi przemieszczać tylko w jednym kierunku więc musiałabym zakończyć spacer z drugiej strony wzgórza, a przed wejściem na dole zostawiłam rower. Swoją drogą ten rdzawy dach przykrywający ruchome schody zupełnie mi tutaj nie pasuje. Może się nie znam, ale wygląda to okropnie.
Miejmy nadzieję, że we wrześniu będziemy mogli obejrzeć Bazar i Ogrody Królewskie w pełnej krasie i wzbogacić poniższą galerię o kolejne zdjęcia.
Super artykuł! Mnie też przez lata serce bolało gdy oglądałem te największa melinę Budapesztu, a codziennie ja mijałem bo ścieżka rowerowa przebiega tuż obok.
Zdecydowanie zgadzam się z tobą w sprawie tego dach nad schodami ruchomymi.
Niestety chyba mam dla ciebie zła wiadomość – wygląda, ze jest to kolejny przykład cortenowej zarazy zalewającej Budapeszt.
Corten to rodzaj stali wymyślonej przed wojna w USA. Paradoksalnie nazwa wywodzi się od „corrosion resistant” czyli … odporny na korozje. I tak jest rzeczywiście, bo to co wydaje się być rdza to w istocie cienka rdzawa powłoka chroniąca stal. Dla inżynierów ważna jest duża wytrzymałość tej stali i jej odporność na naprężenia. Zwolennicy cortenu uważają go za idealny materiał do użycia w projektach łączących stare z nowoczesnym.
I rzeczywiście jeśli ma to być tego typu połączenie to nie jest najgorzej (lepsze to niż np. szkło odblaskowe i aluminium), ale ja jestem zwolennikiem odbudowy “w stylu epoki”, co jak pokazuje praktyka sprawdza się lepiej (Sztandarowym przykładem pojedynku obu koncepcji jest Rynek Starego Miasta w Poznaniu, gdzie straszy modernistyczny budynek BWA a obok stoją tzw. domki budnicze. Zostały one zbudowane również po wojnie a pięknie wpisują się całość i wielu myśli, ze są równie stare jak sąsiedni ratusz; Staowka Warszawska to tez rekonstrukcja, a jest na liście UNESCO) Gdyby przykryć te schody ładną dachówką (ze już nie wspomnę o tak charakterystycznej dla Węgier dachowce Zsolnaya, która jest jak najbardziej na miejscu na Wzgórzu Zamkowym), to nie wyglądałoby to jak favela.
Niecierpliwie czekam na odbudowę ogrodów – może jak zielone wyrośnie to daszek przestanie straszyć.
Bardzo ciekawe. Tyle razy tamtędy przejezdzalismy, a ja nie wiedziałam, co to za obiekt. Już wiem.
Asia: czyli misja spełniona :)
Peter: tutaj ta rdza razi, ale już np. na Placu ’56 jakoś mi nie przeszkadza. Pomnik zrobił na mnie duże wrażenie kiedy go pierwszy raz z bliska zobaczyłam. Stanęłam pośród tych słupów i czułam się naprawdę poruszona. Chociaż wiem, że organizacje związane z ’56 r protestowały przeciwko takiej formie. Ktoś mi mówił, że nazywają to szczotką Gyurcsanya.
I jeszcze pomnik Katynia. Też rdzawy.